sobota, 14 grudnia 2019

Pan Przypadek i cykliści – Jacek Getner


Po niektóre książki sięga się przez przypadek. A to okładkę miały ładną, a to tytuł zachęcający. Czasami z tego pośpiechu sięga się po powieści w zupełnie „nie swoim”, które mimo wszystko okazują się strzałem w dziesiątkę. Jak było tym razem?


Tytuł: Pan Przypadek i cykliści
Autor: Jacek Getner
Wydawnictwo: Zakładka

Pan Przypadek to specjalista od spraw beznadziejnych i obecne śledztwo również jawi się jako takie. Bo co z tego, że potencjalna ofiara wie, kto dybie na jej życie i jak ma zginąć, skoro tego wszystkiego dowiedziała się… ze snów. Konkurencja wśród cyklistów jest spora, a szefowie największych rowerowych fundacji muszą się mieć na baczności, dlatego nawet taka poszlaka jest dla jednego z nich powodem do paniki. Jednak czy detektyw może cokolwiek zrobić w tej sprawie?


„Pan Przypadek i cykliści” to ósmy tom komedii kryminalnej. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego sięgnęłam po niego bez znajomości. Spokojnie, ja też… tego nie wiem. Coś mnie natchnęło, zaciekawiło i już. Przy obecnych zaległościach nadrabianie takiego cyklu było dla mnie niemożliwe. Zdecydowałam się więc na skok w głęboką wodę i… było to naprawdę ciekawe doświadczenie. Brakowało mi trochę wiedzy na temat wątków osobistych, te były co prawda tłumaczone, a korelacje związkowo-rodzinne wyjaśnianie, jednak zawsze to co innego znać opowieść od początku. Mimo wszystko… dało się. Wszystkie inne wątki były w książce prowadzone od nowa.

"– (...) A po trzecie, czy my się temu ekspresowy kazałyśmy zatrzymać? (...)– Komunikaty wyraźnie mówiły, że w razie gdy czujnik wykryje papierosy, pociąg się zatrzyma!– Potem też paliłyśmy, a pociąg jakoś dał radę jechać dalej –stwierdziła rezolutnie Zygfryda".

Rzeczą, która mnie bardzo zaskoczyła, było zmieszczenie w ten cieniutkiej (trochę ponad dwustustronicowej) powieści aż trzech zagadek kryminalnych. Jak możecie się domyślić, akcja płynie szybko, bez zbędnych dłużyzn czy niepotrzebnych opisów. Sama kwintesencja i kiedy czytelnik zaczyna domyślać się rozwiązania, ono się pojawia. To całkiem niezłe rozwiązanie, które niweluje nudne oczekiwanie na finał.

„Pan Przypadek i cykliści” od samego początku przypominał mi kryminały PRL-owskie, a już w szczególności Pana Samochodzika. Czy to tytuł, czy delikatna okładka, wszystko naprowadzało mnie w tym kierunku. W praktyce… trochę tak jest. Wszystko dzieje się we współczesności, ale wykreowane postacie są takie „ostro ciosane”, czasami wręcz karykaturalne. Ich dowcip i sarkastyczne podejście trochę przypominają mi tamten moment dziejowy.

"Franek Mazu spojrzał na swojego Pegaza z zadowoleniem. Gdyby jego rower był bohaterem kreskówki, w tej scenie świeciłby odblaskami słońca, oślepiając wszystkich tak, że aż musieliby odwrócić wzrok. A on sam pomachałby skrzydełkami i odleciła jak błyskawcia, tylko w przeciwnym kierunki, z ziemi do chmur".

A skoro już mowa o czasach to książka świetnie obrazuje kilka współczesnych problemów. Tym razem motywem przewodnim są cykliście, czeka was lekka satyra w temacie dwóch kółek. Nic nachalnego, czy przesadnie negatywnego, ale wyraźne, czasami karykaturalne przedstawienie największych bolączek.

Kryminał to gatunek, w którym nie czuje się do końca pewnie. Co jakiś czas lubię po niego sięgnąć i tym razem była to dobra decyzja. Niby przypadek, a jednak miał w sobie to coś!

Za książkę dziękuję portalowi Czytam Pierwszy.


2 komentarze:

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates