niedziela, 10 stycznia 2021

Tak naprawdę mam na imię Hanna – Katarzyna Mastelarczyk


Temat Holocaustu, nie wierzę, że TO napiszę, bo brzmi to niefortunnie, stał się modny. Na FB widzę wielkie zainteresowanie książkami poświęconymi tej tematyce, chociaż ciężar gatunkowy różni się i to bardzo. To tak jakby zestawić Listę Schindlera z Wojennymi dziewczynami!


Tytuł: Tak naprawdę mam na imię Hanna

Autorka: Tara Lynn Masih

Wydawnictwo: Replika


Nie zrozumcie mnie źle ja bardzo lubię Wojenne dziewczyny oglądałam je w tym roku już ze trzy razy, ale jest to opowieść o wojnie, ale lekka, nie mówię, że fałszywa, ale bardzo wypolerowana. Innym gatunkiem są książki pisane przez zagranicznych autorów, którzy uważają, że pokażą nam jak to wyglądało i jest mnóstwo kwiatków, jak zlew na prowincji w czasie wojny, a uwierzcie mi, że czytałam książki w których w samym środku wojny na wsi zajadano się pomarańczami. Niech więc jedzą ciastka, skoro brakowało chleba. 



Poznajemy czternastoletnią dziewczynę, która zamieszkuje bliżej nieokreśloną część Ukrainy, założyłabym, że ze względu na sąsiadkę Ałłę, która wprowadza ją w świat zwyczajów Hucułów, to będą te rejony z okolic Karpat. Jest żydówką zamieszkującą Ukrainę, już fragment, gdy bohaterka przedstawia koleje geopolityczne tych ziem i twierdzi, że najpierw była Ukraina, później Austria, później Polska, to byłam lekko zdziwiona, ale jeszcze zniosłam. Wybuch wojny jest przedstawiony bardzo chaotycznie. Bohaterka ma w chwili rozpoczęcia książki czternaście lat, jej rówieśniczki będą czynnie brały udział w konspiracji, a ta jest tak infantylna, chociaż przecież ten schemat sprawdza się już w literaturze doskonale. Niedoścignionym wzorem jest Dziennik Anny Frank, którego siła opiera się na autentyczności, tymczasem, muszę to z bólem powiedzieć Tara Lynn Masih chyba naoglądała się wojennych romansów i naczytała się blogów, bo jej wizja wojny jest tak naiwna, że nie wiem od czego zacząć. Niemcy opukują ściany, żeby sprawdzić czy nie ma kryjówki, ale bohaterka się opiera o ścianę, więc nic nie słuchać, matka nie dostaje chleba bo jest Żydówką - wysyła córkę, a ta nie dość że dostaje chleb, to jeszcze wbrew kartce dostaje podwójną porcję - fortelem. We wsi planowany jest pogrom Żydów - wystarczy powiesić na drzwiach krzyż, a wcześniej ojciec zdejmuje mezuzę. To wszystko jest takie proste! Dramatyzmu za grosz, za to braki w kwerendzie, pisanie na  kolanie wychodzą z każdej strony


Sam pomysł na powieść - moim zdaniem bardzo dobry i czytałam wiele powieści w tym stylu, o tej tematyce, które się sprawdzały i były poruszającymi, wstrząsającymi opowieściami, tymczasem wadą tej książki jest to, że autorka nie czuje tematu. Książka zebrała wiele wyśmienitych recenzji, ja tego nie neguję, zapewne w Wielkiej Brytanii, wśród laików powieść ta będzie wywoływała ogromne emocje, wzruszy, będzie trzymała w napięciu, jednak nie sądzę, że w Polsce, ktoś kto zna temat nie będzie rozczarowany. 


Katarzyna Mastelarczyk

3 komentarze:

  1. Bardzo cenią sobie tego rodzaju książki i na pewno sięgnę po ten tytuł. 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. Już od dawna nie czytałam tej tematyki, ale ten tytuł sobie zapamiętam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nadia mnie są to ciężkie książki, mam kilka tytułów za sobą

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates