Nimfomanka – Sonia Rosa
Po przeczytaniu tej książki miałam ochotę podłączyć mojego męża pod monitoring, obwiązać drutem kolczastym pod wysokim napięciem, a już na pewno nigdy nie wypuszczać z domu. Tak na wszelki wypadek. Dziś będzie trochę o tym, że co za dużo, to nie zdrowo, i że czasem by było by lepiej nie opisywać wszystkiego… tak dokładnie.
Tytuł: Nimfomanka
Auotr: Sonia Rosa
Wydawnictwo: Filia
Anita, jak sugeruje tytuł, jest uzależniona od seksu. Albo o
nim myśli, albo go uprawia. Nie ważne gdzie, nie ważne z kim, ważne, żeby dużo.
Z czasem ten nałóg odbiera jej wszystko, rodzinę, pracę, godność. Mimo to dalej
nie potrafi z niego zrezygnować. Zapraszam was na wyprawę w bardzo nieprzyjemne
obszary seksualności i to w jednym kierunku, prosto do samego dna.
Sama nie wiem, co mnie pokusiło, by sięgnąć po ten tytuł. Ładna
okładka? Dobre wydawnictwo? Intrygująca zapowiedź, że jest to tytuł wyłącznie
dla dorosłych? Sama nie wiem, na początku miałam wyłącznie dobre skojarzenia z
tą powieścią i chociaż koleżanka mi ją odradzała, nie zraziłam się. Ja przecież
lubię książki skonstruowane wokół problemów i dramatów, zwłaszcza na etapie ich
pokonywania. A tutaj przecież mamy kryzys jak się patrzy, więc z pewnością
będzie ciekawie… cóż… myliłam się.
Aż ciężko wyliczyć wszystkie rzeczy, które w tej powieści poszły
źle. Na początku zacznę więc od kwestii technicznych. Sama narracja jest lekka,
przystępna, chociaż przesadnie dosadna. Początkowo kompozycja wygląda nieźle,
bo na zmianę prezentowana jest przeszłość i teraźniejszość. Czyli niby stopniowo
odkrywamy co doprowadziło bohaterkę do tego stanu. Napisałam „niby” bo moim
zdaniem to ona prędzej mogłaby się nabawić wstrętu do seksu niż jego
zamiłowania, ale mniejsza… Niestety, ostatecznie cała historia do niczego nie
prowadzi. Liczyłam na przełom, terapię, leczenie, refleksję, pracę nad sobą.
Nic bardziej mylnego. Całość to opis mnóstwa przypadkowych stosunków, bez grama
romantyczności, które nie popychają fabuły do przewodu.
Niesamowicie rozczarowało mnie również zakończenie. Mogłoby
się ono pojawić w dowolnym momencie książki, nic nie wniosło, nie zmieniło,
było nijakie i zwyczajnie nudne. Poczułam się zawiedzona, bo okazało się, że
całe czytanie nie doprowadziło mnie do żadnego ciekawego miejsca.
Wróćmy jednak do wzmianki, że jest to książka tylko dla
dorosłych. Potwierdzam! I to dorosłych z niskim poziomem brzydliwości. Scen
seksu jest tu jak w pornolu, albo i więcej. Z reguły są one po prostu… fuj.
Pojawia się kilka romantycznych uniesień, ale nasza bohaterka co rusz zaznacza,
że dla niej znaczenie ma samo bzykanie i nic więcej.
Skoro już mowa o Anicie i jej podejściu do życia to kobita
jest niesamowicie niekonsekwentna. Chodzi z facetami do łóżka czasem po godzinie
znajomości, a potem jest w szoku, że oni się jej nie oświadczają, chociaż ona
już miała w głowie plany na bycie panią ich domu (tak, bardzo dokładnie ocenia
warunki mieszkaniowe). Ryczy, bo po raz kolejny kogoś przeleciała, a potem
ryczy, bo ktoś jej odmówił i go nie przeleciała. Ubolewa nad płytkimi,
niewychowanymi mężczyznami, a potem odtrąca tych potencjalnie kochanych i
rokujących na związek. Zazwyczaj płacze po seksie i z jedną, i z drugą grupą.
Biega po mieście jak w rui, a potem
płacze, że ją ludzie tak traktują… Ale już hitem było, gdy bardzo niegrzecznie
potraktowała pana, który nad ranem chciał zjeść z nią śniadanie, by zaraz potem
płynnie przejść w myślach do monologu o chamskich odzywkach mężczyzn… No po
prostu…
Kolejną rzeczą, która strasznie mi się w bohaterce nie
podobała, to jej wręcz proszenie się o gwałt. Tak, to ma miejsce i najgorsze w
tym jest to, że… nic z tym nie robi! Nie broni się, rozkłada nogi, nie ucieka
tylko… no dalej to samo. Daje tyle ile chcą. Nie dzwoni na policję, nie
przeżywa, a najgorsze jest to, że… potrafi stwierdzić, że chociaż na trochę ją
zaspokoili! W czasach, kiedy tyle się mówi o uzasadnianiu gwałtów w kulturze, o
braku przyzwolenia, takie teksty to czysta kpina.
Kolejną kwestią jest tak niesamowite nieumiarkowanie w piciu
alkoholu, że po przeczytaniu tej książki ma się ochotę zostać absyntem.
Następnie wkraczają liczne absurdy fabularne. Nasza bohaterka
spotyka się z mężczyznami zazwyczaj raz czy dwa. Przy jej „hobby” przydałby się
stały współpracownik (lub kilku), prawda? Nie, bo… nie. Ona z nikim nie chce
się „umówić” ponownie. Chyba, żeby nie było jej za łatwo. To może chociaż niech
zamieni swoją „pasję” w pracę? Brzmi sensownie nie? Wreszcie zaczęłaby zarabiać
na tym, co i tak lubi. W końcu i tak robi to co oni chcą. Nie! Ona się obraża
jak ktoś jej proponuje kasę. No tak, bo seks za darmo z kilka facetami dziennie
to nie jest uwłaczający, ale za stówkę to ło la Boga! Skandal! Za kogo oni ją
mają!
Rażą też liczne powtórzenia w tekście dość oklepanych
zwrotów. Przez całą powieść mowa o „zapachu przetrawionego alkoholu” oraz „nie
to, żeby mi to kiedykolwiek przeszkadzało”. Myślałam, że coś mnie trafi, gdy po
raz kolejny o tym wspominała.
Najgorsze w tym jest to, że w zasadzie dałoby się wszystko
napisać inaczej. Niestety książka nie skupia się na ważnych aspektach fabuły, rzadko
podnosi relacje z rodziną, czy kwestie zawodowe, za to co chwilę opisuje nam
obrzydliwy seks. Wszystko to sprawia, że zwyczajnie nie przejmujemy się całym
tłem opowieści, a bohaterki nawet nie lubimy. Ja wiem, w opowieści o nimfomance
musi być dużo zbliżeń, ale przecież dało by się połowę z nich wyciąć i napisać,
że były, skupić się za to na fajnym poprowadzeniu akcji. Pozwolić bohaterce zmieniać
pracę, leczyć się, nawiązywać inne relację, a tak to… nic… sam seks i to w
wydaniu dalekim od romansów.
Nie podobała mi się ta książka i co więcej, może być ona szkodliwa.
Jeśli celem było pokazanie kobiety, którą zniszczyła choroba, to niestety
odbiór był zupełnie inny. Wyszła rozkapryszona baba, która tylko ryczy, wyrywa
zajętych mężczyzn, ryczy, puszcza się z menelami, dramatyzuje, że inne kobiety
mają mężów, a ona nie i nie wie dlaczego, znowu ryczy i wszystko solidnie zapija.
Reasumując, ma tak, jak sobie zasłużyła. I nie myślimy w tym momencie o niej,
jak o kimś w uzależnieniu, tylko jak bezdennie głupiutkiej bohaterce, która sama
chce się zniszczyć. Szkoda, bo sam pomysł nie był zły, jednak zabrakło pomysłu
na realizację, a samo zachowanie bohaterki, jak i jej motywacja były tak grubymi
nićmi szyte, że w ogóle do mnie nie przemówiły, nie mówiąc już o poruszeniu. „Nimfomanka”
to moim zdaniem książka z kategorii „czytałam, żebyście wy nie musieli”. Nie ma
za co!
P.s. Chociaż nie, jest za co, bo to jednak była męczarnia.
Te bardzo podejrzane rejony ludzkiej egzystencji mogłam zwiedzić dzięki portalowi Czytam Pierwszy :)
Nie planowałam czytać tej książki i swoje zdanie podtrzymuję. 😊
OdpowiedzUsuńMi akurat książka się podobała. Mimo wszystko żal mi było bohaterki. Ja raczej odebrałam to nieco inaczej.. myślę, że dużo osób zmagających sie z tego lub innego typu uzaleznieniem jesli jest sama i nie ma wsparcia w nikim nie potrafi tego zmienić i sama sobie z tym poradzić. Ona od początku nie zaznala milosci, wykorzystano ją jako nastolatke, ktora rozpaczliwie chciala tylko uwagi, zainteresowania, troski itp.. wpadła we własną pułapkę, z której nie potrafila sie juz wyplatac. Takie są moje odczucia co do książki :)
OdpowiedzUsuń