Dzieła mistrzów czyli malować każdy może
Malować i tworzyć... kto z nas nie chciałby być artystą? Jednak zaraz po pięknej wizji natchnienia i pędza w ręku, przychodzi na myśl coś o wiele bardziej realistycznego czyli puste konto. Żeby zarobić trzeba nie tylko malować, ale też sprzedawać i... utrudniać to konkurencji. Czy tak jest naprawdę? Pojęcia nie mam. Tak przynajmniej wygląda to w grze Dzieła mistrzów.
Dziś mam dla Was dwie wersje recenzji. Jeśli wolicie czytać, znajdziecie tekst poniżej. Dla lubiących filmy, zapraszam do odtworzenia filmu tutaj lub na You Tube (znajdziecie tam przykładową rozgrywkę i zdecydowanie lepszy obraz, tutaj mogę dodać tylko 100 MB i niestety przekłada się to na jakość:).
Na pierwszy rzut oka pudełko prezentuje się bardzo ładnie i ciekawie. Dowiadujemy się z niego, że gra jest przeznaczona dla graczy od 8 roku życia, w ilości od 2 do 4 osób i zajmie nam... całe 15 minut.
Po otwarciu pudełka zawartość prezentuje się dość... skromnie.
Najpierw widzimy fajnie wydaną instrukcję, z przystępnie opisanymi zasadami.
Gdy ją podnosimy, naszym oczom ukazuje się 25 kart z arcydziełami i 60 kart tzw. maźnięć. A obok tego wszystkiego wgłębienie nieznanego zastosowanie. Nie, to puste miejsce nie oznacza, że w naszym zestawie czegoś brakuje.
Ogromnym plusem tej gry są proste i przejrzyste zasady. Jesteśmy malarzami, a naszym celem jest stworzenie arcydzieła. Na sztaludze mamy zawsze jeden obraz. W swoim ruchu możemy albo malować dzieło (dokładając co najmniej jedną kartę zgodną z rozpiską na obrazku po jej lewej stronie) albo je niszczyć, dodając jedną (zawsze i tylko jedną) niepasującą kartę z prawej strony. Gracz, który dołoży ostatnią kartę zgodną z rozpiską, kończy arcydzieło i zdobywa ilość punktów na nim wskazaną. Jednak obraz można też zniszczyć. I robi to gracz, który dokłada trzecią, niepasującą kartę. Takiego psutego gniota dostaje jego przeciwnik. Jednak zdobywa nie pełną liczbę punktów, a połowę (wskazaną w prawym górnym rogu).
Wygrywa gracz, który zdobywa 25 punktów.
Strona wizualna
Na początku wato zaznaczyć, że ta gra jest po prostu pięknie wydana. Jeżeli tylko spodoba Wam się styl, w którym przedstawione zostały parodie obrazów, to urzeknie Was i całość. Osobiście doradzam nie oglądać wszystkich kart tuż po otrzymaniu przesyłki, a poznawać je powoli, podczas rozgrywki. Tak jest i ciekawie i zabawnie.
Wystarczy kilka chwil z instrukcją by poznać wszystkie zasady. Żadnych niedomówień czy wątpliwości. Co więcej, w ciągu kolejnych 5 minut streśćmy je innym osobom, zarówno dorosłym, jak i dzieciom. I chociaż reguły są tak banalne, w niczym nie psuje to zabawy z gry. Co więcej, sprawa, że jest ona uniwersalna.
Rozgrywka
Po tych kilku minutach spędzonych na poznanie zasad, można przystąpić do pierwszej rozgrywki. I tutaj opakowanie ponownie nas nie oszukuje. Kwadrans to czas wytaczający nie tylko na grę, ale też jej rozłożenie i spakowanie. Wszystko dzieje się naprawdę szybko, przy salwach śmiechu i dobrej zasady.
Strategia, a losowość
Jednych z kluczowych elementów tej gry jest losowość. To głównie od niej zależy kto okaże się malarzem arcydzieł, a kto wciąż produkuje gnioty. Chciałoby się powiedzieć, samo życie. Ale... nie stoi to na przeszkodzie to tworzenia strategii. Są one oczywiście raczej proste i dość intuicyjne, co moim zdanie... jest ogromnym plusem. Już nawet podczas tych krótkich tur zdarzały mi się oczekiwać ze zniecierpliwieniem na ruch przeciwnika. Dłuższy czas oczekiwania, podczas którego planowałby swoje ruchy, psułoby tylko zabawę.
Malujemy czy niszczymy. Dokładamy kilka kart czy tylko jedną. Szykujemy się na obecny obraz, czy na przyszły. To są główne problemy karcianych malarzy.
Dodatkowo zaznaczyć należy, że pomimo ewidentnego rywalizowania, gra nie tworzy negatywnych interakcji, czyli nie psuje atmosfery.
Dla kogo?
Dla każdego. Zawsze i wszędzie. Dzieła mistrzów wciągają, a nie męczą. Spodobają się zarówno osobom, dla których gry to tylko monopol i wojna, jak również zapalonym planszówkowiczom. Ci drudzy spokojnie mogą potraktować tę pozycję jako rozgrzewkę do całonocnej imprezy z bardziej wymagającymi tytułami lub jako relaksujący przerywnik między partiami trwającymi po kilka godzin.
Cena i ocena
Podsumowując, chociaż cena gry może wydawać się spora, zważywszy na fakt, z jak niewielu kart się składa, uważam, że jest warta każdej, wydanej na nią, złotówki. I paradoksalnie, pojawi się na waszych stołach zdecydowanie częściej, niż poważne, wieloelementowe tytuły. Zdecydowanie polecam.
Widziałam tę grę w księgarni i zatrzymałam się przy niej chwilę zainteresowana. Teraz muszę się zastanowić czy ją kupić :)
OdpowiedzUsuńKupuj i się nie zastanawiaj! :)
UsuńUwielbiam takie gry edukacyjne! Chętnie bym pograła :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na partyjkę do Łodzi :)
UsuńSuper propozycja!
OdpowiedzUsuńW pełni się zgadzam :)
OdpowiedzUsuńFajna gra :) prosta i ciekawa myślę, że moje dziecko by sobie z nią poradziło, więc chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńI dziecko i rodzic, super sprawa taka gra która spodoba się każdemu :)
UsuńZawsze byłam ogromną fanką monopolu... teraz dam się przekonać i chyba tą też wypróbuję! Dzięki za świetny opis :)
OdpowiedzUsuńSuper, cieszę się :)
UsuńTeraz jesteśmy w naszej rodzinie bardziej na etapie gier dla dwulatków - ale niewykluczone, że i ta kiedyś do nas trafi :)
OdpowiedzUsuńNa wszystko przyjdzie pora :)
Usuń