czwartek, 11 lipca 2019

Listy zza grobu – Remigiusz Mróz


Nie wiem! Po prostu nie mam pojęcia! Dostaję te listy od wielu lat i wciąż zachodzę w głowę, jak on to wszystko zaplanował. Ale zrozum, on nie żyje i nic tego nie zmieni! Zagadka? Myślisz, że gdzieś w tych listach ukryta jest odpowiedź na dręczące mnie pytania? Potrafisz ją rozwiązać? W takim razie... zaczynajmy.


Cykl: Seweryn Zaorski (tom 1)
Wydawnictwo: Filia

Powroty bywają trudne i również ten nie należy do najłatwiejszych. Po wielu latach „emigracji” w rodzinne strony wraca Seweryn. Nie jest jednak sam, ma ze sobą dwie córki i cały bagaż tajemnic. Przy okazji remontu domy wpada na trop, pod podłogą garażu ukryte były dyskietki z wiadomością od nieżyjącego ojca Kai. Oczywiście... zaszyfrowaną wiadomością. Gdy mężczyzna przekazuje znalezisko swojej koleżance, dowiaduje się, że od wielu lat dostaje ona listy, które jej ojciec przygotował przed śmiercią. Co roku jeden. Wcześniej sądziła, że mogą zawierać jakiś ukryty przekaz, ale dawno zarzuciła tę myśl. Jednak dyskietki rzucają na całą sprawę nowe światło. Czy Kai i Sewerynowi uda się odkryć tajemnicę? I jaką cenę przyjdzie im zapłacić za chęć poznania prawdy.

Lubię prozę Remigiusza Mroza, ale z każdą następną książką mam coraz więcej wątpliwości. Gdyby tę powieść napisał ktoś inny, a już zwłaszcza debiutant, byłabym zachwycona. Jednak „Listy zza grobu” są dla mnie zbyt podobne do wcześniejszego dorobku, żeby mogły zrobić na mnie wrażenie.

Po pierwsze, po raz kolejny otrzymujemy fabułę skonstruowaną wokół zagadek matematyczno-logicznych. Trochę jakby całość była testem na iloraz inteligencji przeprowadzonym w terenie, rodzajem gry miejskiej. Nasi bohaterzy przechodzą od jednego zadania, do drugiego. I tak, bardzo mocno przypomina mi to „Nieodgadnioną”. Jednak o ile tam sporo łączyło się historią postaci, o tyle tutaj część zadań to dosłownie suche liczby i bezpłciowe ćwiczenia. Nie czuć też jakieś szczególnej presji podczas ich rozwiązywania i niestety też nie ma możliwości zrobienia tego na własną rękę.


Sama intryga jest ciekawa i wciągająca, motyw główny został interesująco rozplanowany i dobrze opowiedziany. Autor przyzwyczaił nas już do tego, że jego bohaterom nie można wierzyć i w tej powieści zostało do wyjątkowo mocno zaakcentowane. Nie ufamy Sewerynowi za grosz, on nawet nie udaje, że jest szczery wobec czytelnika i zupełnie nie zdziwiłoby mnie, gdyby w pewnym momencie odezwał się do mnie tekstem „Co, sądziłaś, że powiem ci całą prawdę”? Te liczne zwroty akcji i względność wszystkiego to wręcz znak rozpoznawczy autora. I jest to zarówno dobre, jak i złe. Książki, które zaskakują czytelnika, na długo zapadają mu w pamięć. Postacie, które wyprowadzają go w pole i usypiają jego czujność należą do tych, które wspomina jeszcze długo po przeczytaniu ostatniej strony. Tylko w przypadku Mroza ciężko mówić o jakimś zaskoczeniu, przynajmniej nie jeśli chodzi o schemat. My po prostu wiemy, że nic nie okaże się takie, jak jest nam prezentowane, a postacie nie raz zdradzą nam swoje mroczne oblicza. My się tego zwyczajnie spodziewamy i to niestety psuje całą zabawę.

Ciekawostką jest za to znaczne rozbudowanie wątku obyczajowego głównych bohaterów. Seweryn wraca do rodzinnego miasta, Kaja jest jego koleżanką ze szkoły, a jej mąż kolegą. Ich relacje nie będą jednak ani łatwe, ani oczywiste. Autor sporo czasu poświęca pierwszej dwójce, skupiając się na ich emocjach i uczuciach. Niestety ze szkodą dla wspomnianego męża, jego kreacja jest mocno „wygodna”, za często jest nieobecny, by móc wyciągnąć szersze wnioski. Co więcej, jak na osobę, która w okolicy spędziła swoje dzieciństwo i młodość, Seweryn nie ma zbyt dużo kontaktów. Nawet przypadkowe spotkania ograniczane są do minimum. Nie poznaje go nikt ze szkoły, on sam nie zna nauczycieli... Coś mi tu nie gra, za mało powiązań jak na kogoś, kto spędził w tych okolicach sporą część życia.

Jeśli chodzi o narrację, to jest ona naprzemiennie prowadzona z perspektywy dwójki bohaterów, Kai i Seweryna. To sprawa, że czytelnik bardzo szybko się angażuje i z zapartym tchem śledzi rozwój wydarzeń. Ciekawiej by było, gdyby faktycznie dało się rozwiązać zagadki, jednak i bez tego, są one interesująco zaprezentowane.

W „Lista zza grobu” przygoda toczy się wartko, historia wciąga, a kilka zwrotów akcji skutecznie miesza w głowie czytelnika. Całości charakteru dodają też muzyczne nawiązania. Brak jednak... polotu. Zarys powieści jak dla mnie jest zbyt podobny do tego, co autor już napisał, a sam wątek obyczajowy nie angażuje wielu emocji. Wiem, że Remigiusz Mróz wyrobił sobie renomę pokręconymi historiami, w których nic nie jest takim, jak się wydaje na pierwszy rzut oka, a droga do prawdy wymaga rozwiązywania zagadek. I to jest świetny moment, żeby po razy kolejny zaskoczyć czytelnika i napisać coś... zupełnie innego.

5 komentarzy:

  1. Nie znam jeszcze twórczości autora, ale właśnie od tej książki planuję zacząć to zmieniać. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jako pierwsza świetnie się nadaje. Dla mnie była po prostu zbyt podobna do wcześniejszych, ale bez takiego odniesienia jest super!

      Usuń
  2. Uwielbiam książki Mroza. Ta również bardzo mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń
  3. mimo wielu przewidywalnych elementów mnie nadal powieści Mroza ciekawią więc po ten tytuł też sięgnę :P

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates