Featured

piątek, 30 maja 2025

Wszystko ma swój czas. Mądrość zen na trudne chwile – Haemin Sunim

#WspółpracaRecenzencka #Znak


W codziennym pędzie, pomiędzy obowiązkami zawodowymi, domowymi, a próbą „ogarnięcia” wszystkiego wokół, coraz trudniej znaleźć chwilę ciszy i spokoju. A przecież to właśnie one są nam najbardziej potrzebne – żeby na nowo odnaleźć siebie, wyciszyć emocje, spojrzeć na życie z dystansu. Książka Wszystko ma swój czas. Mądrość zen na trudne chwile jest jak taka spokojna przestrzeń, do której można się schronić.


To zbiór krótkich tekstów inspirowanych filozofią zen, które mają pomóc czytelnikowi poradzić sobie z trudnymi emocjami, stresem i chaosem codzienności. Autor nie moralizuje, nie daje prostych recept. Zamiast tego dzieli się refleksjami, które uczą akceptacji, cierpliwości i zaufania do życia. Każdy rozdział to osobna myśl, zatrzymana na kartce, która zaprasza do chwili zadumy.

Książka wyróżnia się już samym wydaniem. Jest po prostu piękna. Sztywna oprawa, przyjemny w dotyku papier i niezwykle klimatyczne ilustracje sprawiają, że aż chce się ją przeglądać, nawet bez czytania. Grafiki są subtelne, urzekające, idealnie wpisują się w atmosferę tekstów – wprowadzają w dobry nastrój i pomagają się wyciszyć.


Od pierwszych stron można poczuć spokój, który emanuje z każdego zdania. Czytanie tej książki to prawdziwa przyjemność – nie chodzi nawet o konkretne rady, ale o nastrój, jaki tworzy. Pomogła mi się zatrzymać, zadać sobie kilka ważnych pytań, przywróciła wewnętrzną równowagę i zwyczajnie podniosła mnie na duchu.

Jest napisana przystępnie, bez patosu i nadęcia. Dotyka ważnych tematów – takich jak przemijanie, niepewność, lęk – ale robi to z ogromną delikatnością i zrozumieniem. Nie ocenia, nie narzuca, raczej towarzyszy czytelnikowi w jego własnych przemyśleniach.

Na końcu prawie każdego rozdziału znajdują się złote myśli i cytaty, które zostają z czytelnikiem na dłużej. Niektóre z nich trafiają w punkt – jakby ktoś czytał w naszych myślach i dawał prostą, ale kojącą odpowiedź.


Podsumowując – wiele poradników jest nijakich, wtórnych, nie zapadają w pamięć. "Wszystko ma swój czas" jest inne. Ma w sobie to „coś” – autentyczność, prostotę i mądrość. Trafiła do mnie w idealnym momencie i zostanie ze mną na dłużej. To książka, do której chce się wracać, zwłaszcza wtedy, gdy świat wydaje się zbyt głośny.

Dominika Róg-Górecka

czwartek, 22 maja 2025

Książka w jednej ręce, herbata w drugiej – czyli przepis na idealne popołudnie z Dilmah

#WspółpracaReklamowa #Dilmah 


Są dni, kiedy świat może zaczekać. Kiedy zamykam laptop, odkładam telefon i sięgam po książkę. W tle gra cicha muzyka, a w filiżance – jedna z herbat, które ostatnio skradły mi serce.


Dilmah przesłała mi część linii swoich czarnych herbat aromatyzowanych – miałam możliwość przetestowania aż 8 aromatów! I każda z nich ma swój unikalny charakter:


🍃 Mięta – świeża, czysta i lekko chłodząca. Idealna na popołudnie, kiedy trzeba się zresetować.
🍋 Cytryna – klasyczna, lekko kwaskowata. Czuć naturalną nutę cytrusów, nie ma sztuczności. Świetna do czytania kryminałów pod kocem 😉
🍑 Brzoskwinia – delikatna, słodkawa, przyjemna. Trochę jak herbaciany deser bez kalorii.
🥭🍓 Mango i truskawka – mój totalny hit! Owocowe, intensywne, ale nie przesłodzone. Mango dodaje egzotycznej nuty, a truskawka dopełnia całość letnią słodyczą. Ten smak najczęściej ląduje w mojej filiżance.
🍐🍊 Gruszka i pomarańcza – zaskakujące połączenie, które naprawdę działa. Gruszka łagodzi, a pomarańcza dodaje charakteru. Idealna na jesienne wieczory.
🍮 Karmel – deser w płynie. Głęboki, ciepły smak z nutą słodyczy. Świetna do książek obyczajowych i małych chwil relaksu.
🫐 Borówka i wanilia – pachnie jak ciasto owocowe! Smak złożony, lekko słodki, ale z ciekawym tłem. Bardzo aromatyczna, idealna do popołudniowego resetu.
🌿 Jeżyna – owocowa, lekko cierpka, z dzikim charakterem. Dla tych, którzy lubią mniej oczywiste kompozycje.

Każda z nich jest naprawdę pyszna – smaki są wyraziste, ale nie przykrywają smaku samej herbaty. To nadal mocna, wyrafinowana czarna herbata – z charakterem, który czuć w każdej filiżance.

Do tego dostałam też herbatę zieloną – orzeźwiającą, delikatną, ale zaskakująco pobudzającą. Idealna na leniwe poranki albo jako przerwa w pracy, kiedy trzeba zebrać myśli i wrócić do działania z nową energią.


I wreszcie klasyk – czarna herbata liściasta, w pięknej metalowej puszce. To jest esencja herbaty – mocna, lekko gorzka, z idealną głębią smaku. Piję ją najczęściej do posiłków – cudownie podbija smak potraw, a jednocześnie sama smakuje jak coś, co warto celebrować.


Herbata i książka to duet idealny – obie zabierają mnie w inną rzeczywistość.

A Ty – którą herbatę wybrałabyś/wybrałbyś na dzisiaj?

Dominika Róg-Górecka

poniedziałek, 19 maja 2025

Trzy siostry. Cisza – Katarzyna Michalak

#WspółpracaRecenzencka #Znak


Seria „Trzy siostry” Katarzyny Michalak to niezwykle emocjonująca opowieść, która od pierwszego tomu przyciąga uwagę czytelnika. Drugi tom zakończył się w taki sposób, że nie sposób było nie sięgnąć po finałową część, by poznać losy bohaterek. Ale czy finał spełnił moje oczekiwania?


„Trzy siostry. Cisza” to zamknięcie trylogii, w którym autorka odsłania przed czytelnikiem tajemnice przeszłości sióstr Sawa. Dominika, Dorota i Diana stają przed wyzwaniem rozwiązania spraw związanych z testamentem matki. W ich życie wkracza nowa postać, która wprowadza chaos i zmusza bohaterki do konfrontacji z własnymi demonami. Katarzyna Michalak zręcznie łączy wątki rodzinne, dramatyczne wydarzenia i zaskakujące zwroty akcji, tworząc spójną i wciągającą narrację.


Ta opowieść stoi emocjami. Jest to zarówno zaleta, jak i wada. Zaleta, bo książkę czyta się szybko, a wydarzenia następują po sobie w szybkim tempie. Wada, bo momentami emocji jest po prostu za dużo, co sprawia, że historia staje się mało prawdopodobna. O ile drugi tom przesadził z intensywnością uczuć, o tyle trzecia część jest pod tym względem bardziej stonowana. Nadal dużo się dzieje, ale nie wpływa to tak mocno na czytelnika (może to kwestia mojego przyzwyczajenia!).

Główny wątek fabularny jest interesujący. Byłam ciekawa, jak zakończy się historia sióstr. Jednak nadal mamy za dużo dziwnych i mało prawdopodobnych zwrotów akcji. Jedna z bohaterek określa ich życie jako „telenowelę”. I ma rację – chociaż nawet jak na telenowelę, zwrotów akcji jest za dużo.

Pewne wątpliwości budzą też dialogi. Mam wrażenie, że bohaterowie Katarzyny Michalak mówią tak samo. Ich wypowiedzi są trochę staroświeckie, pełne emocji i ciut nierealne. Samo w sobie nie jest to złe. Jednak cały czas miałam wrażenie, że w innych seriach postacie wypowiadają się w podobny sposób.

Jednak największe zastrzeżenie budzi finał. Pisałam, że jest intensywnie? To nic w porównaniu z zakończeniem. Tutaj zwroty akcji pojawiają się co parę zdań, a samo zakończenie wystarczyłoby na osobną powieść.

„Trzy siostry. Cisza” to powieść dla fanek Katarzyny Michalak – one z pewnością będą zachwycone. Dla czytelników, którzy oczekują bardziej wysublimowanej, wolniejszej i dającej do myślenia literatury, może zabraknąć tu głębi i subtelności.

Dominika Róg-Górecka

czwartek, 15 maja 2025

Życie z przedszkolakiem – Małgorzata Stańczyk i Katarzyna Kalinowska

#WspółpracaRecenzencka #Mamania


Życie z przedszkolakiem to codzienna mieszanka radości, śmiechu i niespodzianek, ale też nieustające wyzwanie. Dzieci w wieku 3–6 lat potrafią nas zaskoczyć zarówno błyskotliwym komentarzem, jak i nagłym wybuchem emocji. To okres intensywnego rozwoju, w którym rodzice często czują się zagubieni. Dlatego warto sięgnąć po dobre źródło wsparcia.


„Życie z przedszkolakiem” to poradnik stworzony z myślą o rodzicach dzieci w wieku przedszkolnym. Autorki – Małgorzata Stańczyk i Katarzyna Kalinowska – w przystępny sposób opisują, jak rozwija się dziecko w tym okresie, co przeżywa emocjonalnie i jak kształtują się jego relacje z otoczeniem. Książka pomaga lepiej zrozumieć potrzeby malucha i spojrzeć na codzienne sytuacje z większą empatią.

Książka należy do serii „Mamania. Pierwszy kontakt”, która skupia się na wspieraniu rodziców w pierwszych latach życia dziecka (oraz kobiety w ciąży). Seria stawia na mądre, współczesne podejście do wychowania, oparte na wiedzy psychologicznej i szacunku do dziecka. To książki, które pomagają budować dobre relacje od początku, ale też rozwinąć potencjalne problemy związane z wychowywaniem maluchów.


Książka znakomicie identyfikuje typowe problemy rodziców przedszkolaków – od trudnych emocji, przez konflikty z rówieśnikami, aż po kwestię granic i niezależności dziecka. Wszystko opisane jest w sposób przejrzysty i zrozumiały, z dużą dozą wyrozumiałości wobec dorosłych. Dzięki tej lekturze łatwiej jest zobaczyć, że choć dziecko bywa bardzo „dorosłe” w zachowaniu, to wciąż potrzebuje naszego prowadzenia i wsparcia.

Momentami brakowało mi konkretnych rekomendacji, jak reagować na pewne zachowania. Przykład? Tematy „kupowe” – autorki tłumaczą, dlaczego dzieci często mówią o pupie czy kupie, ale nie dają jasnej odpowiedzi: jak my, dorośli, powinniśmy na to reagować? Czasami sama wiedza o przyczynie to za mało – przydałoby się też więcej wskazówek praktycznych.


Warto też podkreślić, że poradnik napisany jest bardzo przystępnie i zrozumiale. Rozdziały tematyczne pozwalają szybko odnaleźć interesujące nas treści – to świetne rozwiązanie, kiedy chcemy wrócić do konkretnego tematu w codziennym biegu.

Szczególnie cenne było dla mnie to, jak autorki pokazują, że dziecko nie „robi nam na złość”, tylko przeżywa świat na swój dziecięcy sposób. Tak samo wiele dał mi rozdział o konfliktach (zarówno między dziećmi, jak i z rodzicami).

„Życie z przedszkolakiem” to książka, która wspiera, tłumaczy i inspiruje. Pomaga zrozumieć dziecko, ale też spojrzeć z życzliwością na siebie jako rodzica. Mimo drobnych braków w praktycznych wskazówkach, to wartościowa lektura, do której warto wracać – szczególnie wtedy, gdy codzienność z maluchem zaczyna nas przerastać.

Dominika Róg-Górecka

wtorek, 13 maja 2025

Pyszna podróż ze Słodkim Grekiem

#WspółpracaRecenzencka #Słodki Grek



Gdy myślimy o Grecji, pierwsze skojarzenia to słońce, oliwki, lazurowe morze i… wyjątkowe słodycze. Grecka sztuka cukiernicza ma w sobie coś magicznego – łączy tradycję, prostotę składników i bogactwo smaku. Chałwa, będąca jednym z najbardziej charakterystycznych przysmaków, ma długą historię i wciąż zachwyca swoją niepowtarzalną konsystencją oraz głębokim aromatem sezamu. Słodki Grek to marka, która idealnie uchwyciła esencję tej kultury – oferując produkty, które smakują jak greckie lato.


Miałam okazję spróbować trzech wersji chałwy od Słodkiego Greka: klasycznej, z pistacjami oraz z bananami i czekoladą. Każda z nich zachwyca na swój sposób – klasyczna to kwintesencja tradycji, pistacjowa kusi lekko orzechową nutą, a wersja z bananem i czekoladą to prawdziwe zaskoczenie – słodycz, która jest jednocześnie subtelna i wyrazista. Doskonałe jako mały deser do kawy lub herbaty – nie za słodkie, nie za mało – idealne w swojej równowadze.

Na szczególne wyróżnienie zasługuje także czekolada z żurawiną. Nie tylko świetnie smakuje – lekko kwaskowa nuta owoców pięknie przełamuje intensywność czekolady – ale też prezentuje się wyjątkowo elegancko. To ten rodzaj słodyczy, który śmiało można wręczyć jako drobny prezent – zachwyci i smakiem, i estetyką.

Słodki Grek przypomina, że nawet najmniejszy kawałek słodyczy może przenieść nas w zupełnie inny świat – pełen ciepła, słońca i smaku. Dziękuję za tę podróż – na pewno do niej wrócę!

Dominika Róg-Górecka












niedziela, 11 maja 2025

Dla dobra dziecka Szwedzki socjal i polscy rodzice – Maciej Czarnecki

#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoCzarne


„Szwedzki socjal zabiera dzieci” – to hasło, które elektryzuje rodziców nie tylko w Polsce. Krąży po forach, wybrzmiewa w mediach i rozmowach przy kawie, budząc niepokój, a czasem wręcz panikę. System opieki nad dziećmi w Szwecji (i równie owiana złą sławą Norwegia) jawi się jako zimna machina, która wkracza do domów bez pytania, by rozdzielić rodziny „dla dobra dziecka”. Czy rzeczywiście jest aż tak źle? A może po prostu nie rozumiemy, jak ten system działa – i dlaczego działa właśnie tak?


Czytałam wcześniej „Dzieci Norwegii” tego samego autora i do dziś uważam, że właśnie tak powinny być pisane reportaże. Czarnecki nie staje po żadnej ze stron, nie osądza, nie szuka sensacji. Zamiast tego pyta, słucha, sprawdza. Rozmawia nie tylko z rodzicami, ale też z urzędnikami, przedstawicielami organizacji, prawnikami. Porównuje wypowiedzi z aktami spraw, dąży do jak największej rzetelności. To podejście, które dziś – w czasach szybkich opinii i uproszczeń – jest na wagę złota. Dzięki temu jego książki są nie tylko ciekawe, ale i godne zaufania.


W „Dla dobra dziecka” autor po raz kolejny bierze pod lupę trudny, emocjonalnie naładowany temat i robi to z ogromnym wyczuciem. Historie, które przedstawia, są skomplikowane, niejednoznaczne i pełne ludzkiego dramatu. Czarnecki skupia się na losach polskich rodzin w Szwecji, ale w książce znajdziemy też perspektywę ukraińskich uchodźców. To istotny dodatek – bo pozwala zobaczyć, że pewne trudności nie wynikają z jednej narodowości czy konkretnego stylu wychowania, ale z różnicy mentalności, oczekiwań i sposobów komunikacji.

Czy da się na podstawie tej książki ocenić cały szwedzki system? Będzie trudno. Nawet bardzo. Relacje rodziców często odbiegają od oficjalnych dokumentów, a i same przypadki są bardzo złożone. Kto zawinił – system, rodzice, czy może to po prostu tragiczne zderzenie dwóch kultur i podejść do wychowania? Chociaż autor stara się szukać jasnych stron działania instytucji, to na pierwszy plan wysuwają się przede wszystkim zarzuty, niepokoje, dramaty. Ale nie oszukujmy się – trudno wyobrazić sobie, że socjal interweniuje w modelowej rodzinie, gdzie wszystko działa jak w zegarku. To zawsze sytuacje „na granicy”, trudne i niejednoznaczne.

Z drugiej strony, ta książka może okazać się naprawdę pomocna dla rodziców, którzy planują przeprowadzkę do Szwecji lub już tam mieszkają. Czasem nieporozumienia nie wynikają ze złej woli, ale z całkowicie odmiennego spojrzenia na to, czym jest dobro dziecka. Inaczej rozumiemy autorytet, inaczej reagujemy na płacz, inaczej myślimy o prywatności dzieci. Zrozumienie tej „mentalności urzędnika” może pomóc uniknąć wielu trudnych sytuacji.

Książkę czyta się świetnie, mimo ciężkiej tematyki. Czarnecki potrafi pokazać ludzką stronę nawet najbardziej nieprzyjaznych procedur, ale też – że nie każda historia wciąga jednakowo. Pierwszy rozdział, jak zauważa część osób, bywa nieco sensacyjny, co może zmylić oczekiwania. Ale potem robi się naprawdę ciekawie i głęboko. To nie jest książka na raz – ona zostaje w głowie.

Bardzo polecam ten reportaż każdemu, kto chce spojrzeć na szwedzki system z bliska – nie przez pryzmat sensacyjnych nagłówków, ale oczami ludzi, którzy tego doświadczyli. To książka, która wciąga, porusza i – co najważniejsze – zmusza do myślenia. Dla dobra dziecka, dla dobra debaty, dla dobra nas wszystkich.

Dominika Róg-Górecka

sobota, 10 maja 2025

Pola kwiatów – Nasza Księgarnia

#WspółpracaRecenzencka #NaszaKsięgarnia


Kto z nas nie marzy o chwili relaksu na łonie natury – sielankowa łąka, śpiew ptaków, zapach kwiatów... A potem przychodzi zimny prysznic w postaci komarów, kleszczy i pyłków, które skutecznie gaszą romantyczne wizje. Na szczęście istnieje bezpieczna alternatywa: Pola kwiatów to gra planszowa, która pozwala delektować się ogrodniczą sielanką bez ryzyka niechcianych gości.


🎲 Podstawowe informacje

Liczba graczy: 1–4
Czas rozgrywki: ok. 40 minut
Wiek: od 8 lat
Rodzaj gry: rodzinna, z elementami strategii
Autorzy: Luca Bellini, Luca Borsa
Ilustracje: Fabio Frencl
Wydawca: Nasza Księgarnia
Zawartość pudełka: kafelki kwiatów, drewniane pszczółki, plansze graczy, woreczek, znacznik słońca, notes do punktacji

🌼 Jak się gra?


Rozgrywka toczy się przez trzy sezony, a każdy z nich składa się z kilku rund. W swojej turze gracz może:
  • Pobrać kafelek kwiatów – ten, przy którym stoi znacznik słońca, lub jeden z dalszych (kosztem pszczółek).
  • Zabrać pszczółki – potrzebne do zapylania.
  • Rozmieścić pszczółki w ogrodzie – co zwiększa wartość kwiatów i umożliwia zdobycie punktów.



Kafle trzeba układać w przemyślany sposób, łącząc je z już posiadanymi. Zapylone rabaty przynoszą więcej punktów, a na koniec sezonu pszczółki wracają do uli, by znów były gotowe do pracy. Po trzecim sezonie liczy się punkty za największe obszary danego koloru oraz za pełne rzędy i kolumny.

🌻 Ogród na stole – wizualna uczta


Nie da się ukryć – Pola kwiatów to przepiękna gra! Kolorowe kafelki, drewniane figurki pszczółek i przyjemne dla oka ilustracje sprawiają, że rozkładanie gry to już połowa przyjemności. Komponenty są solidne i starannie wykonane, dzięki czemu gra nie tylko dobrze wygląda, ale też wytrzyma wiele rozgrywek.


🧠 Łatwa do opanowania, z miejscem na myślenie


Choć zasady są proste i można je wytłumaczyć w kilka minut, gra daje pole do planowania i kombinowania. To świetna pozycja dla rodzin, niedzielnych graczy oraz dzieci – wystarczy trochę sprytu, by stworzyć imponującą łąkę i zdobyć sporo punktów.

🎲 Trochę losowa, ale pełna uroku



Element losowości jest zauważalny – nie zawsze trafi się kafelek, który idealnie pasuje do naszego ogrodu. Dla niektórych może to być minus, ale gra ma tak przyjemny klimat, że trudno się na to złościć. Tu nie chodzi tylko o wygraną, ale o samą radość z tworzenia kolorowego ogrodu.

Ponadto, nie znajdziemy tu bezpośrednich ataków czy psucia planów przeciwnikom. Największy "cios" to podebranie kafelka, na który ktoś inny liczył. Dzięki temu Pola kwiatów to gra pełna pozytywnej atmosfery, w której każdy skupia się na własnym ogródku.

🌿 Czy warto?


Moim zdaniem, zdecydowanie tak! Lubię proste gry, przy których mogę się zrelaksować. Jeśli szukasz czegoś podobnego, koniecznie sięgnij po ten tytuł.

Dominika Róg-Górecka

piątek, 9 maja 2025

Dieta mamy. Jak jeść zdrowo w ciąży i po narodzinach – Małgorzata Jackowska

#WspółpracaRecenzencka #Mamania


Ciąża i macierzyństwo to wyjątkowy, choć często trudny etap w życiu kobiety. W tym czasie łatwo zapomnieć o własnych potrzebach, skupiając się wyłącznie na dziecku. Tymczasem to właśnie teraz szczególnie ważne jest, aby dbać o siebie – zarówno fizycznie, jak i emocjonalnie. Odpowiednie odżywianie odgrywa kluczową rolę w zachowaniu zdrowia i dobrego samopoczucia.


„Dieta mamy. Jak jeść zdrowo w ciąży i po narodzinach” autorstwa Małgorzaty Jackowskiej to praktyczny przewodnik po świecie żywienia kobiet na różnych etapach. Autorka, doświadczona dietetyczka, w przystępny sposób wyjaśnia, jak powinna wyglądać dieta przed ciążą, w jej trakcie, a także podczas karmienia piersią. Książka porusza temat suplementacji, rozwiewa popularne mity i podpowiada, co warto jeść, by zadbać o siebie i dziecko.

Publikacja świetnie wpisuje się w serię „Mamania. Pierwszy kontakt”, która oferuje rzetelne, oparte na nauce informacje przydatne w pierwszych miesiącach życia dziecka. To kolejna pozycja z tej linii, która łączy ekspercką wiedzę z dużą wrażliwością na potrzeby młodych rodziców.


Książka napisana jest przystępnym językiem, dzięki czemu nawet zmęczona mama bez trudu przyswoi najważniejsze treści. Autorka dzieli się licznymi, praktycznymi poradami, które można łatwo zastosować w codziennym życiu.

Choć temat zdrowego żywienia nie jest nowy i dla wielu może wydawać się oczywisty, to jednak warto wracać do podstaw. Ciąża i połóg to momenty, w których kobiety często zapominają o sobie – właśnie wtedy dobrze mieć pod ręką książkę, która przypomni o najważniejszych zasadach troski o zdrowie.

Dodatkowym atutem są kody QR zamieszczone w książce, które odsyłają do dodatkowych materiałów – filmów, artykułów czy wykładów. To praktyczne rozwiązanie dla tych, którzy chcą zgłębić temat jeszcze bardziej.

„Dieta mamy” to merytoryczna, a zarazem lekka i przystępna książka, która z pewnością okaże się pomocna w czasie ciąży i na początku drogi macierzyństwa. To wartościowy przewodnik dla każdej kobiety, która chce zadbać o siebie, a dzięki temu też swoje dziecko.

Dominika Róg-Górecka

poniedziałek, 5 maja 2025

Sklep pory deszczowej – Yoo Yeong Gwang

#WspółpracaRecenzencka #Albatros


Wyobraź sobie miejsce, które pojawia się tylko wtedy, gdy pada deszcz. Sklep, w którym za własne nieszczęścia możesz kupić szczęście – prawdziwe, upragnione, może nawet wymarzone. Do tego sklepu nie trafia się przypadkiem – trzeba najpierw wysłać swoją historię, a potem mieć dość odwagi, by przekroczyć próg. „Sklep pory deszczowej” Yoo Yeong Gwanga to powieść, która zabiera czytelnika w podróż pełną magii, melancholii i fantazji, oferując jednocześnie coś więcej niż tylko ucieczkę od rzeczywistości – oferuje pytanie: czym tak naprawdę jest szczęście?


Główna bohaterka, Serin, to cicha i nieśmiała licealistka, która otrzymuje magiczny bilet do tajemniczego sklepu goblinów. Towarzyszy jej bezpański kot Ishaa oraz cała gromada psotnych, ale ujmujących goblinów. Przed Serin stoi trudne zadanie: ma niewiele czasu, by odnaleźć swoje szczęście – w przeciwnym razie zostanie w sklepie na zawsze. Przemierzając sklep, dziewczyna odkrywa nie tylko osobliwe przedmioty i fantastyczne światy, ale również swoje marzenia, lęki i pragnienia.

Największe wrażenie robi klimat tej opowieści. Przypomina „Alicję w Krainie Czarów” – jest szalony, zaskakujący i barwny. W sklepie pory deszczowej wszystko może się zdarzyć, a każda półka, każdy zakamarek kryje coś niespodziewanego. To miejsce kipiące wyobraźnią, pełne kolorów i dziwacznych stworzeń, gdzie logika zostaje za drzwiami, a wszystko podporządkowane jest magii i fantazji.


Sam pomysł, by stworzyć sklep, w którym można wymieniać cierpienie na szczęście, jest niezwykle oryginalny. Niestety, wykonanie nie zawsze dorównuje tej koncepcji. Opowieść bywa momentami naiwna, a autor bardziej skupia się na szalonej przygodzie niż na pogłębieniu emocjonalnych wątków. To, co na początku zapowiada się jako poruszająca historia o ludzkich pragnieniach i wewnętrznych zmaganiach, z czasem traci ten refleksyjny ton, ustępując miejsca dynamicznej i nieco chaotycznej akcji.

Na szczęście książka odzyskuje równowagę w zakończeniu. Ostatnie strony niosą ze sobą mądrość i ciepło. Wszystkie wątki zostają domknięte, a czytelnik otrzymuje satysfakcjonujące przesłanie, które zostaje w pamięci na długo po zakończeniu lektury.

Warto też wspomnieć o zachwycającej szacie graficznej. Książka jest po prostu piękna – od magicznej okładki, po brzegi stron z wzorami do kolorowania. To przedmiot, który nie tylko się czyta, ale też podziwia i doświadcza wszystkimi zmysłami.

Choć momentami może wydawać się zbyt prosta lub skierowana głównie do młodszych czytelników, „Sklep pory deszczowej” to urocza i pomysłowa opowieść o poszukiwaniu szczęścia, przyjaźni i odwagi. Idealna dla tych, którzy wciąż wierzą, że gdzieś, tam za rogiem – może wtedy, gdy znów zacznie padać – czeka na nich coś niezwykłego.

Dominika Róg-Górecka

sobota, 3 maja 2025

Wilczym śladem – Zbigniew Jankowski

#reklama #GameBook



W świecie gier wideo mało która polska produkcja osiągnęła taki sukces jak „Wiedźmin 3: Dziki Gon”. Dla wielu graczy to tytuł wszech czasów – zarówno dzięki rozwiązaniom technicyzm, jak angażującej fabule. Za tym sukcesem stoi studio CD Projekt Red, które z lokalnego dewelopera przerodziło się w światowego giganta branży gamingowej. Ale jak wyglądała droga do stworzenia tej legendarnej gry? Jakie decyzje, kompromisy i emocje towarzyszyły twórcom? Tego właśnie dowiadujemy się z książki „Wilczym śladem”.


Książka Zbigniewa Jankowskiego to nie sucha analiza ani luźny zbiór anegdot. To oparta na 27 wywiadach reporterska relacja z tworzenia „Wiedźmina 3”, która pozwala nam zajrzeć głęboko za kulisy powstawania gry. Autor rozmawia z reżyserami, projektantami, grafikami, scenarzystami i wieloma innymi osobami, które miały wpływ na ostateczny kształt produkcji. Przedstawia kulisy decyzji, porażki, wzloty, napięcia, ale i ogromne zaangażowanie całego zespołu.

„Wiedźmin 3 przypomina w pewnym stopniu zbiór opowiadań. W każdej krainie gracz poznaje nowych bohaterów, z którymi wiążą nowe wątki główne i poboczne. Lokalne opowieści opierają się na innych emocjach i przynoszą odbiorcy świeżą refleksję”.

Już na samym początku warto zaznaczyć, że nie jest to pozycja nie dla każdego. W moim odczuciu „Wilczym śladem” przypadnie do gustu głównie osobom interesującym się produkcją gier – zarówno fanom serii Wiedźmin, jak i tym, którzy marzą o karierze w branży gamedev. Jankowski wchodzi w bardzo duże szczegóły – momentami techniczne, czasem organizacyjne – co może być fascynujące dla pasjonatów, ale zniechęcające dla czytelników szukających luźnej narracji.



Jednak dla mnie poziom szczegółowości, z jakim autor opisuje proces tworzenia gry, był zdecydowanym plusem. Czytelnik ma wrażenie, że uczestniczy w codziennych spotkaniach zespołu, doświadcza ich stresów, sukcesów i rozczarowań. Jankowski prowadzi nas przez niemal każdy etap – od pierwszych koncepcji, przez wątpliwości co do otwartego świata, aż po walkę o jakość wersji konsolowych. To immersyjna podróż po świecie twórców, która pozwala lepiej zrozumieć, jak wiele pracy i serca wkłada się w stworzenie gry tej klasy.

„Niewykluczone, że gdyby tylko była możliwość, pracowano by nad tą twarzą przez kolejny rok i najpewniej oduczono by następną setkę propozycji niepasujących do wizji (…). W końcu chodziło o Yennefer”.

Dużym plusem są też smaczki na temat elementów gry, które ostatecznie nie weszły do finalnej produkcji lub miały inny kształt, niż pierwotnie zakładano. Chociażby wspominany wcześniej model świata. Chociaż finalnie Wiedźmin 3 to tzw. „open world”, sporą część prac przeprowadzono przy założeniu korytarzowości. Tak samo czytelnik może się dowiedzieć, jak pierwotnie miał przebiegać quest z krwawym baronem (zupełnie inaczej!). Zaletą są też nawiązania do nowszej produkcji, dużo bardziej kontrowersyjnego „Cyberunka”.



Najmocniejszą stroną książki jest sposób, w jaki autor pokazuje ludzi stojących za sukcesem Wiedźmina. To nie gra, a jej twórcy są punktem wyjścia niemal każdego rozdziału. Dzięki temu książka ma bardziej osobisty, wręcz intymny charakter. Dowiadujemy się, kim są, jak trafili do CDP i jak odnaleźli się w ogromnym projekcie, jakim był „Wiedźmin 3”. Pokazanie ludzkiej twarzy sukcesu to ciekawa perspektywa.

Jednocześnie ten sposób prowadzenia narracji niesie pewne problemy. Układ książki jest dość chaotyczny – brakuje klarownego podziału na tematyczne rozdziały. Chociaż z czasem wyłania się pewna struktura, nie jest ona do końca przejrzysta. Tytuły rozdziałów nie ułatwiają odnalezienia interesujących zagadnień, a przedstawianie każdego tematu przez biografię danej osoby skutkuje ciągłym „cofaniem się w czasie”, co może męczyć przy dłuższym czytaniu. Taka konstrukcja, choć ciekawa na początku, staje się z czasem powtarzalna i mniej angażująca.

Książce brakuje także szerszego spojrzenia na projekt. Choć aspekt kreatywny został omówiony bardzo rzetelnie, zabrakło mi w niej wątków związanych z działami pomocniczymi (np. marketing jest jedynie wspominany). Te obszary również miały ogromny wpływ na końcowy sukces gry, a ich nieobecność sprawia, że opowieść wydaje się niepełna. Dla czytelnika interesującego się całością funkcjonowania studia gamedev, to może być pewien zawód.

„Demo to namacalny dowód, że robimy fajną grę”.

Mimo wszystko, dla miłośników gier komputerowych – a szczególnie fanów serii „Wiedźmin” – książka będzie fascynującą podróżą. To lektura, która wciąga i daje unikalny wgląd w proces tworzenia jednej z najważniejszych gier ostatnich lat. Widać, że autor włożył w tę książkę mnóstwo pracy – zebrał ogrom materiału i stworzył coś na kształt reporterskiej kroniki sukcesu.



Mimo że nie wciągnęłam się w opowieść tak bardzo, jak się spodziewałam – być może przez wspomniane problemy z układem i powtarzalność narracyjną – nie żałuję lektury. To była ciekawa przygoda, pozwalająca zobaczyć, jak wygląda praca nad grą z perspektywy, która rzadko trafia do graczy. Wyróżnia się jednak autentycznością i tym, że nie jest PR-ową laurką, lecz uczciwą próbą pokazania złożonego procesu twórczego.

„Wilczym śladem” to solidna pozycja dla fanów gier, którzy chcą zajrzeć za kulisy jednego z najważniejszych tytułów w historii gamingu. Mimo pewnych mankamentów strukturalnych, to książka wartościowa – pełna wiedzy, pasji i emocji. Jeśli jesteś graczem i kochasz „Wiedźmina”, ta książka zdecydowanie powinna znaleźć się na Twojej półce.

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates