Featured

sobota, 27 lipca 2024

My skrajne otyli – Magdalena Gajda

#WspółpracaRecenzencka

 


Waga ma znaczenie. Wpływa na nasze samopoczucie, ale decyduje też o zdrowiu i możliwość skorzystania z wielu okazji w życiu. Dla skrajnie otyłych sporo ścieżek jest zamkniętych. Jednak ten problem jest dużo bardziej skomplikowany, dotyczy ich rodzin, ale też służby zdrowia. Ta książka prezentuje to zagadnienie z wielu różnych stron i pozwala nam zrozumieć nie tylko sytuację osób skrajnie otyłych, ale też skalę problemów, z którymi muszą się mierzyć.


"My skrajne otyli" to książka autorstwa Magdaleny Gajdy, wydana nakładem wydawnictwa RM. Tytułowy problem prezentuje z naprawdę wielu perspektyw. Wbrew pozorom publikacja nie została zdominowana przez relacje osób, które dotknęła ta choroba. Równie wiele uwagi poświęcono specjalistom. W ten sposób dowiadujemy się jakie podejście do tematu mają m.in. ratownicy medyczni (którzy poruszają np. kwestię niedostosowanych karetek), psychologowie, lekarze. Perspektyw jest naprawdę dużo i to właśnie one stanowią największy atut tej książki.

Pojawia się też kilka relacji osób skrajnie otyłych. Najbardziej podobała mi się historia mężczyzny, po której następowała opowieść jego byłej, długoletniej partnerki. To zestawienie pozwoliło nam zrozumieć problem z dwoch stron, a także wyłapać drobne nieścisłości.

To, czego mi zabrakło, to odrobinę szersza analiza przyczyn skrajnej otyłości. Owszej, pojawia się jedna rozmowa na ten temat, ale w mojej ocenie nie wyczerpuje ona tematu. A szkoda, bo muszę przyznać, że ta kwestia naprawdę mnie ciekawi.



Za to na plus można policzyć bardzo przystępną formę. Książkę czyta się z dużym zainteresowaniem. Dzięki mnogości poruszanych zagadnień ani przez chwilę nie poczułam nudy!

Nie sądziłam, że książka o skrajnej otyłości tak bardzo mi się spodoba. Po raz kolejny sprawdziła się zasada, że tematy, o których nic nie wiem, sprawiają mi najwięcej frajdy. Jeśli więc lubisz literaturę faktu, ale temat skrajnej otyłości nigdy Cię nie interesował, nie przejmuj się i sięgnij po tę książkę!


Dominika Róg-Górecka

poniedziałek, 8 lipca 2024

Ziemianki – Marta Strzelecka


Po sukcesie „Chłopek” nasz rynek zalały publikacje na podobny temat. I w sumie nie ma w tym nic złego. Ze sporym zainteresowaniem śledzę losy kobiet. Jednak nie każda książka jest zwyczajnie dobra. Jak było z tą?


„Ziemniaki” to tytuł wydany nakładem tego samego wydawnictwa, co „Chłopki”, tj. za sprawą Marginesów. Z tego powodu książka utrzymana jest wizualnie w podobnym stylu, zarówno sposobem wydania, jak i szatą graficzną.


Tym razem jednak poznajemy losy kobiet z wyższych sfer, które nie narzekały na stan posiadania ani też (przez długi czas) nie miały konieczności podejmowania pracy zarobkowej. Ich życiorysy są jednak słodko-gorzkie. Bo jedne obowiązki zastępowały innymi. Szczerze mówiąc, spodobał mi się poruszony temat. Wreszcie otrzymałam książkę, w której obok narzekania na sytuację kobiet, znalazło się też miejsce na omówienie pozytywnych aspektów ich biografii. Jest to coś więcej niż kolejny wywód nad patriarchatem (chociaż ten wątek też się pojawia). Jednocześnie losy ziemianek mogą budzić w czytelniku pewne opory. Bo jak to – życie bez pracy? A do tego jeszcze krzewienie wartości narodowych? Nie każdy lubi takie klimaty. Ja jednak miałam wrażenie, że oglądam ładny, trochę podkoloryzowany obraz przeszłości. To prawda, że ziemianki zostały zamknięte w przygotowanej dla nich roli, ale porównując ją do innych dostępnych opcji – nie było tak źle. Co więcej, pomimo ograniczeń, które miały, spełniały się w swojej roli naprawdę nieźle i wiele z nich osiągało zarówno wysoki stopień niezależności, jak i profesjonalizmu w tym, co robiły. Nie były tylko ładnymi dekoracjami, ale paniami odpowiedzialnymi za funkcjonowanie całego dworu.


Inną sprawą jest za to zasięg terytorialny. Autorka opowiada o losach kobiet na dość ograniczonym terenie. Z tego względu nie jestem pewna, czy wnioski płynące z tej publikacji mogę odnieść do całego kraju.


W książce najbardziej podobały mi się rozdziały, które omawiały szerszy temat, nie skupiły się na jednostce, tylko wyciągały wnioski dotyczące całej grupy społecznej. Jednak zdecydowanie więcej jest tu dość szczegółowych biografii. Pierwsze kilka było ciekawych, jednak ich mnogość sprawiła, że zwyczajnie zaczęłam się gubić, a poszczególne bohaterki zlały mi się w jedną postać.


Za to na plus mogę policzyć dość szczegółowe opisy szkół prowadzonych przez ziemianki. Tych placówek nie jest aż tak dużo, za to dzięki fragmentom im poświęconym, czułam się jakbym była na miejscu i lepiej rozumiała tamte czasy. Wekowanie jako nowinka technologiczna – kto by pomyślał! Świat niesamowicie zmienił się w ciągu 100 lat!


Całość dobrze ilustrują też zamieszczone zdjęcia. Dzięki nim łatwiej jest sobie wszystko wyobrazić.


„Ziemianki” to publikacja ciekawa, jednak nie aż tak dokładna, jak „Chłopki”. Sporo się dowiedziałam, poczułam klimat tamtych czasów i trochę pozazdrościłam dobrobytu (ale też, nie raz, pracowitości). Powiewem świeżości było dla mnie też ukazywanie losów kobiet w pozytywnym świetle. Mimo wspomnianych wcześniej minusów nie żałuję, że przeczytałam tę książkę.


Dominika Róg-Górecka

piątek, 5 lipca 2024

Jej warunek – Beata Majewska

#WspółpracaRecenzencka #BeataMajewska 




Uwielbiam arabską serię autorstwa Beaty Majewskiej. I to nie dlatego, że jestem jakąś szczególną miłośniczką tych klimatów. Wręcz odwrotnie. Zupełnie mnie one nie kręcą. Tymczasem twórczość Beaty Majewskiej wciąga mnie jak mało co. Dlatego niesamowicie ucieszył mnie kolejny tom arabskiej serii. Jednak tym razem poznajemy losy innej bohaterki. Czy jej losy okażą się równie angażujące?


Kamila otrzymuje ofertę, która może być dla niej spełnieniem marzeń. Z pomocą Omara może wrócić do Arabii Saudyjskiej i tam otworzyć swój biznes. Nie spodziewa się jednak, że pozna Ahmeda, który namiesza jej w głowie. Jest zupełnie inny, niż Omar, a jednak… ma w sobie coś, co ją przyciąga. Jednak nie wszyscy będą jej sprzyjać i kobieta powinna mieć się na baczności.


Tym razem głównymi bohaterami tej opowieści jest Kamila oraz Ahmed. Z wcześniejszych części pojawia się jedynie Omar, i to w śladowych ilościach. Ale… nie jest to minus. Bo z jednej strony czytelnik otrzymuje powieść napisaną w tym samym klimacie, a jednak fabuła jest świeża, nie powiela schematów ani nie porusza tych samych wątków.


Główna bohaterka jest silną, niezależną kobietą i skupia się na prowadzeniu swojej działalności. Nie w głowie jej miłostki. Wątek romantyczny pojawia się z czasem, a samego erotyzmu nie ma aż tak dużo. Jednak gdy się pojawia, wszystkie sceny opisane są ze smakiem i wyczuciem.


„Jej warunek” to też książka, w której nie brakuje zarówno zwrotów akcji, jak i silnych emocji. A to wszystko przeplata przyjaźń, miłość i… nienawiść. W książce pojawia się naprawdę sporo różnego rodzaju relacji towarzyskich i każda ma w sobie coś, co sprawia, że jest unikatowa.




W tle nienachalnie poruszana jest też kwestia życia w Arabii Saudyjskiej. Dowiedziałam się na jej temat sporo ciekawostek, m.in. to, że benzyna jest za darmo! Jednak warto mieć na uwadze, że jest to jedynie tło, które nie daje pełnego obrazu sytuacji.


Jeśli miałabym wskazać jakiś minus to… zaskoczyło mnie zachowanie bohaterki. Na sam koniec straciła zimną krew (chociaż nie bez powodu) i zareagowała dość histerycznie. Muszę przyznać, podskoczyło mi wtedy ciśnienie. Z drugiej jednak strony to zupełnie nieprzesłodzone zakończenie otworzyło drogę przed kontynuacją, której będę wypatrywać!


Jeśli czytałyście wcześniejsze tomy, pewnie nie trzeba Was będzie zachęcać. Tym razem, chociaż jest to część piąta, można ją czytać oddzielnie. Niestety zepsujemy sobie w ten sposób finał czterech poprzednich tomów, dlatego warto zachować kolejność chronologiczną.


Zdecydowanie polecam arabską serię każdej czytelniczce, która ceni niebanalne i niecukierkowe romanse.


Dominika Róg-Górecka

wtorek, 2 lipca 2024

Cztery strony drzewa – Iza Klementowska


Kocham drzewa, uwielbiam ich widok, zapach, dotyk. Jeśli są gdzieś w zasięgu wzroku – od razu czuję się lepiej. Właśnie dlatego z dużą ciekawością sięgnęłam po książkę „Cztery strony drzewa” autorstwa Izy Klementowskiej.

 

Tytuł ten zaczyna się od retrospekcji. Autorka opowiada o rodzinnej posiadłości, o lipie, dzieciństwie i beztroskich wakacjach w cieniu drzewa. I od tego się zaczyna, jej miłość do tych pięknych roślin. Potem, podczas licznych podróży, odkrywa drzewa na nowo – ich historię, ukryte moce, ale też losy ludzi, którzy przy nich żyją.

 

To, co od razu przykuło moją uwagę, to lekki, sensoryczny styl narracji. Autorka bardzo dobrze oddaje klimat miejsca, uczucia, które jej towarzyszą i radość z kontaktu z naturą. Czytałam jej książkę i miałam ochotę na spacer, na obcowanie z drzewami, na więcej zieleni w moim otoczeniu.

 

Miejsca, które odwiedza, są bardzo różnie i… niesamowite. Raz pustynia, innym razem gęsta dżungla, czy skwerek w USA. Wszystkie te miejsca są na swój sposób magiczne i inspirujące.

 

Ale… nie zawsze łatwo było mi zrozumieć, gdzie tak właściwie jest autorka. Lepiej by było, gdyby każdy rozdział zawierał informację o lokalizacji. I tak przechodzimy do tego, co moim zdaniem jest największą wadą tej historii. W moim odczuciu „Cztery strony drzewa” to coś w rodzaju opowieści, którą snuje się w długie, zimne wieczory, w blasku świec i przy ciepłej herbacie. Nie do końca dobrze to wygląda w książce. Bo same historie, chociaż ciekawe, powrzucane są dość chaotycznie, bez słowa wstępu, bez wyjaśnienia. Nie raz, miałam wrażenie, rozdziały kontynuują daną historię, ale z przerwami, są przerwane dla innych wypraw.

 

A czemu autorka w ogóle podróżuje? Czy to jej praca? Jak organizuje swoje wycieczki? Nie mam pojęcia. Autorka po prostu nagle zaprasza nas, byśmy towarzyszyli jej w kolejnej wyprawie, ale zupełnie nic nie wyjaśnia. Ostatecznie jest to książka złożona z historyjek, które nie tworzą jednak spójnego obrazu.



Zawiedzeni będą też ci, którzy będą szukać w książce jakichkolwiek faktów na temat drzew. Ten tytuł to przede wszystkim zbiór luźnych refleksji, mitów (nawet nordyckich), ludowych legend, czy osobistych mistycznych refleksji. To trochę smutne, że nasza lokalna duchowość jest obecnie traktowana jako jeden wielki zabobon, a wierzenia plemienne, czy nawet osobiste wymysły nieszablonowych bohaterów tej książki – jako coś inspirującego.

 

Bo fakt, postaci z tej książki to osoby, które obrały niecodzienny styl życia. Większość z nich mieszka obok drzew, a niektórzy… nawet w nich. Jeśli więc interesują Was takie ciekawostki, tu znajdziecie ich sporo.

 

W moim odczuciu tej książce brak planu. Chociaż dobrze oddaje klimat opisywanych miejsc, czy miłość do drzew, tak naprawdę nie jest ani pozycją naukową, ani reportażem. To bardziej luźny zbiór nietypowych wypraw (bo nawet nie całych podróży) i rozmów z ludźmi, których styl życia może szokować takiego mieszczucha, jak ja.


Recenzja dla portalu www.duzeka.pl


Dominika Róg-Górecka

czwartek, 27 czerwca 2024

Przypadek Charlesa Dextera Warda Edward – T. Riker

#WspółpracaRecenzencka #nakanapie #BlackMonk 



„Przypadek Charlesa Dextera Warda” to już 13 tom z serii „Choose Cthulhu” wydany nakładem Black Monk. Po raz kolejny zagłębiamy się w mrocznym świecie Lovecrafta i to od nas zależeć będzie los bohatera. Czy uda mu się rozwikłać zagadkę, a może zginie marnie? Czas pokaże!


Fabuła


Twój przyjaciel potrzebuje pomocy. Jego syn zapadł na dziwną chorobę, która powoduje przyspieszone starzenie. Jednak zupełnie mu to nie przeszkadza. Skupiony jest na swoich tajemniczych, wręcz bluźnierczych badaniach. Z ich powodu podupada na zdrowiu i przysparza rodzicom zmartwień. Czy będziesz w stanie im pomóc?


Mechanika i zasady


Zasady zabawy są prawie identyczne, jak w przypadku poprzednich tomów. Główna reguła jest niezmienna: zapoznajemy się z fabułą i otrzymujemy wybór, który zdecyduje o dalszych krokach (a czasem losach) naszego bohatera. Przy każdej decyzji podany jest numer strony, na której kontynuujemy czytaniem.


Nowym pomysłem jest za to poruszanie się po mapie. Za każdym razem, gdy w tekście pojawi się nazwa miejsca zapisana dużymi literami, jest to lokacja, do której możemy wracać. Jednak każdy taki powrót oznacza upływ czasu, który wyraża się w odejmowaniu od numeru strony liczby dziesięć. W ten sposób ustalamy miejsce, w którym kontynuujemy czytelnie.


Wpływ nowej mechaniki na zabawę jest ogromny. Tym razem przy lekturze wymagana jest większa, niż do tej poru czujność. Ale to nie wszystko. Po za tym, że musimy zwracać uwagę na opisy, to jeszcze ważne jest, w jakiej kolejności odwiedzimy konkretne miejsca. Z tego względu posuwanie fabuły do przodu nie jest w tej opowieści takie proste. Zdarzało mi się nie wiedzieć, co dalej zrobić, ale też zagubić w poszlakach. Jednocześnie czułam się zaangażowana w rozwój śledztwa dużo bardziej, niż w przypadku poprzednich tomów.


Ale to nie koniec elementów, które ubarwiają lekturę. W opowieści pojawiła się też minizagadka – za jej sprawą możemy wytężyć szare komórki i jeszcze bardziej pogłówkować.


Klimat opowieści



Ten cykl znany jest z atmosfery grozy oraz licznych zagrożeń, które na każdym kroku czyhają na głównego bohatera. Tym razem jednak mamy dużo większy wybór, decydujemy nie tylko następnych krokach bohatera, ale też przemieszczamy się między lokacjami. Dzięki temu ciężar naszych decyzji jest większy, a klimat bardzie wyczuwalny.


To wszystko dodatkowo podkręca oprawa graficzna. Wszystkie zamieszczone ilustracje oraz sama okładka, świetnie współgrają z mroczną przygodą.


Podsumowanie


„Przypadek Charlesa Dextera Warda” to przedostatni tom z serii „Choose Cthulhu”, w moim odczuciu też jeden z lepszych. Sporo się dzieje, czytelnik ma do wyboru wiele ciekawych ścieżek, musi być też bardziej czujny podczas lektury, niż w przypadku wcześniejszych części. Zdecydowanie polecam!


Dominika Róg-Górecka


środa, 26 czerwca 2024

Mszczuj – Katarzyna Berenika Miszczuk

#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoMięta



Mało Wam przygód niepokornej Jarogniewy? Ja wciąż czułam niedosyt, dlatego sięgnęłam po kolejny tom, tym razem „Mszczuja”.


W ramach kontrastu do obecnej pogody akcja tego tytułu rozgrywa się zimą. Dookoła trzaska ziąb, a Bielany nawiedza nie kto inny, jak Dziadek Mróz. A w zasadzie Dziad, bo nie ma nic wspólnego z dobrotliwym staruszkiem. Co więcej, Mróz szuka… żony, a jego metody budzą opór Jagi. Czy uda się jej ocalić mieszkańców Bielan?


W recenzji drugiego tomu (powieści o tytule „Gniewa”) wspomniałam, że Baba Jaga jest zdecydowanie bardziej charakterną bohaterką, niż Gosława (której poświęcono pierwsze trzy tomy serii „Kwiat paproci”). I ta cecha utrzymuje się w tej części, a nawet zyskuje na sile. Kobieta ma coraz więcej do powiedzenia we wsi, coraz liczniejsze grono przyjaciół, ale też wrogów.


Nieszablonowo rozwija się też znajomość z tytułowym „Mszczujem”. W zasadzie nic nie szło tak, jakbym sobie tego życzyła. Ta opowieść nie jest przesłodzona i naiwna. W przeciwieństwie do losów Gosławy, życie miłosne Jagi jest skomplikowane. Chociaż dużo dzieje się na jej własne życzenie, to jednak poczynania szeptuchy budzą w czytelniku emocje, a nie raz sprzeciw.



W opowieści dalej sporo się dzieje. Fabuła rozwija się dynamicznie, a liczne zwroty akcji nie dają chwili na nudę. Wszystko to z kolei rozgrywa się w ramach ciekawego świata, w którym słowiańskie bóstwa i potwory są równie realne, co niebezpieczne. Muszę przyznać, że ten magiczny klimat ciągle mi się nie nudzi!


„Mszczuj” to tom, który zachowuje charakter wcześniejszych części. Jest dynamicznie, zabawnie, ale też momentami mrocznie. Bohaterzy co krok zaskakiwali mnie swoim zachowaniem oraz ciętymi ripostami. W tym tomie Jaga jest odrobinę bardziej dojrzała, jednak to nie powstrzymuje jej przed robieniem błędów w życiu osobistym.


Dużym plusem jest też to, że każda część jej przygód stanowi odrębną całość. Mam nadzieję, że to nie było nasze ostatnie spotkanie! Chętnie dowiem się, jak dalej potoczyły się jej losy!


Dominika Róg-Górecka

wtorek, 25 czerwca 2024

Gniewa – Katarzyna Berenika Miszczuk

#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoMięta 


Jestem miłośniczką „Kwiatu paproci”. Ta seria zdobyła moje serce głównie za sprawą ciekawego świata, w którym Polska nie przyjęła chrztu i nadal oddaje cześć słowiańskim bogom. Ale to nie wszystko. Realne są również opisane w bestiariuszach potwory. Realne… i bardzo groźne.


„Gniewa” to drugi tom poświęcony Babie Jadze. Kobieta już na dobre osiadła w nowej miejscowości, jednak na horyzoncie pojawiają się kolejne problemy. Klientka Jarogniewy umiera w niewyjaśnionych okolicznościach. Wszystko jest niesamowicie podejrzane. A jakby tego było mało, z wizytą wpadają rodzice Mszczuja wraz z jego… niedoszłą narzeczoną, która za nic nie chce wybić sobie z głowy myśli o ślubie. Jakby nie było dość gorąco, swoje trzy grosze doda też Swarożyc.


Trzeba przyznać, z tej Baby Jagi to było w młodości niezłe ziółko. Wcześniejsze tomy nie zapowiadały aż takich rewelacji. Tymczasem Jarogniewa była zdecydowanie bardziej przebojowa i wyzwolona niż Gosława! Jej przygody śledziłam z niegasnącym zainteresowaniem, doceniając zarówno bieg fabuły, jak i niesamowicie charakterną bohaterkę.


W tej części ogromną rolę odgrywa mitologia słowiańska. W książce pojawia się więcej potworów oraz bogów, ale też sporo wstawek, które tłumaczą czytelnikowi to uniwersum. Dzięki temu można jeszcze lepiej wczuć się w klimat opowieści, a przy okazji sporo dowiedzieć.


Równie dobre wrażenie, co Jaga, zrobili na mnie bohaterowie drugoplanowi. Każdy z nich jest inny, ma zarówno zalety, jak i wady. Większość się też ciekawie rozwija, chociaż nie koniecznie w prosty sposób.


Jednak największym plusem jest fabuła. Autorka zgrabnie łączy kilka wątków w jedną, spójną opowieść. Poszczególne tematy na zmianę się przeplatają, nie dając Jarogniewie ani chwili wytchnienia, a czytelnikowi gwarantują nieprzerwaną zabawę.


Ostatnie zdanie wskazuje też niesamowicie istotną kwestię. „Gniewa” to powieść czysto rozrywkowa. Nie ma tu zbyt wiele miejsca na przemyślenia, jest za to dynamiczna fabuła i liczne zwroty akcji. Moim zdaniem naprawdę świetna historia, która rozgrywa się w ciekawym świecie. Jest to też pozycja obowiązkowa dla fanów „Kwiatu paproci”.


Dominika Róg-Górecka

piątek, 21 czerwca 2024

Niejadki i nie tylko – Małgorzata Jackowska

#WspółpracaRecenzencka #Mamania 


Ni


Jest to też pozycja bardzo praktyczna. Oprócz zrozumienia teoretycznych podstaw rodzice otrzymują też cały zestaw praktyk, które wspierają poznawanie nowych smaków. Nie brakuje też informacji o tym, co utrudnia maluchowi otwieranie się na nowe posiłki. Dzięki temu możemy łatwo przeanalizować zasady panujące w naszym domu i poprawić je na lepsze. Wszystko to jednak utrzymane jest w przyjaznej narracji, bez obwiniania rodziców, nawet jeśli ich dotychczasowe pomysły nie były najlepsze.


Książka podzielona jest na tematyczne rozdziały, dzięki którym w przyszłości będzie łatwo wrócić do określonego zagadnienia. W przypadku poradników jest to nieoceniony plus.

Jeśli miałabym wskazać coś, co nie do końca mi pasowało, to w zasadzie byłyby to jedynie powtórzenia. Autorce zdarzało się paru krotnie podkreślać te same wnioski, które, chociaż ważne, zdążyłam już zapamiętać wcześniej.

Co ciekawe, wcześniej czytałam książkę z tej samej serii pt. „Kiedy zacznie mówić”. Tam również poruszony został temat mówienia i… było tam omówione zagadnienie, które tutaj nie zostało ujęte. Z tego względu polecam zaznajomić się z obydwiema pozycjami.



Na ten moment uważam, że wiem wszystko, co powinnam. Planuję też wrócić do tej książki, gdy temat będzie dla mnie bardziej aktualny.

Co sądzicie o takich publikacjach? Czytałyście lub planujecie czytać książki dotyczące wychowywania dzieci?

Dominika Róg-Górecka

czwartek, 20 czerwca 2024

Możemy cię zbudować – Philip K. Dick

#WspółpracaRecenzencka #DużeKa 



Czy człowiek jest zdolny zbudować wszystko? Pewnie tak! Jednak czy pomoże mu się to zmierzyć z własnymi demonami? Niepewnością, lękiem, zmiennością nastrojów? Z tym może być różnie…


„Możemy cię zbudować” ukazuje świat Louisa Rosena i Maury’ego Rocka, którzy, po nieudanej sprzedaży elektronicznych klawikordów, decydują się na produkcję doskonałych cybernetycznych sobowtórów postaci historycznych. Ich ambicje napotykają jednak na trudności, zwłaszcza gdy potencjalnym wspólnikiem staje się Sam K. Barrows, chciwy miliarder o moralności rekina. W centrum narracji stoi prototyp, Abraham Lincoln, który odmawia sprzedaży, powołując się na konstytucyjne prawa, co prowokuje pytanie o ludzkość elektronicznego bytu, ale też… przyszłość małego biznesu.


Do połowy byłam zachwycona. Nawet pomyślałam, że zdecydowanie za często sięgam po współczesne książki, skoro wcześniejsze to takie perełki.


Co mi się podobało? Przede wszystkim świat przedstawiony – fascynująca wizja przyszłości, starannie obmyślona i niezwykle interesująco opisana. Autor wspaniale kreuje świat przedstawiony, odsłaniając ciekawą wizję przyszłości. Opisuje go z pasją, umiejętnie łącząc elementy fantastyczne z realizmem. Wizja elektronicznych sobowtórów postaci historycznych stanowi unikalny aspekt fabuły, który wciąga czytelnika.


Złożeni bohaterowie stanowią fascynującą konsekwencję czasów, w których żyją, dodając głębi fabule. Dodatkowo wprowadzony pomysł na biznes oraz szczegółowe opisanie jego prowadzenia dostarczają czytelnikowi interesujących relacji z bolączek biznesmenów, problemów finansowych, a także kwestii związanych z produkcją – aspekty, które osobiście bardzo sobie cenię.




Przez pierwszą połowę książki przymykałam oczy na pewne zgrzyty. Jednak później fabuła zaczęła tracić na intensywności, skupiając się bardziej na psychice głównego bohatera. Nie tyle analizuje ją, ile opisuje irracjonalne i absurdalne zachowania postaci.


Wątek androidów, który wcześniej budował atmosferę, nagle znika, a bohaterowie zaczynają zachowywać się wręcz histerycznie. Myślałam, że pewne rozwiązania są powszechne, gdyż od razu mi się narzuciły, jednak wraz z rozwojem fabuły zrozumiałam, że nie. Ciekawe i dość oczywiste zastosowanie androidów nie występuje w społeczeństwie – nie wiem, czemu nasi bohaterzy nawet nie brali go pod uwagę. Niewątpliwie androidy są bardziej przemyślane niż sami ludzie.


Na uznanie zasługuje za to piękne wydanie powieści. Srebrna, twarda okładka, ukrywająca się za zwyczajną obwolutą z papieru, dodaje książce estetycznego charakteru, co z pewnością przyciąga wzrok czytelnika.


Reasumując: książka do połowy była bardzo ciekawa, świetnie napisana, a fabuła był obiecująca. Jednak druga jej część wszystko zaprzepaściła i skupia się najnudniejszym wątku, zapominając o wszystkich poprzednich.


I jeszcze jednak uwaga: jeśli zdecydujecie się przeczytać tę książkę, nie czytajcie wstępu. Zdradza za dużo o fabule!


Dominika Róg-Górecka


Recenzja dla portalu duzeka.pl.

środa, 19 czerwca 2024

Śpij dobrze! Sprawdzone sposoby na bezsenność – Kristen Casey

#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoKobiece 


Sen jest niezwykle ważny i chyba nikt nie ma w tym zakresie żadnych wątpliwości. Ponieważ ostatnio mam z nim problem, ucieszyłam się, gdy zobaczyłam książkę „Śpij dobrze”. Czy znalazłam w publikacji pomocne informacje?


„Śpij dobrze! Sprawdzone sposoby na bezsenność” to poradnik autorstwa Kristen Casey wydany nakładem Wydawnictwa Kobiecego. Może najpierw powiem, czego się spodziewałam. Oczekiwałam, że ta publikacja będzie w głównej mierze poradnikiem, który najpierw opowie o mechanizmie snu, a potem zaproponuje rozwiązania, które ułatwią szybkie zasypianie. W praktyce jednak otrzymałam misz-masz, który nawet ciężko mi opisać.

Już od początku autorka wyjaśnia nam, że jej książka to publikacja bardzo inkluzywna. I to jest jak najbardziej w porządku. Jednak zamiast wspomnieć o tym raz i kontynuować tytułowy temat, bardzo mocno podkreśla temat różnic. Regularnie zaznacza, że problemy białych ludzi cispłciowych a całej reszty, do której wrzuca ludzi o innym kolorze skóry, niebinarnych i nieheteroseksualnych są nie tylko inny, ale też o wiele mniej poważne. Że my, biali, to jesteśmy tak uprzywilejowani, że chyba jaja sobie robimy myśląc, że wiemy, co to są trudności. Że nasze problemy z zasypianiem to nie są poważne problemy. A jeśli czujemy się z tą tezą niekomfortowo, to sami jesteśmy problemem. I o ile rozumiem, że komplikacje są różne, to jednak ich wartościowanie i podkreślanie na każdym kroku, że my to mamy łatwo, nic nie wiemy o prawdziwym życiu – ok już nie jest. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet osoby, które autorka traktuje jako wykluczone społecznie, nie znajdą w tej książce żadnej porady. Dowiedzą się tylko, że ich problemy są systemowe i, że nie mogą nic z tym zrobić. Zapraszamy na poradę do terapeuty, chociaż wiecie, on też świata nie zmieni. W efekcie książka ta, chociaż z założenia miała być bardzo inkluzywna, jest wykluczająca i bardzo szybko zraża do siebie przeciętnego czytelnika. Więcej tego tematu nie będę poruszać, chociaż w poradniku pojawia się one regularnie, nie jako jeden rozdział, a pełne dezaprobaty wstawki przy byle okazji.

Co mi się za to podobało? W publikacji poświęcono sporo miejsca na zaprezentowanie wiedzy teoretycznej. Dowiadujemy się, czym jest sen, dlaczego jest ważny oraz co może być przyczyną problemów z zasypianiem. Najciekawszy dla mnie był rozdział, który prezentował mity związane ze snem. W tym szczególnie doceniam tabelkę z dokładnym rozpisaniem zapotrzebowania na nocy spoczynek.


Z wad: przeszkadzała mi niekonsekwentna budowa rozdziałów. Przykładowo, w jednym, w którym autorka przedstawia, na co wpływają problemy ze snem, jednym z punktów jest nagle przyczyna tych problemów (nie skutek).

Jednak największym minusem okazało się dla mnie nieporuszenie najważniejszego tematu. W książce nie ma rozdziału, w którym omówiono by sposoby na problemy ze snem. Coś tam wzmiankowana jest terapia, gdzieniegdzie zamieszczono informację, że z częścią systemowych problemów nie sposób sobie poradzić, nawet szczątkowo co jakiś czas wspominana jest higiena snu. Ale brakuje takiego konkretnego podsumowania, w którym znajdziemy wszystko. Czy liczenie baranów ma sens? A może jakieś ćwiczenia z oddychania? Tego nie ma, a właśnie na to liczyłam.

„Śpij dobrze! Sprawdzone sposoby na bezsenność” to książka, która nauczyła mnie, że nic nie wiem o prawdziwych problemach, a moje trudności ze snem to pewnie pikuś. Szkoda, że nie dowiedziałam się, jak sobie z nim radzić.

Dominika Róg-Górecka

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates