Czerwone słońce – Paulina Hendel
Stęskniliście się za słowiańskimi demonami? Jeśli tak, to świetnie się składa! Mam dla Was garść potworów do pokonania. Cóż… może trochę więcej niż garść.
Tytuł: Czerwone słońce
Seria: Żniwiarz (tom 2)
Autor: Paulina Hendel
Wydawnictwo: Czwarta strona
Magda nie jest już sobą, dosłownie i w przenośni. Jej wcześniejsze ciało umarło. To obecne nosiło imię Oliwia i nieszczególnie chce współpracować. Ale to nie wszystko. Dziewczyna pała żądzą zemsty i za wszelką cenę się wykazać w roli żniwiarki. Nie będzie to jednak takie proste, bo ciało Oliwi na każdego potwora reaguje strachem. Jak ma w takim razie poradzić sobie z Pierwszym?
„Czerwone słońce” to drugi tom serii „Żniwiarz”, dlatego, jeśli nie czytaliście poprzedniej części, koniecznie to właśnie od niej zacznijcie przygodę z tym uniwersum. Masz to już za sobą? No to lecimy!
Na pierwszy plus zaliczam zmianę w charakterze głównej bohaterki. Jest to ciekawy motyw, fajne przełamanie klasycznego rozwoju postaci, ale też wątek, który idealnie wpasowuje się w przedstawiony świat. To jednak nie wszystko. Gdy Magda była Magdą trochę raziła mnie jej naiwność. W wersji Oliwi ma zdecydowanie ostrzejsze pazurki i bardziej cięty język. Tę zmianę widać, słychać i czuć, ale też w ciekawy sposób wpływa na relacje z innymi bohaterami. Bardziej typową, ale równie interesującą przemianę przeszedł też Mateusz. W ogóle, w tej części postacie, nawet te drugoplanowe, to jeden z większych plusów. Obok klasycznego trio, całość ubarwiają szerocy w karkach kuzyni i ich niewyjęta babcia. Z taką ekipą po prostu nie można się nudzić.
Jeszcze lepiej, niż ostatnio poznajemy też pracę żniwiarza. Tym razem działa nie jeden, a dwóch i to często zupełnie niezależnie od siebie! Nie brakuje słowiańskich wierzeń i przesądów okraszonych bardzo współczesną narracją. Dziewczyna wdraża się w swoją nową rolę na całego, dlatego nie brak scen polować (kto kogo goni bywa kwestią zmienną) i walk.
Do czego mogłabym się przyczepić? Nawet w „Pustej nocy” wątku głównego nie było za dużo, a teraz to jest go tyle „co kot napłakał”. Mam wrażenie, że bohaterowie co jakiś czas sobie o nim przypominają, ale zawsze jest coś pilniejszego do roboty. Ostatecznie najważniejsza misja rozgrywa się głównie na ostatnich stronach i… tak jak się można spodziewać, urywa w połowie. Nie narzekam na wątki poboczne, ale ten główny gdzieś się po drodze zgubił i nagle pod koniec odnalazł.
„Czerwone słońce” wciągnęło mnie zdecydowanie bardziej niż poprzedni tom. Było intensywniejsze, pojawiło się więcej potworów i mistycznych wątków. Jeśli cała seria pójdzie w tę stronę… to już nie mogę się doczekać następnej części!
Dominika Róg-Górecka
Nie znam twórczości autorki, ale to dlatego, że nie są to moje klimaty czytelnicze. 😊
OdpowiedzUsuńPodobają mi się okładki. Jak spotkam to napewno przeczytam
OdpowiedzUsuń