Drogi Evanie Hansenie – Val Emmich
Czy czułeś się kiedyś tak mało istotny, że gdybyś zniknął, nikt by tego nie zauważył? Chyba każdy chociaż przez chwilę miał taką myśl. Ale jeśli pojawia się ona zbyt często... może zniszczyć całe nasze życie. Co zrobić, by jej nie ulec?
Tytuł: Drogi Evanie Hansenie
Autorzy: Val Emmich
Wydawnictwo: Otwarte
Rysiek Ridel śpiewał „Samotność
to taka straszna trwoga” i od tego tak naprawdę zaczyna się
„Drogi Evanie Hansenie” od samotności, a jednocześnie
niemożności nawiązania relacji z drugim człowiekiem. Tytułowy
Evan to chłopak wręcz chorobliwie nieśmiały, a jednocześnie
skrzywdzony. Bo pod strachem przed kontaktami z innymi ludźmi kryje
się opowieść o zranionym dziecku, niechcianym synu, niedocenianym
koledze... Evan stara się przede wszystkim nie zwracać na siebie
uwagi, dlatego fakt, że dziwny chłopak, Connor, podpisał mu się
na gipsie, to tak naprawdę kwestia przypadku. Tak samo, jak to, że
ten sam nastolatek kradnie mu... list do samego siebie. Tak, Evan
pisze listy, ale jest to zadanie, do którego zmusza go terapeuta. A
potem... dzieje się tragedia. Connor popełnia samobójstwo i ma
przy sobie list zaczynający się „Drogi Evanie Hansenie”. Jego
rodzice są przekonani, że byli przyjaciółmi i znajdują w tej
myśli taką pociechę, że... Evan nie potrafi zaprzeczyć i dalej
brnie w kłamstwa. Przestaje być niewidzialny, staje się potrzebny,
ale... za jaką cenę?
Może pewnego dnia jakiś inny chłopak albo dziewczyna stanie w tym samym miejscu i zapatrzy się w drzewa. Może będzie się czuć równie samotnie i pomyśli, że z góry świat na pewno wygląda inaczej. Jakoś lepiej. Zacznie się wspinać, gałąź po gałęzi, nawet kiedy mieć wrażenie, że nie ma na czym oprzeć stopy. Nawet jeśli wszystko będzie wydawać się beznadziejne, nawet kiedy wszystko będzie mówić, że nie warto się trzymać. Może tym razem nie puści. Może zaciśnie dłonie na gałęzi i ruszy dalej.
„Drogi Evanie Hansenie” to powieść
młodzieżowa, która całkiem nieźle sprawdza się w ramach swojego
gatunku. Wprowadza parę pomysłowych rozwiązań, ale są to raczej
dodatki, niedeterminujące całości. Kluczowe elementy zachowują
styl literatury młodzieżowej.
Pierwszy z nich to przede wszystkim
narracja, pierwszoosobowa i bardzo bezpośrednio. Evan jest z nami
szczery do bólu, dosłownie siedzimy mu w głowie i śledzimy każdą
jego myśl. To dowcipny, spostrzegawczy, sceptyczny i nieśmiały
chłopak. Jego pomysły są jednocześnie śmieszne i... smutne. Nie
raz sam siebie gani, czy bardzo negatywnie ocenia. W pewien sposób
kreuje nam to postać typowe nastolatka, bardzo wrażliwego i
szukającego swojego miejsca w świecie. Już nie dziecko, ale wciąż
nie dorosły, a do tego bardzo zagubiony. Powieści w tym stylu
pokazują nam skomplikowany świat wewnętrzny młodego człowieka.
Jest to dobre z dwóch względów, nastolatkom pokazuje, że to
normalne czuć się czasem bardzo źle, a dorosłemu prezentuje jak
na tacy zbiór sygnałów, które nie sposób zignorować.
„Drogi Evanie Hansenie” porusza
trudne tematy, samotność, inna orientacja seksualna, potrzeba
akceptacji i zrozumienia. Nie są to w kwestie prezentowane wprost,
czy jednoznacznie. Ich obecność w fabule jest sygnalizowana,
rozwija się wraz z akcją. Z tego też względu nie można mówić
on łatwych odpowiedziach, czy prostych rozwiązaniach. Ludzie robią
błędy, zarówno dzieci, jak i ich rodzice, warto mieć na uwadze
perspektywę drugiej strony, a ta powieść analizuje dwie strony
„barykady”.
"Czasami bardzo długo o czymś marzymy, aż w końcu się poddajemy i porzucamy nadzieję. I właśnie wtedy marzenie nagle się spełnia".
Na uznanie zasługuje też kreacja
postaci. Na początku są one zaprezentowane dość tendencyjne,
znamy ich zachowanie, nie wiemy nic o pobudkach i... bardzo szybko
przechodzimy do oceny. A potem autorzy płatają nam psikusa i
zdradzają coraz więcej o przeszłości postaci. I wszystko
przestaje być takie oczywiste i jednoznaczne. Tutaj pojawia się też
niecodzienny wątek, postać Connora. Nie chcę zdradzać zbyt wiele,
sale sam pomysł był naprawdę ciekawy i dobrze opowiedziany, jednak
w pewnym sensie pozostał... otwarty.
Do czego mogłabym się przyczepić? Do
tempa, historia rozwija się powoli. Po pierwszym szoku i „trzęsieniu
ziemi” do połowy książki niewiele się dzieje. Potem również
wszystko rozpędza się raczej nienachalnie. Ta książka skupia się
głównie na przeżyciach wewnętrznych naszego bohatera. I chociaż
w kulminacyjnych momentach ilość zwrotów akcji faktycznie się
zagęszcza, przez większość jest to raczej historia ku refleksji.
Mimo wszystko uważam, że warto po nią
sięgnąć. Powieść czytało mi się dobrze, wzbudziła we mnie
sporo emocji i wspomnień. I w pewnym sensie naprawdę cieszę się,
że okres dorastania mam już za sobą.
"Za jakiś czas znów stanę się kimś trochę innym. Nie mam wpływu na przeszłą ani przyszłą wersję siebie, nie mogę ich zmienić ani przewidzieć. Nie jestem nawet pewien, ile kontroli mam nad teraźniejszym sobą. Ale nie mam do dyspozycji nic innego, więc chyba powinienem to zaakceptować".
Książka z: http://bit.ly/2AXQ43q
Lubie powieści młodzieżowe, ale akurat ta jakoś szczególnie mnie nie zachęciła.
OdpowiedzUsuńMi się podobał ogólny wydźwięk i przekaz, chociaż tempo kulało
UsuńWydaje mi się, że ten tytuł jest ważny i nastolatki powinni go poznać.
OdpowiedzUsuńTak, to powieść z kategorii tych wartych uwagi i skłaniających do refleksji.
Usuń