piątek, 4 sierpnia 2017

Czego nie powie (prawie) żaden recenzent książkowy



Są takie zdania, które za nic nie wyjdą z ust recenzenta. Nie ma takiej możliwości! Nie i już... oczywiście... jeśli ma odrobinę przyzwoitości :) 



1. Deadliny to rzecz święta! Nigdy ich nie łamię!

Tego zdania nie powie prawie żaden recenzent. A jak powie... to kłamie! Obecnie wszystko jest na czas, parking, przerwa w pracy, nawet... o zgrozo... biblioteka. I recenzje też są na czas. A kto pierwszy ten lepszy. Recenzent to chodzący kalendarz, mieszczący w głowie, zwykle utkwionej między okładkami, niesamowite pokłady dat i terminów! Ale czy wszystkich jest w stanie dotrzymać? Kto jest bez winy niech pierwszy... no właśnie...

2. Nie mam ochoty czytać, bo... NIE!

To wręcz świętokradztwo, ale... książkami można się zmęczyć. Czasem, gdy przytłacza nas zbyt wiele wskazanych w poprzednim punkcie potworów (potocznie zwanych deadlajnami), zwyczajnie mamy ochotę rzucić wszystko i biec do lasu. I przytulać się do drzew. I w ogóle udawać, że człowiek nigdy nie wymyślił pisma.

No dobrze, może trochę przesadzam, ale są takie chwile, kiedy nawet najbardziej wyczekiwana pozycja staje się torturą. Czasem to wina terminów, przemęczenia, nadmiaru książek, które jak posucha to nic nie ma, a jak urodzaj to walą drzwiami i oknami, a czasem... czort raczy wiedzieć. Czasem ma się dość i już!

3. Mam mnóstwo nieprzeczytanych książek i zaległości do recenzji, nie muszę kupować nowych.


Bzdura. Mnóstwo książek, tak, zaległości... cicho dodam, że pewnie też, ale pragnienie posiadania kolejnych... równie wielkie. Żadna logika nie przemówi do książkoholika, kiedy zobaczy magiczny napis „promocja”. Wtedy w jego mózgu blokuje się coś odpowiadającego za racjonalne decyzje i dziwnie zmniejsza się zawartość portfela. Tak, to jest nieuleczalne, przykro mi, chociaż... wcale nie.

4. Przyzwyczaiłam się, nowe książki nie robią na mnie wrażenia

To niemożliwe! Do tego nie da się przyzwyczaić. Bo to jest... absolutnie cudowne. Nieważne, czy właśnie otrzymujesz najnowszego Kinga, przedpremierowo, czy wznowienie podręcznej encyklopedii żab... to uczucie zawsze jest takie samo. Niepowtarzalne. Sprzeczność? A gdzieżby! Książkoholik kocha każdą przesyłkę z osobna!

5. Spokojnie czekam na każdą książkę


Moi Drodzy, sytuacja jest poważna. Wręcz kryzys, na skalę światową! Myśli samobójcze, sadystyczne i masochistyczne skłonności. Problem, który trzeba ogłosić w telewizji. Zaginął człowiek, a nawet całą instytucja. Miał być, a nagle zniknął i uporczywie go nie ma! Kto? Kurier! Cała firma kurierska! W końcu zamówienie zostało złożone... uwaga... całe 27 godzin temu! Cierpienie. Kurtyna.

6. Kocham pocztę polską! Kocham kurierów!

No bo wiecie... relacje na tej linii są... dość napięte. Z perspektywy poczty blogerzy to nienażarte pasożyty. I od razu... tyrani! Bo wciąż przychodzą i krzyczą na Bogu ducha winną panią w okienku. A poczciwy pan listonosz bywa częściej w ich progach... niż matka rodzona. I jeszcze dźwigać musi! A z naszego punktu widzenia widać tylko losowo doręczane awiza, bestialsko niszczone książki i liczne przypadki zaginięć (czy takie „porwanie” można zgłaszać na policję?).

Bo chociaż firm kurierskich na rynku sporo, paradoksalnie okazuje się, że wybór najlepszej opcji nie jest taki łatwy. Dlatego gdy tylko uda Wam się wybrać "tego jedynego kuriera", dobrze Wam radzę, trzymajcie się go.

Też tak macie? Jakieś słowa, które za nic nie przejdą przez Wasze gardło? Piszcie!

50 komentarzy:

  1. Gdyby nie mój przewspaniały listonosz to pewnie żadna książka by do mnie nie dotarła - jak za czasów jego zmiennika, gdy pan Piotr był na urlopie. Książki ginęły w nieznanych nikomu okolicznościach, a potem okazywało się, że leżą wciśnięte siłą w skrzynce sąsiada. Można? A jakże!
    Z terminami jeszcze problemów nie mam - nie recenzuję ogromnych ilości i się wyrabiam :) Gorzej jeśli dopadnie mnie chwilowa niechęć, bądź wręcz alergia na książki! Alergie miewam. Szczególnie w wakacje. Na książki również. Ale wystarczy dwa dni przerwy i tęsknie jak za pyszną kawą bez której nie potrafię żyć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ah, tyle mamy wspólnego (poza tymi terminami, chociaż to na razie :)). Zazdroszczę listonosza, mój się stara, ale raz na jakiś czas zrobi coś takiego, że nasze dobre relacje zostają wystawione na ciężką próbę.
      A kawę kocham również, witam w kubie :)

      Usuń
  2. Ja się najbardziej zgadzam z punktem 4 :-) i niestety 6 :-( Niedawno jest jakiś nowy listonosz, a że drzwi na klatkę otwarte w lato, to nawet się nie fatyguje na górę. Wczoraj pytałam panią w okienku, czemu zostawia awizo jak jestem w domu to stwierdziła, że nie ma obowiązku nosić :-( Jestem zaskoczona, bo poprzedni nie miał z tym problemu. Takim sposobem byłam w tym tygodniu 3 razy na poczcie :-p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, listonosz nie ma obowiązku nosić książek. Dlatego polecam zapisać się na poczcie na darmową usługę powiadamiania mailowo/sms'owo o przesyłkach poleconych.

      Usuń
    2. @Kate-Kasia J, od razu nie bierze z poczty, niestety...

      Usuń
  3. Co się tyczy niektórych recenzentów, to pewnie zdanie: ta książka jest zła :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, też nie napisałabym, że dana książka jest po prostu zła. Nawet jeśli mi się nie podoba, to innym może. Staram się podawać wyłącznie fakty i moje opinie, nie generalizować.

      Usuń
    2. @Kate-Kasia J gdy ja czytam recenzje, zależy mi na tym, żeby znaleźć w niej istotne dla mnie elementy. Jeśli powiedzmy książka ma bogate tło historyczne i recenzent takich nie lubi to napisanie "jest zła" nic mi nie da. Gdy wspomni, że książka rozbudowuje aspekty historyczne, czego on nie lubi, bo woli dynamiczniejszą akcję, to dla niego będzie minus, a dla mnie plus. I o to mi chodziło :)

      Usuń
  4. Ja potrafię szczerze powiedzieć, że nie chce mi się czytać, bo przychodzą takie tygodnie, kiedy nawet nie potrafię spojrzeć na półki. Po prostu nie jestem chętna na zapoznawanie się z kolejnymi bohaterami czy następnym wykreowanym światem. Nawet nasze ukochane dania kiedyś nam się przejedzą, gdy będziemy raczyć nimi swoje żołądki zbyt często!
    A ja potrafię się powstrzymywać przed zakupem książek. Nawet choćby leżały po dziesięć złotych, to i tak tylko je przejrzę, ale nie podejdę z żadną z nich do kasy. Czasami po prostu, jak mam większy zapas gotówki, wolę przeznaczyć ją na coś, co jest dla mnie ważniejsze lub zostawić ją na czarną godzinę!
    A co w kwestii kurierów czy listonoszy... z tą pierwszą grupą bywa różnie, bo co firma kurierska to inne zasady działania. Niektórzy są przesympatyczni, dzwonią, będąc w trasie i wspominając, o której można się ich spodziewać, kiedy inni lecą sobie w kulki. A listonosze? Aktualnie mam wspaniałą listonoszkę, która przynosi mi każdą paczuszkę, a jeżeli jest na urlopie to dostajemy takie osoby, co są informowane, aby mi je dostarczać, bo ja jestem recenzentką (co mnie ogromnie śmieszy, bo przecież to nie jest równoznaczne z szefem mafii czy prezydentem, którzy zyskują najlepsze przywileje). Ale cóż... kochaj i szanuj listonosza swego, bo zawsze możesz mieć gorszego!
    BLUSZCZOWE RECENZJE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wielgaśny komentarz :)
      Zazdroszczę silnej woli, ze mnie taki słaby człowiek. Jak o czymś marzę... to marzę i w końcu muszę mieć. Żadna siła mnie nie przekona, wliczając w to zdrowy rozsądek.
      Z kurierami to masz rację, niektórzy dzwonią przed, ale większość dzwoni już jak stoi pod drzwiami, z czego jeden skontaktował się ze mną w drodze powrotnej do bazy (a ja miałam być w domu dokładnie za 5 minut!).
      I zazdroszczę, że u Ciebie "recenzent" to pozytyw. Bo u mnie nie, wręcz odwrotnie, nie lubią mnie z tego powodu, bo za dużo przychodzi i za ciężkie ;/

      Usuń
  5. Na mojego listonosza nigdy narzekać nie będę, bo chociaż raz dostarczył mi list duuuużo później niż powinien, to ogólnie w porządku z niego gość. Potrafi minąć mój dom (ja już cała we łzach, oczywiście), a po godzinie wraca ☺ i dostarcza mi paczkę ☺


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Toż to skarb, a nie listonosz, takich trzeba cenić :) Chociaż muszę przyznać, że moje relacje z listonoszem były dużo łatwiejsze, gdy mogłam odbierać przesyłki osobiście.

      Usuń
  6. Hahahaha... Muszę przyznać, że doskonale to podsumowałaś :D Szczególnie to z Pocztą Polską (oj, nagrabili sobie u mnie). Jak tak to czytałam, to doszłam do wniosku, że rzeczywiście wszystko się do mnie odnosi. Może oprócz tych dedlajnów, bo ja akurat uznałam, że życie bez niego jest o wiele łatwiejsze i przyjemniejsze, a przy tym nie wymusza na mnie presji. Staram się zawsze wyprzedzać dedlajn, żeby praca była przyjemnością, a nie torturą :D
    Nałogowy... Przecież wiesz kto :D :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hihi, jak ja bym chciała przed, ale... nie mogę. Ja żyję w deadlinach, wszystko w ostatnim momencie, oj zła kobieta ze mnie :)

      Usuń
  7. Genialny post :)
    Można powiedzieć, że prawie spadałem z krzesła ze śmiechu (ale na szczęście nic mi się nie stało) Wydaję mi się, że jestem blogerem książkowym, ale nie mam aż tak fajnie. Zazwyczaj jak coś zamawiam to z własnej w kieszeni, ale jak już się trafi jakiś problem staram sobie z nim radzić. Największego nerwa miałem przy pierwszym zamówieniu z NiePrzeczytane (obecnie dość często od nich zamawiam), ale wtedy wziąłem kupiłem przygodę o rudym rycerzu Jedi, którego imienia nie zdradzę. Okazało się, że brakuję mu około 20 stron w środku (pech...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem też trzeba dać wydawnictwo zarobić :)
      A brakujące strony to faktycznie poważny problem. Kiedyś też miałam takiego pecha, całe szczęście... znalazłam wtedy screeny w Internecie. Bo to były bardzo istotne strony!

      Usuń
  8. Świetny post!
    Z punktem 2 zgadzam się w całej rozciągłości, czasami każdy z nas ma kryzysy. Ostatnio męczyło mnie to cholerstwo prawie 2 miesiące!! Dobrze, że sobie polazło :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niestety nie mam czasu, żeby zmęczyć się czytaniem :) Bardzo dobry tekst!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zupełnie nie zazdroszczę. Czasem właśnie przemęczenie zabija przyjemność czytania. Nie wiem jak u Ciebie, ale gdy wracam przetyrana z pracy i marzę wyłącznie o śnie, książki nie cieszą mnie tak, jak w sobotę rano :) Ale... czasem dealiny czyli patrz punkt jeden :P

      Usuń
  10. Ooooo tak, pani na poczcie mnie na pewno nienawidzi, ale to nie moja wina, że na książkę czekam już trzeci tydzień, a została wysłana z tego samego miasta! I oczywiście nikt nie widział i nikt nie słyszał...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nom, poczta mnoży paradoksy. A co do Pani w okienku... też mam takie wrażenie, że jak staję w kolejce to one wpadają w panikę :P

      Usuń
  11. Co do ostatniego punktu, to chyba nikt w życiu nie powie tego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, tu się nie zgodzę, nie raz widziałam posty pracowników, którzy walczyli o godność instytucji, jak o niepodległość :)

      Usuń
  12. Tekst w punkt! :) A moje kfiatki to: "od razu po przeczytaniu biorę się za recenzję i piszę całą" albo "Piszę ręcznie, ale potem od razu przepisuję i formatuję!". :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam pisać od razu po przeczytaniu i... no właśnie na postanowieniach się kończy :) A to najbardziej bolesne jest przy grach, gdy ulecą emocje nie pisze się już tak dobrze :)

      Usuń
    2. Gry jak gry - zawsze masz pod ręką i ewentualnie możesz wrócić, ale wyobrażasz sobie filmy? To dopiero wyzwanie! Ja siedzę z notatnikiem w kinie i zaczynam pisać reckę praktycznie wychodząc z sali, tak się boję, że pozapominam! :D

      Usuń
    3. Lo matko, notatki w kinie? To się nazywa poświęcenie. Ja parę razy popełniłam reckę filmu, ale faktycznie... na świeżo :)

      A gry... jak dobra to można powtarzać, a jak zła...

      Usuń
    4. Właśnie dziś na "Valerianie" zapisałam kilka kartek. Teraz usiłuję rozszyfrować! :D

      Usuń
  13. Uwielbiam ten post ❤
    Dzisiaj dzwonił do mnie kurier i pierwsze zdanie jakie powiedział to "Boże, wreszcie mam do Pani numer i przesyłkę" 😂😂😂 Telefon od kuriera a jak człowieka cieszy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Ja to padam, jak kurier dzwoni do mnie z pretensjami, że mnie o 12 w domu nie ma :P

      Usuń
    2. Bo w życiu ważne są małe radości! :D

      Usuń
  14. Chociaż ja to mam ochotę uciec do lasu i przytulić sie do drzew 😇😈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe :) Tak też bywa, radość z nowych książek nie zawsze przekłada się na czas na ich czytanie. Czasem po prostu chce się... je mieć :)

      Usuń
  15. Haha, fajny pomysł na post. :D Całe szczęście, że na moim blogu książki to tylko dodatek i w zasadzie powiedziałabym każde z tych zdań. :D Ale najbardziej śmieszy mnie jak blogerki książkowe piszą "oniee, mam kryzys czytelniczy i NIE MAM OCHOTY CZYTAĆ!" No tragedia, naprawdę. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ludzie mają skłonność do przesady :) a to przecież tylko (az) pasja, nie ma co brać wszystkiego tak poważnie.

      Usuń
  16. Hahahahah xd o boskie xd u mnie ze mam czas na czytanie to takie zdanie niewypowiedziane nigdy xd hahahaha xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, ja musze miec czas na czytanie, nawet kosztem snu, bo... jak zyc inaczej?

      Usuń
  17. Nie wypowiedziałabym zdań z punktów 5 i 6. Ale reszta: czemu nie? Deadline faktycznie mi nie straszne i nie zapominam o żadnym, bo wszystkie zapisane i pod kontrolą. Zresztą, nie mam czasu ich zawalać, później się wszystko nagromadzi... Faktycznie czasem nie czytam "bo nie" i wolę porobić coś innego. Nowe książki tak łatwo można przeczytać tuż po premierze, że faktycznie wrażenia nie robi otrzymanie takiej, a i z brak miejsca i czasu rzadko kupuję. Żeby jeszcze ta poczta problemów nie robiła, to życie byłoby całkiem piękne :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Bardzo ciekawy, a przede wszystkim prawdziwy post! Podpisuję się rękami i nogami! :) pozdrawiam! włóczykijka z imponderabiliów literackich

    OdpowiedzUsuń
  19. To jest tak bardzo prawdziwe, niby nie czekam na książkę, ale chodzę po domu i dosłownie krzyczę w środku czekając na ten magiczny dzwonek do drzwi. A niech tylko spróbuje nie przyjść! Łapy pourywam! ;) Nie raz naprawdę jest częściej niż widzę się z własną mamą, co mieszkamy w jednym domu. I jak widzę, tę jego biedną styraną minę, gdy trzyma 3, 4 wypchane po brzegi paczki. Bezcenne :D Post genialny, sama prawda, nie ma co się oszukiwać :D Pozdrawiam Książkowa Dusza

    OdpowiedzUsuń
  20. Zgadzam się z każdym punktem! Dodałabym jeszcze "Nie potrzebuję nowego regału, wszystkie książki mi się mieszczą" :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, zdecydowanie, zapomniałam o tym, bo ostatnio mam nowy, ale... i tak się zastanawiam, na ile mi starczy :)

      Usuń
  21. Oj, tak! Zwłaszcza kochana poczta polska. Mój listonosz chyba chce mnie zamordować, jak kolejny raz: "przesyłka do pani Aleksandry"... A ja go nie znoszę za to, że siedzę cały dzień w domu, a tu.. AWIZO! I stój człowieku na poczcie potem pół godziny.
    Z tymi książkami to też prawda - jak trafiają się recenzenckie, to milon na raz! I wszystkie interesujące.
    Od siebie dodałam już: "Nie biorę kolejnych egzemplarzy recenzenckich, dopóki nie przeczytam tych, które już mam".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Zapomniałam, często to mówię i... w ogóle się tego nie słucham :)

      Usuń
  22. Dawno nie czytałam tak dobrej notki o recenzentach! Jakbyś siedziała w mojej głowie! :D Zwłaszcza punkty 3, 4 i 6. Ale co zrobić... :D

    OdpowiedzUsuń
  23. A ja mojego listonosza bardzo lubię:) Nawet moja mama się dziwi, że już na ty jesteśmy. Ja tam się nie dziwie, w końcu bardzo często mnie odwiedza

    OdpowiedzUsuń
  24. Bardzo interesujące. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  25. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates