Light Move Festival 2016 – czy co się świeciło, a co niekoniecznie... zachwyciło
Light Move Festival to festiwal organizowany z coraz większym rozmachem. Zaczął się w 2011 roku, jako niepozorna łódzka impreza, zaś obecnie przyciąga gości... z całego świata. Pełne autokary, zapchane hotele... czy było warto?
Festiwal odbywał się w dniach 7-9.10.2016 r. i utrzymany bił w klimacie marzeń sennik, oniryzm oraz baśni.
Otwarcie miało miejsce na Placu Wolności i tu... pierwsza refleksja. Stojąc w wygodnym miejscu do oglądania, zupełnie nie dało się zrozumieć przemówień. Wyobraźcie to sobie. Jest opóźnienie, pada deszcz, zimno, a zamiast świateł i błysków fantazji... mamrotanie w tle. W końcu jednak udało się, wystartowało!
Pokaz wyświetlony został na budynku Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego, łódzkiego Archiwum Państwowego oraz kościele pod wezwaniem Ducha Świętego. To była dobra prezentacja, ale... dwa lata temu zdecydowanie bardziej przypadła mi do gustu (rok temu bowiem Plac Wolności w ogóle nie brał udziału w akcji). W pierwszym pokazie nie zabrakło polotu, ale monumentalności, której spodziewałam się po najważniejszym "występie".
Ogromnym plusem tegorocznej edycji była prosta trasa. O ile w 2015 roku część uczestników nie trafiła do oddalonego od głównego szlaku EC1. Tym razem wszystko działo się od Parku Staromiejskiego do początku ulicy Piotrkowska.
W tym pierwszym dominowały instalacje. Nie spotkaliśmy tutaj niczego zapierającego dech w piersiach. Za to minęliśmy sporo sprzedawców świecidełek i... dyskotekę.
Nasze niezrozumienie wzbudziła plastikowa rzeka. A były to jedynie butelki poustawiane w miejscu, gdzie czasami płynie Łódka.
Pomimo tego, że na mapce znalazła się informacja o Manufakturze, umieszczone tam obiekty były głównie atrakcjami turystycznymi. Wzdłuż drogi do głównego budynku umieszczono kilka oświetlonych figurek anielskich skrzydeł i aureoli. Idealnych do zrobienia sobie zdjęcia. Na ten pomysł wpadło również rzesze innych zwiedzających, instalacje praktycznie cały czas oblegały dzikie tłumy.
Samych pokazów było w tym roku ledwie kilka. I praktycznie każdy się nam podobał. Ostatecznie najlepszym okazał się ten wyświetlony na kościele Świętego Krzyża. Jako jedyny w znaczącym stopniu wykorzystywał kształt budynku. W pozostałych przypadkach było to głównie wyświetlanie ciekawych animacji np. smok czy sen o uciekaniu przed potworami :)
Czasami miałam wrażenie, że budynek jedynie utrudniał pokaz.
Na tegorocznym festiwalu dominowały dziwne instalacje. Temat butelek pojawił się nie raz. Chwila... czy plastik nie jest mało ekologiczny?
Podsumowując, uważam, że LMF to naprawdę świetna zabawa. Tegoroczna pogoda skutecznie odstraszyła część chętnych i dzięki temu, pomimo tłumów, nie było większego problemu ze spacerem. Z łatwością można było też dostać mapkę programu, ponieważ rozdawano ją na każdym kroku. Również dzięki prostej trasie, zobaczenie wszystkich atrakcji nie wymagało większego wysiłku. Praktycznie zorganizowano również "strefę food", a stosika ze świecidełkami nie odstraszały ceną. Z kolei samych pokazów nie było tyle, co we wcześniejszych edycjach. Tym razem wszystkie reprezentowały najwyższym poziom, o żadnej z nich nie można było powiedzieć "taka sobie" (jak to było np. rok temu), ale było ich zdecydowanie mniej. Ilość za jakość? Być może. Dużym plusem były krótki czas oczekiwania pomiędzy wyświetleniami. Aczkolwiek wypadałoby doliczyć do niego sporo reklam sponsorów. Cóż, impreza robi się coraz bardziej kasowa. Nie można było za to narzekać na liczbę instalacji. Park Staromiejski wyglądał rewelacyjnie. Senne i oniryczne klimaty właśnie tam były najbardziej odczuwalne. Jednak nie wszystkie instalacje reprezentowały ten sam poziom. Sporo pomysłów zupełnie mnie nie zachwyciło, a część z nich sprawiała wrażenie wymyślonych na szybko.
Pozostaje tylko czekać... na kolejną edycję. Ale w międzyczasie Święta Łodzi i masa innych atrakcji. W tym mieście wciąż coś się dzieje, śledźcie bloga, FP i bądźcie na bieżąco!
P.S. Przepraszam, za jakość zdjęć. Niestety mój sprzęt odmówił posłuszeństwa i zmuszona byłam korzystać wyłącznie z telefonu. Lepszej jakości fotografie znajdziecie na FP Light Move Festival.
Pozostaje tylko czekać... na kolejną edycję. Ale w międzyczasie Święta Łodzi i masa innych atrakcji. W tym mieście wciąż coś się dzieje, śledźcie bloga, FP i bądźcie na bieżąco!
P.S. Przepraszam, za jakość zdjęć. Niestety mój sprzęt odmówił posłuszeństwa i zmuszona byłam korzystać wyłącznie z telefonu. Lepszej jakości fotografie znajdziecie na FP Light Move Festival.
Na pewno jest to coś innego, ale słyszałam że takie iluminacja np. w Pradze były o wiele lepsze. Jednak sama nie mogę tego ocenić, bo mnie tam nie było. Chętnie bym zobaczyła coś takiego na żywo.
OdpowiedzUsuńNie widziałam, mam nadzieję kiedyś się wybrać :)
UsuńNie słyszałam o tym festiwalu, aż dziwne. Na pewno musi robić wrażenie :)
OdpowiedzUsuńPolecam :) Mam nadzieję, że w przyszłym roku wyciągną wnioski z tegorocznej edycji.
UsuńSpodobał mi się ten kot. Świetnie zrobiony.
OdpowiedzUsuńTak, koty były super!
UsuńFajne zdjęcia. Na zywo musiało to wyglądać jeszcze fajniej.
OdpowiedzUsuńDziękuję, oj tak, na żywo było jeszcze lepsze. Szkoda, że mój telefon nie był w stanie uchwycić tej magii...
UsuńGood Article. This Light & Art Festival certainly has the potential of making anyone’s heart roar with excitement. Gladly, I am visiting Poland next week with some of my friends to attend the enthralling Light Move Festival 2019.
OdpowiedzUsuń