Featured

środa, 4 grudnia 2024

Koreański koncert uczuć Katarzyna Grabowska

 #WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoReplika



K-Pop szturmem zdobył rynek muzyczny na całym świecie. Zespoły koreańskie mają rzesze wielbicieli, a ich muzyka i charyzma członków zespołów trafiają do serc milionów osób, nie tylko w Azji, ale i w Europie czy Stanach Zjednoczonych. Katarzyna Grabowska w swojej książce „Koreański koncert uczuć” wplata fenomen K-Popu w opowieść o miłości, która przekracza granice, ukazując, jak świat show-biznesu może splatać się z uczuciami zwykłych ludzi.

 

Fabuła „Koreańskiego koncertu uczuć” koncentruje się na losach Sary, studentki anglistyki, i Jae Woonga, członka jednego z najpopularniejszych koreańskich zespołów K-Pop, Ol4u. Sara, zmuszona jest wrócić do domu autostopem. W tym samym czasie Jae Woong, gwiazda K-Popu, odbywa tournée po Europie. Ich drogi krzyżują się przypadkowo na małym, leśnym parkingu, w miejscu, gdzie nic nie zwiastuje nadchodzącej zmiany. Sara ma złamane serce po rozstaniu z chłopakiem, a Jae Woong, choć otoczony przez miliony fanek, nie zna prawdziwej miłości. To spotkanie zmienia wszystko – ich życie nabiera zupełnie nowego rytmu.

 

Początek książki jest wyjątkowo wzruszający, szczególnie w części dotyczącej Jae Woonga. Autorka doskonale oddaje emocje, jakie towarzyszą koreańskiemu gwiazdorowi, który, mimo popularności, nie zaznał prawdziwego uczucia. Jego samotność, ukrywana za maską idealnego idola, sprawia, że staje się postacią, którą łatwo polubić. Równocześnie jego historia daje czytelnikowi poczucie, że za blaskiem sławy kryje się człowiek pełen lęków i wątpliwości, a jego droga do miłości jest równie trudna jak dla każdego innego człowieka. To początkowe zarysowanie bohatera robi na czytelniku duże wrażenie i skłania do głębszego zaangażowania się w jego historię.



Kiedy bohaterowie spotykają się po raz pierwszy, fabuła książki nabiera tempa. Szczególnie ciekawe jest to, jak autorka przedstawia Łódź. Miasto to bowiem staje się tłem dla istotnej części wydarzeń. Chociaż sama mieszkam w Łodzi, nie miałam świadomości wielu szczegółów, które Grabowska zręcznie wplata w narrację. To pokazuje, jak dobrze autorka zadbała o tło i jak interesująco potrafi wykorzystać je w swojej historii.

 

Kreacja bohaterów to kolejny mocny punkt książki. Sara i Jae Woong są od siebie, pozornie, bardzo różni, co sprawia, że ich relacja jest interesująca, ale i pełna niepewności. Sara, jako studentka anglistyki, jest rozsądna i wrażliwa, ale także zagubiona po nieudanym związku, który złamał jej serce. Cały czas zarzuca sobie brak wyjątkowości. Z kolei Jae Woong, mimo swojej popularności, unika bliskości i jest zamknięty na emocje, co sprawia, że ich relacja wydaje się wręcz nieprawdopodobna. Te różnice nie przeszkadzają jednak w rozwoju uczucia…

 

Z czasem jednak książka staje się nieco sztampowa. Zachowanie Sary w wielu momentach wydaje się przesadnie histeryczne, a niektóre zwroty akcji z jednej strony są zaskakujące, z drugiej jednak – nieprawdopodobne. Z pewnością wiele osób może poczuć, że niektóre sytuacje są zbyt naciągane i nie do końca realistyczne. Finał historii, choć pełen emocji, w moim odczuciu jest zbyt cukierkowy. Wszystko rozwiązuje się w sposób idealny, co, choć może dawać poczucie satysfakcji, sprawia, że opowieść traci na autentyczności. Zakończenie jest przewidywalne i w pewnym sensie nieco rozczarowujące.

 

Choć motyw K-Popu jest obecny w książce, muszę przyznać, że został tylko lekko zarysowany. Kultura K-Popu, która jest siłą napędową tej opowieści, stanowi raczej tło, niż główny element fabuły. W książce tej więcej jest o relacjach między bohaterami, ich emocjach, niż o tym, jak wygląda życie w świecie koreańskiej muzyki. Fani K-Popu mogą poczuć niedosyt, bo temat ten nie został głęboko rozwinięty. Ten aspekt lepiej prezentuje powieść „My Summer in Seoul”.

 

Na pewno trzeba jednak docenić wydanie książki, które jest naprawdę piękne. Zjawiskowa okładka i barwione brzegi stron sprawiają, że książka przyciąga wzrok i jest estetycznie przyjemna. Choć grafika na okładce może sugerować bardziej koreańską historię, to tak naprawdę nie oddaje dokładnie fabuły. Wydanie jest świetne, ale grafika bardziej odnosi się do ogólnego klimatu książki, niż do jej rzeczywistej treści.

 

Podsumowując, „Koreański koncert uczuć” to lekki, całkiem interesujący romans z elementami kultury K-Popu, który sprawdzi się jako propozycja dla fanów gatunku. Choć nie jest to książka zaskakująca, a fabuła momentami staje się przewidywalna i nieco przesadzona, to całość wciąż jest przyjemną lekturą, którą warto przeczytać, zwłaszcza jeśli szukamy czegoś lekkiego i pełnego emocji.


Dominika Róg-Górecka

środa, 27 listopada 2024

Czym są peptydy oraz peptydowy krem pod oczy od Slavia Cosmetics

#WspółpracaRecenzencka #SlaviaCosmetics


Kiedy już znajdę fajną markę kosmetyczną, to lubię się jej trzymać. Właśnie dlatego regularnie sięgam po produkty od Slavia Cosmetics. Tym razem miałam przyjemność przetestować krem pod oczy.


Czym są peptydy?

Kosmetyki z peptydami ostatnio zyskały na popularności. Ale czym tak naprawdę są peptydy? W skrócie: to organiczne związki chemiczne, które składają się z aminokwasów, połączonych ze sobą wiązaniami peptydowymi. Mogą być pochodzenia zarówno naturalnego, jak i syntetycznego. Jakie mają działanie? Pobudzają komórki do regeneracji, w tym do produkcji kolagenu i elastyny, dzięki czemu poprawiają wygląd skóry, ale też jej elastyczność. Dodatkowo stymulują procesy naprawcze poprzez zwiększenie ochrony przed wolnymi rodnikami.

Co twierdzi producent:

Peptydowy krem pod oczy to produkt, który nie tylko spełnia potrzeby skóry, ale także wspiera jej naturalną regenerację, zapewniając młodzieńcze i promienne spojrzenie każdego dnia. Kluczową zaletą naturalnego kremu pod oczy jest jego kompleksowe działanie. Skoncentrowany peptyd w połączeniu z naturalnymi ekstraktami, takimi jak olej z zielonej kawy, wyciąg z nasion kasztanowca, ekstrakt z kwiatów jaśminu, czy olej z nasion maku, działają wielotorowo. Nie tylko intensywnie nawilżają i odżywiają skórę, ale również przeciwdziałają pierwszym oznakom starzenia, takim jak drobne linie czy cienie pod oczami. Dodatkowo, peptydowy krem pod oczy skutecznie chroni delikatną skórę przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych, zapewniając jej optymalny poziom regeneracji i odżywienia.

Kluczowe właściwości:
  • Rozjaśnia cienie pod oczami zarówno z barwy niebieskiej do żółtej jak i czarnej do białej.
  • Nawilża, odżywia i przeciwdziała oznakom starzenia, takim jak drobne linie i cienie pod oczami.
  • Redukuje obrzęki, ujędrnia i wygładza delikatną skórę.
  • Lekka formuła idealna pod makijaż oraz na noc.
  • Chroni przed szkodliwymi czynnikami zewnętrznymi i wspomaga naturalne procesy odnowy skóry.
Objętość: 30 ml

Cena: 139 zł

Moje wrażenia



Wpis ten powstał w ramach współpracy z Slavia Cosmetics. Otrzymałam od nich peptydowy krem pod oczy.

Uwielbiam ich kosmetyki z wielu powodów. Po pierwsze: prezentują się naprawdę pięknie. Drewniana nakrętka oraz kolorowy słoik ślicznie wyglądają na mojej półce. Trochę szkoda, ze tym razem na nakrętce nie ma drzewka, ale i tak drewniany akcent prezentuje się stylowo.

Nie bez znaczenia jest też skład. Aż 97% składników ma naturalne pochodzenie (znajduje się w nich między innymi olej z zielonej kawy oraz trehaloza.

Działanie: krem stosuję przede wszystkim w celu zmniejszenia obrzęku, który niestety z racji częstych nocnych pobudek się u mnie pojawił. I ten efekt zaobserwowałam. Używam kremu dwa razy dziennie, rano i wieczorem – jest to naprawdę fajny element codziennej pielęgnacji. Bo nie zajmuje wiele czasu, a jego stosowanie poprawia mi humor (warto po całym intensywnym dniu zrobić coś tylko dla siebie!)

Drugi efekt to wygładzenie – na to działanie jeszcze czekam. Na razie nie zaobserwowałam większej poprawy, ale prawdopodobnie wymaga to czasu.


Niestety efektu przeciwdziałania starzeniu ciężko jest zaobserwować, ale wierzę, że produkt działa, a ja zaoszczędzę sobie większych problemów w przyszłości.

Warto jeszcze wspomnieć o konsystencji i zapachu. Krem ma lekką formułę, dobrze się nakłada i szybko wchłania. Nie pozostawia na skórze filtru. Jego zapach jest delikatny i bardzo przyjemny.

A Ty stosujesz krem pod oczy? Czy ważny jest dla Ciebie naturalny skład?

Dominika Róg-Górecka

poniedziałek, 25 listopada 2024

Na językach cichych i głośnych zwierząt – Anna Skiba

#WspółpracaRecenzencka #Mamania


Publikacje dla najmłodszych potrafią zaskoczyć nawet dorosłych. Tak było w przypadku tej książki. „Na językach cichych i głośnych zwierząt. Szumiące historyjki logopedyczne” to pozycja nie tylko piękna, ale też wartościowa.


Autorką tej książki jest Anna Skiba, a wydawcą Mamania. Jest to wyjątkowa pozycja, która łączy przyjemną lekturę z wartościowymi ćwiczeniami logopedycznymi, oferując dzieciom i rodzicom coś więcej niż tylko zabawę.

Książka jest przepięknie wydana, co z pewnością przyciągnie uwagę każdego czytelnika. Została starannie zaprojektowana z dbałością o detale. Ilustracje w książce są niezwykle urokliwe i pełne kolorów, co sprawia, że cała publikacja staje się przyjemnością nie tylko dla dzieci, ale i dla dorosłych. Obrazy przedstawiające leśne zwierzęta oraz scenki z ich życia przyciągają wzrok, a jednocześnie budują w dziecku zainteresowanie światem natury.


Główne bohaterki opowieści to zwierzęta leśne, które stają się przewodnikami po logopedycznym świecie. Książka opowiada o ich przygodach, a jednocześnie dostarcza maluchom wartościowych ćwiczeń logopedycznych. Dzięki zabawie z postaciami zwierząt dzieci uczą się poprawnej wymowy trudnych dźwięków, takich jak „sz”, „cz”, „r” czy „ś”. Przekłada się to na rozwój mowy, a także poprawę wymowy u dzieci, które mogą mieć trudności z niektórymi głoskami. Ćwiczenia są różnorodne, ciekawe i dostosowane do wieku dziecka, co sprawia, że stają się one atrakcyjną częścią książki, a nie nudnym obowiązkiem.

Autorka z powodzeniem łączy elementy zabawy z nauką. Dzieci, słuchając opowieści o zwierzętach, rozwijają swoją wyobraźnię i uczą się, jak wymawiać poszczególne dźwięki w sposób naturalny, wpleciony w kontekst fabularny.


„Na językach cichych i głośnych zwierząt” to pozycja, która z pewnością przypadnie do gustu dzieciom, a także rodzicom, którzy będą mogli z nią wspólnie spędzać czas. Dzieci będą zachwycone kolorowymi ilustracjami oraz interesującymi historiami, a logopedyczne ćwiczenia pomogą im w sposób przyjemny i skuteczny poprawiać swoje umiejętności mówienia.

Podsumowując, książka Anny Skiby to niezwykle wartościowa publikacja, która łączy elementy zabawy z nauką. Z pewnością jest to doskonały wybór dla wszystkich tych, którzy pragną, aby ich pociechy miały bliski kontakt z naturą i leśnymi zwierzętami. Jest to książka pełna ciepła, mądrości i pięknych ilustracji, która będzie towarzyszyć dzieciom przez długi czas, wspierając ich rozwój ich mowy.

Dominika Róg-Górecka

piątek, 22 listopada 2024

Masz się łasić – Katarzyna Bednarczykówna

#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoCzarne


Spędzamy w pracy sporo czasu, niejednokrotnie więcej niż regulaminowe osiem godzin, a jednak bardzo często nie czujemy się tam dobrze. Zgadzamy się na mniejsze i większe uszczypliwości, aż w końcu nie jesteśmy w stanie wytrzymać tam ani chwili dłużej. Czy mobbing wpisany jest w naszą naturę?


„Masz się łasić. Mobbing w Polsce” to reportaż napisany przez Katarzynę Bednarczykównę, który ujrzał światło dzienne nakładem wydawnictwa Czarnego. Poszczególne rozdziały to relacje osób zatrudnionych w określonych miejscach. W książce dominuje układ tematyczny, po kolei poznajemy poszczególnych pracodawców, od zatrudnienia w gminie, po pracę w call center czy redakcji Magazynu.

Jest to dość typowy sposób zaprezentowania treści, który ma zarówno swoje zalety, jak i wady. Do plusów należy bardzo dokładne, emocjonalne zaprezentowanie sprawy. Poznajemy perspektywę pracownika, który sam opisuje swoją sytuację. Nie raz byłam poruszona, przerażona i przejęta. Z drugiej jednak strony, siłą rzeczy, dostajemy tylko jakiś mały wycinek rynku pracy, tylko kilka branży, kilku pracodawców. Pewnie każdy czytelnik będzie starał się odnaleźć w publikacji swoje doświadczenia i zazwyczaj się zawiedzie.

Autorka zamieściła w swojej książce też sporo ogólnych informacji, odnosi się do statystyk, czy badań, ale to właśnie indywidualne relacje dominują w książce. Kolejnym ciekawym elementem są wywiady. Autorka rozmawia z osobami walczącymi z mobbingiem, np. prawnikiem, czy psychologiem. I to są bardzo ciekawe fragmenty, które pomagają nam na chwilę wyjść z indywidualnej perspektywy i spojrzeć na całą sytuację z innych punktów widzenia.

Jednak głos otrzymali nie tylko pracownicy. Autorka rozmawiała również z pracodawcami, czy osobami oskarżonymi o mobbing. Co do zasady odpowiadają to, czego można się spodziewać – wszystkiego zaprzeczają. Ale robią to w różny sposób i naprawdę warto poznać ich perspektywę.

W książce poruszono też inny ciekawy wątek. Czy Polacy mają skłonność do mobbingu? Jeśli tak, z czego to wynika? W jednym z rozdziałów pojawia się bardzo ciekawa hipoteza. Wydaje mi się, że można było poświęcić temu tematowi więcej uwagi, rozważyć też inne możliwości, ale nawet w tym zakresie jest to kwestia warta uwagi.

„Masz się łasić” to interesująca publikacja, w której pada wiele ważkich pytań. Może dałoby się podejść do tematu trochę szerzej, ale nie zmienia to faktu, że książka analizuje istotny problem.

Dominika Róg-Górecka

wtorek, 19 listopada 2024

Perfumy Alternatywne, czyli ciekawy zamiennik dla drogich zapachów

#WspółpracaRecenzencka #PerfumyAlternatywne


Od dłuższego czasu planowałam kupić swoje ulubione perfumy. Jednak cały czas odkładałam ten pomysł na później. Bo umówmy się, kiedy nie wychodzi się z domu, drogie perfumy nie są towarem pierwszej potrzeby, nawet jeśli się o nich marzy. I właśnie wtedy dostałam propozycję przetestowania Perfum Alternatywnych, czyli kosmetyków inspirowanych słynnymi zapachami. Jak się u mnie sprawdziły?


Zdecydowałam się zrecenzować trzy zapachy, oto wynik moich testów.



Ocena zapachu: To właśnie o ten zapach mi chodziło! Uwielbiam perfumy, które stanowiły inspirację do tego zapachu. Niestety nie mam oryginału do porównania, ale na mój niewprawny nos, to jest właśnie to, czego potrzebowałam.

Woń jest lekka, kwiatkowa, słodka i niewinna. A jednocześnie intrygująca i niezwykle kobieca. Po prostu uwielbiam!

Trwałość zapachu: perfumy utrzymują się dość długo, jednak ich zapach traci z czasem na intensywności. Z tego co pamiętam, podobnie było z Lolitą.

Na jaką okazję: na co dzień! Ten zapach po prostu sprawia mi przyjemność, używam tych perfum zarówno przed wyjściem na spotkania, jak i po domu.



Ocena zapachu: Lekki, owocowy, bardzo rześki. Jest bardzo przyjemny, chociaż gdzieś w tle czuć woń kwantów, dominuje owocowa nuta. Są to bardzo uniwersalne perfumy, bo nie są ani za słodkie, ani zbyt korzenne.

Trwałość zapachu: perfumy są dość nietrwałe. Niestety szybko przestaje je czuć. Kojarzą mi się z DKNY, zapach świetny, ale szybko się ulatnia.

Na jaką okazję: Na co dzień, żeby poczuć się świeżo i lekko.



Ocena zapachu: Jest to zapach bardzo intensywny, kobiecy, zdecydowany i dominujący. Wyczuwam tutaj wyraźną woń bergamotki. Tego zapachu nie da się pomylić z żadnym innym ani przeoczyć. Woń jest głęboka, tajemnicza i intrygująca.

Trwałość zapachu: perfumy są bardzo trwałe! Nawet na drugi dzień czuć je w ubraniach.

Na jaką okazję: Tak intensywny zapach pasuje na wyjścia towarzyskie. Używających ich mam pewność, że woń nie wywietrzeje, zanim dotrę na miejsce. Mnie ten zapach kojarzy się z wielkim balem albo luksusowymi kosmetykami.

Wnioski i podsumowanie

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tymi perfumami. Każdy zapach jest zupełnie inny i każdy ma w sobie coś wyjątkowego. Faktycznie da się wyczuć w nich perfumy, którymi są inspirowane, co może być świetnym rozwiązaniem dla każdego, kto chce ograniczyć wydatki, albo woli mieć wiele zapachów, zamiast jednej. Cena 30 ml to tylko 23 zł! W mojej ocenie, naprawdę warto!

Co sądzisz o perfumach alternatywnych? Czy jest to dla Ciebie ciekawa opcja?


Dominika Róg-Górecka

poniedziałek, 18 listopada 2024

Owocowe słoiczki od HIPP BIO

#WspółpracaReklamowa #hipp.polska


Rozszerzanie diety to nie tylko niesamowita przygoda, ale też bardzo ważny etap w życiu dziecka. Czy wiesz, że pierwsze trzy lata w znaczący stopniu determinują podejście do jedzenia? Właśnie dlatego od samego początku warto podejmować mądre decyzje.


Dzisiejszy wpis powstał w ramach testowania słoiczków Hipp na platformie trnd. W tym celu otrzymałam 4 owocowe słoiczki o następujących smakach:
  • Jabłko z maliną,
  • Jabłko z truskawkami i malinami,
  • Jabłko z jagodami,
  • Gruszka ze śliwkami.

Jest to zestaw dla niemowląt w wieku od 5 do 11 miesięcy.


Jakie są plusy owocowych słoiczków Hipp?
  • Do ich produkcji wykorzystano wyselekcjonowane, ekologiczne maliny, truskawki, jagody i śliwki;
  • Nie dodano cukru (!);
  • Są praktyczne w użyciu – można włożyć do torebki i zabrać ze sobą do parku, czy w gości;
  • Są to produkty najwyżej jakości BIO,
  • HIPP jest firmą rodzinną z dużym doświadczeniem w zakresie żywienia najmłodszych.

Jak podawać słoiczki HIPP?

Wbrew pozorom, słoiczki HIPP można użyć na wiele różnych sposób. Pierwszy sposób jest najbardziej oczywisty: jako deser – po prostu za pomocą łyżeczki.

Ale owocowe słoiczki HIPP są też świetnym dodatkiem. Można nimi wzbogacić smak kaszki, owsianki, gofrów, czy naleśników. Rozszerzając dietę metodą BLW dość szybko podaje się zwyczaje posiłki, do których przeciery owocowe sprawdzą się idealnie!


Wnioski

Słoiczki HIPP bardzo przypadły nam do gustu. Są praktyczne w użyciu i pyszne w smaku (tak, podjadałam :)). Malutka chętnie testowała nowe smaki. O tej porze roku ciężko o świeże owoce, dlatego świetnie, że można je znaleźć w słoiczkach. Doceniam również to, że do ich produkcji użyto ekologicznych owoców.

Jeśli interesuje Cię ten produkt, to nowe smaki słoiczków HIPP BIO można znaleźć w wybranych sklepach Rossmann. Lista dostępna jest pod linkiem: https://hipp.pl/zywienie-0-1/poradnik/tu-kupisz-nowe-owoce-i-serduszka-hipp.


Co sądzicie o owocowych słoiczkach? Dajecie takie swoim dzieciom?

Dominika Róg-Górecka

niedziela, 17 listopada 2024

Dunder albo kot z zaświatu – Radek Rak

#WspółpracaRecenzencka #wydawnictwo.muduko


Trochę gier paragrafowych w swoim życiu przerobiłam. Głównie mierzyłam się z przedwiecznym złem w ramach serii „Choose Cthulhu”, dlatego z przyjemnością sięgnęłam po równie mroczną intrygę, ale w lżejszym klimacie. Tym razem w wykonaniu Radka Raka, czyli laureata wielu prestiżowych nagród m.in. Nagrody Literackiej „Nike” i Nagrody im. Janusza A. Zajdla.


Wszystko zaczyna się od niepozornej decyzji. Wyskoczyć bratu Takowi pod nogi, czy nie? Niby banał, ale jak się jest czarnym kotem – to ta decyzja urasta do bardzo ważnej sprawy. Jak z resztą każda w życiu kota. Jednak tym razem decyzje będzie podejmował czytelnik-gracz!

Mechanika gry paragrafowej jest banalnie prosta. To opowieść, w której za wybory odpowiada czytelnik. Najpierw czyta partię tekstu, poznaje jakiś etap fabuły, a następnie musi zdecydować, co dalej zrobi Dunder. Wystarczy, że będzie kontynuował czytanie na odpowiedniej stronie.

Co wyróżnia ten tytuł? Przede wszystkim bardzo lekka, dowcipna narracja. Szczerze mówiąc, właśnie tak wyobrażam sobie koty, jako istoty: sarkastyczne, skupione na sobie, ale też niesamowicie inteligentne i, do czego by się za nic nie przyznały, oddane. Ale dowcip widać nie tylko w dialogach, ale też opisach. Niektóre teksty są przekomiczne! Czytanie tej historii to sama przyjemność!

Podoba mi się również jej klimat. Chociaż historia zaczyna się lekko, później pojawia się mrok i magia, od której cierpnie skóra na karku. Niektóre sceny są też dość krwawe (stąd wydawca zaznacza, że tytuł ten dedykowany jest czytelnikowi 14+). Jednak wciąż daleko tej opowieści do horroru. To po prostu fantastyczna przygoda, w której nie brakuje wielu elementów ze słowiańskich wierzeń (które wprost uwielbiam). W tym zakresie mamy lekkie podobieństwo do serii „Kwiat paproci” Katarzyny Bereniki Miszczuk.


Klimat dodatkowo podkręcają czarnobiałe grafiki, które nie tylko świetnie wyglądają, ale też dobrze obrazują fabułę. Zdecydowanie jest na co popatrzeć podczas rozgrywki!

Wspomniałam już, że tytuł te to gra paragrafowa. Jednak nie zmienia to faktu, że między poszczególnymi wyborami mamy sporo tekstu do przeczytania, a zakończenie nie pojawia się po paru paragrafach. Tutaj poszczególne opowieści są rozbudowane i niesamowicie wciągające. Co więcej, chociaż poszczególne strony są czasem wykorzystywane więcej niż raz, to jednak opowieść kreuje wiele niezależnych odnóg fabularnych.

Wszystko to za sprawą nietuzinkowych bohaterów oraz nieszablonowych zwrotów akcji. Czytałam tę grę razem z mężem i obydwoje świetnie się bawiliśmy! Każda decyzja niosła za sobą ważkie konsekwencje, ale to dowcipne opisy najbardziej zdobyły nasze serce. „Dunder albo kot z zaświatu” świetnie oddaje klimat małego miasta, z wszystkimi jego plusami i minusami. Owszem, jest to trochę krzywe zwierciadło, ale opisane sytuacje są równie śmieszne… co prawdziwe.

„Dunder albo kot z zaświatu” to fantastyczna przygoda, pełna dowcipu, magii i zaskakujących zwrotów akcji. Jeśli lubisz nieszablonowe historie, to koniecznie sięgnij po ten tytuł!

Dominika Róg-Górecka

sobota, 16 listopada 2024

Zakład psychiatryczny Arkham – Víctor Conde, Giny Valrís i Edward T. Riker, Carla López Mederos

#WspółpracaRecenzencka #BlackMonk #NaKanapie
 

Stało się! Zwariowaliśmy i wylądowaliśmy w wariatkowie! I to nie byle jakim, bo w Arkham. Jednym słowem – mamy przerąbane! A może to wszystko spisek? Może ktoś nas wrabia? Kombinować? Uciekać? A może uwierzyć lekarzom? Czas na trudne wybory!


„Zakład psychiatryczny Arkham” to 14 tom serii „Choose Cthulhu” od Black Monk. Tym razem naszą przygodę zaczynamy, a nie kończymy w nieprzyjemnym przybytku, który mieliśmy okazję poznać w ramach poprzednich części. Jesteś pacjentem numer 77, nie masz bladego pojęcia co to oznacza i co dla Ciebie szykują lekarze, ale wszystko jest bardziej niż niepokojące. Uwierzyć im? A może szykować ucieczkę. Tak! Losy naszego bohatera zależą od Ciebie.

„Choose Cthulhu” to seria gier paragrafowych, w których czytelnik wciela się w głównego bohatera. Co jakiś czas musi podjąć decyzję, która zdecyduje o przebiegu fabuły. Od strony technicznej: są to co najmniej dwie opcje dostępne na końcu dłuższych partii tekstu. Należy wybrać jedną z nich i czytać dalej na stronie, do której odsyła. To tyle. Tym razem książka nie przewiduje żadnych szczególnych mechanik.


Książka ta nie jest dla każdego i to warto zaznaczyć już na początku. Po pierwsze, kwestia oczywista: gra paragrafowa. Trzeba lubić tak specyficzne napisane powieści. Ale to było już jasne wcześniej. Tym razem jednak jest jeszcze kolejny, kluczowy element: mnogość makabrycznych zakończeń. W tym momencie możecie zauważyć, że już wcześniej powieści fundowały nam liczne sceny pełne przemocy. Niby tak, ale nie w takiej liczbie! Tym razem miałam wrażenie, że dosłownie co chwilę mój bohater albo marnie kończy, albo jest świadkiem kolejnej przerażającej sceny. Ten tom to dosłownie kumulacja masakry!

Z jednej strony dobrze, bo wpływa to na klimat. Faktycznie czułam się niczym w pułapce, miejscu bez wyjścia, bez nadziei i szans na ratunek. Z drugiej… no nie było to przyjemne. Nigdy wcześniej nie czułam jakoś szczególnie tego, że czytam horror. Tym razem dreszczyk niepokoi towarzyszył mi przy odsłanianiu każdej kolejnej strony.

Z drugiej jednak mnogość makabrycznych finałów sprawiło, że dużo częściej musiałam cofać się na ścieżce wyborów i dużo szybciej dochodziłam do ściany. Miałam też wrażenie, ze tym razem mniej dowiedziałam się na temat samego świata, bo opowieść skupiała się na pobycie w zakładzie i mnóstwie odnóg. Nie bez powodu jest to najdłuższa część (ma ok. 100 stron więcej, niż poprzednia).

Interesującą ciekawostką było za to pojawianie się bohaterów z poprzednich tomów. Niby nie na długo, ale jednak znane nazwiska co jakiś czas pojawiały się w historii. Tym razem jest też sporo bohaterów drugoplanowych, których losy są interesujące i bardzo różne.

Atmosferę zagrożenia dodatkowo podkręca fakt, że nie do końca wiadomo co jest prawdą. W ramach różnych ścieżek fabularnych odkrywamy bowiem kilka wariantów rzeczywistości. Ale która z nich dzieje się naprawdę?

Reasumując, uważam, że „Zakład psychiatryczny Arkham” to tytuł przede wszystkim dla wiernych miłośników serii. I to nie z powodu fabuły, ta jest niezależna w każdej części. Tom 14 to fajne zamknięcie wszystkich poprzednich historii, ale jest też tak makabryczny, że może odstręczyć czytelników nieobeznanych z klimatem twórczości Lovecrafta.

Dominika Róg-Górecka  

Recenzja w ramach portalu www.nakanapie.pl.

czwartek, 14 listopada 2024

Japońskie obrazy do przedpokoju

#WspółpracaRecenzencka #decoroutet.pl


Pisałam już o małych plakatach, które potrafią zupełnie odmienić wnętrze. Ale mam też kolejne! Tym razem są zdecydowanie większe, ale równie piękne!


Wybierając obrazy, które miały ozdobić klatkę schodową, tym razem postawiłam na spójny temat. Zdecydowałam się wybrać produkty, których tematem przewodnim jest Japonia. I to był strzał w dziesiątkę!

Obrazy świetnie się prezentują. Dzięki drewnianym ramką tworzą retro klimat. Ale to nie jest ich jedyny plus. Są też bardzo praktyczne! Łatwo je złożyć i zawiesić na ścianie. Retro klimat podkreśla też faktura obrazów oraz stylizowane ilustracje.


Gdzie najlepiej powiesić takie obrazy? W zasadzie… pasują wszędzie. Mogą być jako obrazy do przedpokoju, czy sypialni. Jednak decydując się na nie, trzeba zwrócić uwagę na wymiary. W małym pokoju duży obraz może być zbyt przytłaczający.

Co sądzisz o tych obrazach? Czy podoba Ci się ta nieszablonowa ramka?

Dominika Róg-Górecka

poniedziałek, 11 listopada 2024

Serum na przebarwienia z kapsułkowaną arbutyną, czyli… po co właściwie używać serum?

#Reklama #SlaviaCosmetics 


Muszę przyznać, że przez długi czas w ogóle nie używałam serum. Podczas codziennej pielęgnacji korzystałam wyłącznie z kremu. Dopiero niedawno zyskałam trochę czasu i zaczęłam się interesować tym, jak jeszcze bardziej o siebie zadbać. I tak właśnie trafiłam na serum.


Ale właściwie to po co je używać?

Serum ma kilka ważnych zalet:

  • Jego działanie jest silniejsze, niż kremu,
  • Ma lekką, wodnistą konsystencje, dzięki czemu łatwo się je nakłada,
  • Używa się je obok kremu, więc dodatkowo dbamy o cerę,
  • Produkt szybko się wchłania.
Czy serum można używać zamiast kremu?

Zdecydowanie nie! Serum nie pozostawia na skórze warstwy ochronnej, nie ma też w składzie filtrów przeciwsłonecznych. Właśnie dlatego świetnie uzupełnia codzienną pielęgnację, ale nie zastąpi kremu.

Czym jest serum?

Serum to emulsja na bazie wody lub oleju. Jej formuła jest silnie skoncentrowana dlatego idealnie wspiera działanie kremu.


Jakie serum wybrać?

Serum, tak jak każdy inny kosmetyk, powinien być dobrany do potrzeb skóry. Ciekawym, dość uniwersalnym, produktem jest serum na przebarwienia z kapsułkowaną arbutyną od Slavia Cosmetics. To właśnie ten produkt zainspirował mnie do napisania tego wpisu.

Kluczowe właściwości:
  • Skutecznie redukuje przebarwienia.
  • Ujednolica koloryt skóry.
  • Wykazuje działanie antyoksydacyjne.
  • Działa nawilżająco i uelastyczniająco.
  • Fermentowane oleje oraz liposomy zwiększają biodostępność kosmetyku.

Objętość: 30 ml

Cena: 169,00 zł

Jest to produkt, który dedykowany jest skórze z przebarwieniami, która potrzebuje rozjaśnienia i wyrównania kolorytu. Świetnie sprawdzi się po lecie, zwłaszcza jeśli dużo się opalało.

To, co dla wielu jest ważne, 98% składników serum jest pochodzenia naturalnego. Moim zdaniem naprawdę warto wybierać takie produkty!

A co Ty o tym sądzisz? Stosujesz serum? Czy zwracasz uwagę na jego skład?

Dominika Róg-Górecka

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates