wtorek, 9 kwietnia 2013

Gotowanie dla dwojga


Książki nie tylko kulinarne czyli słów kilka o literackich rarytasach, ale też grafomańskich zakalcach. W drugiej części o tym czym jest gotowanie dla dwojga oraz jak łatwo zepsuć dobry tytuł.


Nad wyborem tej książki nie zastanawiałam się długo. Tytuł miała zachęcający, podtytuł tymbardziej. Bez większego namysłu zamówiłam. Po odebraniu książki odczułam dwie sprzeczne emocje, z jednej strony zawód tym co znalazłam w środku, z drugiej radość, że przed zakupem w księgarni zamówiłam egzemplarz w bibliotece.
Ale od początku. Książka nosi tytuł: gotowanie dla dwojga. Niewiele mniejsze litery pod nim oznajmiają, że dzięki niej poznamy „dania, które można wspólnie przygotowywać i się nimi delektować”. Planując więc romantyczną kolację we dwoje przewracam okładkę i czytam wstęp. Zajmuję on jedną stronę a4 i jest ni mniej ni więcej dywagacją o niczym. Dowiaduję się, że „dwoje” to dla autora określenie na dwie osoby, zarówno parę jak i każdą inną konfigurację. Następnie wczytuje się w wywód na temat tego, że gotowanie dla dwóch osób jest równie trudne (a nawet trudniejsze!) niż dla rodziny. Oraz o tym, że gotowanie dla osoby bliskiej niesie ze sobą inne komplikacje niż przygotowywanie posiłku dla dalszego znajomego. Po tym błyskotliwym tekście przechodzimy do przepisów. Zawsze lewą stronę stanowi receptura, zaś prawą śliczne zdjęcie potrawy. Książka wydrukowana jest na papierze błyszczącym, przyjemnie się ją przegląda.
Dlaczego jednak nosi tytuł „gotowanie dla dwojga”? Składniki podane są w proporcjach na dwie osoby, poza tym... no właśnie... nic. Ciężko mi było wyczuć co skłoniło autora do wybrania tych, a nie innych przepisów. Tak naprawdę poza zebraniem ich w jednej książce nie łączy je absolutnie żaden system.
A co z obietnicą „wspólnego przygotowania potraw”? D. któremu natychmiast pokazałam książkę skwitował to tak „myślałem, że będzie tu jakiś podział zadań na dwie osoby”. Też tego oczekiwałam. Jednak nie ma. Receptury zapisane są zupełnie standardowo. Co powoduje, że przepisy w niej zawarte są tak samo do wspólnego przygotowywania jak te z każdej innej dowolnej książki kucharskiej.
A co do samych przepisów. Są. Niektóre ciekawe, niektóre mniej. Pogrupowane w wygodne, chociaż dość standardowe kategorie np. desery.
Dlaczego tak:
kupuj jeśli lubisz patrzeć na jedzenie. Książa bowiem w ½ swojej niedużej objętości jest de facto albumem. Kolejnym plusem są umieszczone pod przepisem zalecenia, inne wersje i rady kucharza np. by uczynić danie mniej kalorycznym. Dodatkowo książka jest niedroga.
Dlaczego nie:
nie bierz tej pozycji jeśli liczysz na coś więcej niż zbiór przepisów. Nie jest poradnikiem, nie zawiera żadnych wskazówek jak zorganizować posiłek dla dwojga ani propozycji podania. Jeśli szukasz pomysłu na wieczór z ukochanym, to może być natchnienie, ale nie jest to książka dedykowana dla tej konkretnej sytuacji. Przepisy nie są ani zbyt wyszukane, ani zbyt romantyczne. Książka jakich wiele. Bardzo przeciętna.
Autor skusił mnie ciekawym tytułem, zaserwował jednak ciężko strawną papkę nijakości.


Trzymając się jednak tradycji. Chciałam przedstawić jedną z proponowanych przekąsek:


Jajko zapiekane po śmietaną – SKŁADNIKI:


1 jajko
4 listki bazylii
3 łyżki śmietany
pieprz, sól
plaster sera pleśniowego


Jajko należy dokładnie umyć i delikatnie wbić do naczynia żaroodpornego. Następnie w oddzielnej miseczce mieszam śmietanę z solą, pieprzem i porwanymi. Zalewam jajko śmietaną starając się by utrzymało się na powierzchni nie przebijając białka (najlepiej łyżką). Na wierzchu kładę plasterek sera pleśniowego. Wkładam do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni na dziesięć minut (autor podał dużo krótszy czas dlatego najlepiej byłoby indywidualnie ocenić czy jajko jest już takiej konsystencji jakiej oczekujemy).

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates