Zbrodnia po irlandzku – Aleksandra Rumin
Zabiorę Was dzisiaj na prawdziwą
autokarową wycieczkę. Zapnijcie porządnie pasy i mocno trzymajcie
foteli, bo będzie prawdziwa jazda bez trzymanki. Wybierzemy się na
wyprawę o wdzięcznie brzmiącej nazwie „Szmaragdowa przygoda” i
przez dziesięć dni zwiedzać będziemy Irlandię. Aha, zapomniałam,
weźcie ze sobą parasole i płaszcze przeciwdeszczowe, bo aura nas
nie rozpieści.
Tytuł: Zbrodnia po irlandzku
Autor: Aleksandra Rumin
Wydawnictwo: Initium
Towarzyszyć i wspierać będziemy tam
sympatycznego przewodnika, Tomka Waciaka, któremu łatwo nie
będzie. Pod opieką ma grupę, delikatnie mówiąc
trudnych i bardzo specyficznych turystów, warunki w Irlandii
sprzyjające nie będą, a do tego wszystkiego przydarzy nam się też
kilka trupów. Już mu współczujecie, prawda? Oj, macie czego,
macie, dlatego jak najszybciej wybierzcie się w tę podróż dodać
mu otuchy.
Na początku muszę się Wam przyznać,
że po przeczytaniu tej książki, mam trochę mieszane uczucia.
Spodziewałam się rasowej komedii kryminalnej, a dostałam ciekawą,
dowcipną satyrę na nas Polaków. Ja wiem, że zamierzeniem autorki,
była groteskowość, wiem również, że cechą charakterystyczną
groteski jest wyolbrzymienie, ale i tak przeraziło mnie ciut, w jaki
sposób pani Aleksandra przedstawiła naszych rodaków. Wszystko, co
złe za granicą to Polak. Dewastacja, kradzież, demolka, rozróba,
kombinacje, tak to wszystko my. Trochę było mi tego za dużo. Na
szczęście przyjdzie taki moment, kiedy inne nacje też porządnie
narozrabiają i Polacy nie będą mieli z tym nic wspólnego.
Ta wycieczka jest tak ekstremalna i
obfituje w tak niesamowite przygody, że gdybym już od kilku lat nie
jeździła na takie imprezy z pewnym zaprzyjaźnionym, łódzkim
biurem podróży, bałabym się dzisiaj wsiąść do autokaru:):) Nie
obawiam się jednak niczego i w tym roku również wyjadę, lecz
wybaczcie, raczej nie do Irlandii:):)
Trochę ponarzekałam, to teraz będę
autorkę chwalić. Spytacie, za co? Jak to za co, oczywiście za moje
ulubione „tło okołofabularne”. Dowiedziałam się z tej książki
ciekawych informacji o tym deszczowym kraju, plan wycieczki
sporządzony jest iście profesjonalnie i czyta się to bardzo
dobrze. Jeżeli ktoś wybiera się niebawem do Irlandii, nie musi się
już zastanawiać, co tam zwiedzi.
Wielkie brawa należą się pisarce za
stworzenie wspaniałej galerii barwnych postaci. Baronowa Raszpla i
jej towarzysze to naprawdę nietuzinkowi bohaterowie i wbrew pozorom
mogłabym ich spotkać na tegorocznej wycieczce, lecz żeby dowiedzieć
się, dlaczego będziecie musieli przeczytać tę powieść do końca.
I na pewno tego nie pożałujecie, bo zakończenie powala na łopatki.
Czegoś takiego się nie spodziewałam, zbierałam szczękę z
podłogi:) i chylę czoła przed autorką.
Pamiętacie, jak niedawno pisałam Wam
o onomastyce i jak bardzo zwracam uwagę na imiona uczestników moich
literackich podróży? Tutaj również pani Rumin dała upust swojej
niebywałej fantazji. Zarówno przy nadawaniu imion dzieciom, jak i
zwierzętom. Koniecznie musicie poznać dwie wszystkożerne rybki z
wyraźnymi skłonnościami kanibalistycznymi. Ciekawa jestem co
powiecie na ich imiona. Z kolei imion dzieci Alana nie potrafię
nawet dobrze napisać, a co dopiero powiedzieć:)
Muszę jeszcze wspomnieć o innym moim
literackim bziku: o jedzeniu. Niech nie zwiedzie Was opis na okładce,
tu nie tylko jada się rybę z frytkami i frytki z rybą. Czasami
będziecie porządnie objedzeni, a momentami będziecie musieli
obejść się smakiem, bo prawdziwe frykasy sprzątną Wam sprzed
nosa inni turyści.
Serdecznie zapraszam do tej
ekstremalnej podróży. Ubawicie się pierwszorzędnie, trochę
powzdychacie na naszych rodaków i pooglądacie piękne krajobrazy.
No, chyba że przeszkodzą Wam w tym mgły:) Wrócicie jednak pełni
wrażeń i mam nadzieję, że stęsknieni za naszą kolejną
literacką peregrynacją. Już na dniach zabiorę Was na Hel i tam
również nie obejdzie się bez trupa. Miłej lektury!
Dorota Skrzypczak.
O tym tytule robi się głośno :)
OdpowiedzUsuńI słusznie 😀
Usuńo proszę, to coś dobrego
OdpowiedzUsuńZdecydowanie 😀
Usuń