Jak nie dać sobie wejść na głowę – Gibas Jarosław
Cytując autora: „to był (…) hardocore”! I nie ma w tym stwierdzeniu ani krztyny przesady. Bo chociaż poradników przeczytałam już całe mnóstwo, to żaden nie był podobny do tego. Czy wyróżnia się „Jak nie dać sobie wejść na głowę”. Cóż... wszystkim!
Tytuł: Jak nie dać sobie wejść na głowę
Autor: Gibas Jarosław
Wydawnictwo: Onepress
Czy zdarzyło Ci się z uśmiechem na twarzy przytakiwać szefowi, chociaż tak naprawdę chciałabyś mu wybić kolejne głupie pomysłowy z głowy (najchętniej laptopem)? Padać na twarz po całym dniu pracy i jeszcze kilku dobrowolnych (i niepłatnych) nadgodzinach? Siedzieć na imprezie firmowej, bo przecież nie wypada wyjść za wcześnie? Cóż... być może padłaś/łeś ofiarą kultury zapie***lu.
Nie lubię przekleństw, a już w książkach szczególnie mi się nie podobają. Jednak to użyte w tytule bardzo dobrze oddaje charakter opisywanego zjawiska oraz fakt, że nie ma w nim nic przyjemnego. Już od pierwszych stron byłam pod wrażenie, jak autor trafnie ocenia i ciekawie opisuje temat. Bo umówmy się, wielu z nas karmi się mrzonkami, a myśl o pięknym życiu zabija w nas radość z... życia. Skąd się to jednak bierze? Właśnie odpowiedzi na to pytanie szuka autor w swojej publikacji.
Jednak zakres jego książki daleko wykracza poza omówienie kultury pracy. Faktycznie od tego się zaczyna, jednak autor przeskakuje do innych aspektów życia codziennego. Niektóre jego koncepcje zahaczają wręcz o teorie spiskowe.
Cechą charakterystyczną tej książki jest „ostra”, wręcz czaro-biała narracja. To nie jest typowy poradnik, którego celem jest wprawienie nas w dobry nastrój. Mam wrażenie, że autor wręcz celowo bulwersuje czytelnika i zachęca do sprzeciwu. Poszczególne tematy omawia w prosty, wręcz dosadny sposób.
Zazwyczaj z poradników wynoszę jedną, może dwie myśli. Tym razem jest inaczej. Lektura tej książki zmusiła mnie do myślenia i wyciągnięcia własnych wniosków. Nie z wszystkimi pomysłami się ostatecznie zgodziłam. Część przemyśleń wydaje mi się zbyt sztamowa, oparta na powtarzanych przez wszystkich sloganach, czy nawet powierzchownej obserwacji. Nie mniej, nawet tylko po to, by się z nimi nie zgodzić, musiałam parę spraw przemyśleć, co już samo w sobie przemawia za danym tytułem.
Na końcu warto też wspomnieć, że większość poradników adresowanych jest do kobiet. Jednak nie ten. „Jak nie dać sobie wejść na głowę” przeczytał również mój mąż i miał bardzo podobne wnioski. Publikacja porusza ważkie tematy w ciekawy, nieszablonowy i prześmieszny sposób. Warto spojrzeć krytyczne na przyjęte normy i zasady (nawet te korpo), by zdecydować, czy takie życie nam odpowiada.
Dominika Róg-Górecka
Przyznam szczerze, że poradniki do mnie nie przemawiają.
OdpowiedzUsuńDobrze, że książka skłania do przemyśleń. Dawno nie sięgałam po tego typu lekturę.
OdpowiedzUsuńChociaż nigdy nie przepadałam za takimi poradnikami, ten jakoś do mnie przemawia i chciałbym sprawdzić, co dokładnie jest w środku
OdpowiedzUsuń