Kulawe konie – Mick Herron
Czy zdarza się Wam sięgać po książki, które z pozoru nie mogą przypaść Wam do gustu? Zaintrygowana pozytywnymi recenzjami sięgnęłam po „Kulawe konie”, czyli szpiegowski kryminał.
Nikt nie wstępuje do kontrwywiadu po to, by przekładać
papiery. Jednak gdy w tej pracy zrobi się chociaż jeden błąd, nie ma co liczyć
na drugą szansę. Kulawe konie, agenci spisani na straty i porwanie chłopaka, w
którym nie powinni uczestniczyć. Nie zamierzają jednak odpuścić, czy wyjdzie im
to na dobre?
To zaskakujące, ale książka wciągnęła mnie już od pierwszych
stron. Jest to przede wszystkim zasługa świetnego początku, który dosłownie
wrzuca czytelnika w wir akcji. Na samym początku, kiedy jeszcze nie wie się, co
się dzieje, a już rozgrywa się coś ciekawego.
Potem mamy chwilę oddechu, kiedy poznajemy bohaterów, czyli tytułowe
kulawe konie oraz ich szczątkowe biografie. Każda z opisanych postaci ma w
sobie to coś, albo raczej powinnam napisać dosadniej, „ma jaja”, bo nie chodzi
tutaj o intrygujące cechy charakteru, ale mniejsze lub większe grzeszki, z którymi
muszą żyć i pracować dalej. Raczej nie ma tu bohaterów „do lubienia”, są za to
silne charaktery.
Drugim istotnym aspektem jest to, jak bardzo zagłębiamy się w
funkcjonowanie służb. W książce znajdziemy sporo „mięsa” na temat funkcjonowania
służb specjalnych, technik pracy, ale też wzajemnych powiązań między
poszczególnymi komórkami. Do tego dochodzi jeszcze skomplikowana gra kłamstw oraz
intryg, które dodatkowo napędzają i tak dynamiczną akcję. Co ciekawe, akcja
wywiady nie zawsze przypomina Jamesa Bonda, czy film akcji. Często jest żmudna
i zwyczajnie męcząca.
Sama intryga jest wcinająca i pełna zwrotów akcji. Rzadko
sięgam po książki tego typu, dlatego tę czytało mi się z niekłamaną
przyjemnością.
Dominika Róg-Górecka
Raczej nie odnalazła bym się w tej książce.
OdpowiedzUsuńDobrze czasami wyjść z czytelniczej strefy komfortu :)
OdpowiedzUsuńAutora nie kojarzę. Już sam tytuł mnie zaintrygował, a opis również.
OdpowiedzUsuń