niedziela, 2 września 2018

Wilcza godzina


Steampunk to nurt literacki, który zyskuje coraz większą popularność. Połączenie epoki wiktoriańskiej z wiekiem pary owocuje wyjątkowo barwnymi opowieściami. I właśnie z taki nastawieniem sięgnęłam po „Wilczą godzinę”.

Tytuł: Wilcza godzina
Autor:  Andrius Tapinas
Wydawnictwo: SQN

Mamy rok 1905. Wilno jest wolnym miastem... Od kilkudziesięciu lat należy do Aliansu, związku miast, które postawiły na rozwój techniki. I to właśnie w Wilnie ma się odbyć spotkanie na szczycie najpotężniejszych państw Europy. A jak to przy okazji takich imprez bywa, każdy uczestnik chce ugrać coś dla siebie. Tymczasem na ulicach miasta zaczyna się robić „gorąco”. Mieszkańcy coraz głośniej wyrażają swoje niezadowolenie. Jakie sekrety skrywa Wilno? Czy za wszystkimi zbiegami okoliczności nie stoi przypadkiem grubsza intryga?

"- Halo, szanowny panie, czy przypadkiem nie zmierza pan na pogrzeb? - Jeden z szyderców podszedł do niego i porozumiewawczo puścił oczko kompanom.
- A może nawet na własny? - wtrącił się inny. - Nie ma się co śpieszyć.
Mężczyzna w kapeluszu powoli podniósł wzrok.
- Całkiem możliwe, że na pogrzeb - odpowiedział półgłosem i zdjął kapelusz. Głowę miał całkiem łysą i gładką, jak kula bilardowa".

„Wilka godzina” to książka napisana z dużym rozmachem. Z pewności nie można jej odmówić, bogatej, szczegółowej narracji, która powoli wprowadza nas w klimat steampunkowego miasta. Ale nie tylko opisów mamy pod dostatkiem. Również postaci jest w powieści nie co niemiara, a każda z nich ma swoje pięć minut i spore miejsce w fabule.

Właśnie dlatego początkowe wrażenie jest bardzo pozytywne. Jednak każdy ma swoją cierpliwość, nawet czytelnik. I jeśli w rozsądnym czasie nie otrzyma akcji, zaczyna się nudzić. I tak niestety było i tym razem. Fabuła rozkręca się naprawdę powoli, a bogate opisy nie przekładają się dynamiczną akcję. Chociaż historia zaczyna się mocnym akcentem, napięcie to nie zostaje w żadnej sposób potęgowane, a co za tym idzie, szybko wygasa.

"Gdy jest się najemnikiem, choćby i z opuszczonymi spodniami należy być gotowym na wszystko". 

Nie sposób za to odmówić autorowi kreatywności. Rzeczywistość, którą stworzył, jest ciekawa, kompletna i bogata. Przez pierwsze strony czytelnik może się czuć odrobinę zdezorientowany natłokiem elementów podobnych do naszego świata, ale zmodyfikowanych na potrzeby książki. Tutaj z kolei zabrakło bardziej usystematyzowanego wprowadzenia, wszystkiego dowiadujemy się w trakcie, co jest dość czasochłonne. Jeśli jednak lubicie historię alternatywną, z pewnością docenicie pomysł autora oraz wiele smaczków i nawiązań, które umieścił w książce.

To, co zdecydowanie zasługuje na uznanie, to świetna oprawa graficzna. Zachwyca już sama bardzo klimatyczna okładka. Nie brakuje również pomysłowy zdobników wewnątrz powieści. Dzięki tym zabiegom książka naprawdę fajnie się prezentuje.

„Wilcza godzina” to powieść, którą bardzo trudno mi ocenić. Z jednej strony uwielbiam steampunk, a przedstawiony świat świetnie wpasowuje się w ten gatunek. Z drugiej jednak wiele elementów było po prostu za dużo, zbyt wielu bohaterów, zbyt liczne opisy. I niestety nie rekompensuje to fabuła, która jest mało dynamiczna. Jeśli nie przeszkadza wam wolne tempo akcji, a cenicie sobie klimatyczne i dokładne opisy fantastycznego świata, „Wilcza godzina” powinna przypaść wam do gustu. Jeśli jednak stawiacie przede wszystkim na akcje, może się nie odnaleźć w Wilnie pełnym pary i maszyn.


0 komentarze:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates