Poselstwo z Krainy Czarów – Maggie Browne
#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoModo
Uwielbiam „Alicję w Krainie Czarów”. To jedna z tych historii, które od lat nie przestają mnie zachwycać – pełna absurdu, wdzięku, przewrotności i literackiej odwagi. Za każdym razem, gdy trafiam na książkę choćby luźno nawiązującą do tego motywu, czuję znajome mrowienie ekscytacji. Nic więc dziwnego, że po „Poselstwo z Krainy Czarów” sięgnęłam z ogromną ciekawością. Obietnica powrotu do świata, który tak mocno zakorzenił się w mojej wyobraźni, zawsze działa na mnie jak magnes.
Fabuła jest klasyczna, baśniowa i bardzo „z tamtych czasów”. W Krainie Czarów narasta bunt – młode wróżki, te „poniżej tysiąca lat”, zaczynają kwestionować sens swojej pracy. Zastanawiają się, czy dzieci wciąż ich potrzebują, czy może świat poszedł naprzód i magia nie ma już racji bytu. Ten ferment wykorzystuje Zła Czarownica, która podsuwa kotu czarodziejskie buty i zachęca go do siania zamętu. Wróżki przestają pracować, chaos narasta, a dwie z nich zostają wysłane na Ziemię, by sprawdzić, jak naprawdę wygląda sprawa z tym „byciem potrzebnym”. Wyposażone w magiczne przedmioty – pantofelki Kopciuszka, siedmiomilowe buty i inne klasyczne rekwizyty – wyruszają na misję, która ma rozstrzygnąć los całej krainy.
Fascynująca jest już sama historia powstania tej książki, którą poznajemy dopiero w posłowiu. To jeden z tych dodatków, które nie tylko uzupełniają treść, ale wręcz nadają jej nowy wymiar. Gdy czytelnik dociera do końca i nagle odkrywa kontekst, w jakim powstała opowieść, całość nabiera głębi i dodatkowego znaczenia. Umieszczenie tej informacji na końcu działa jak subtelny, ale bardzo skuteczny zabieg – nagle zaczynamy patrzeć na wcześniejsze wydarzenia z zupełnie innej perspektywy.
Sama opowieść jest stara i czuć w niej echo przeszłości. Ale to nie wada – wręcz przeciwnie. Archaiczność działa tu jak delikatny filtr sepii, który dodaje uroku, a nie odbiera świeżości. Akcja toczy się niespiesznie, jak w klasycznych baśniach, gdzie nikt nie goni za cliffhangerami. Bohaterowie są wyraziści, choć na swój sposób „niemodni” – mają w sobie coś z dawnych opowiastek, w których charakter budowało się prostymi, ale sugestywnymi środkami. Sama przygoda również jest klasyczna: najpierw tło, potem problem, a na końcu rozwiązanie, które porządkuje świat i wyjaśnia wszystkie niejasności. To konstrukcja, która może nie zaskakuje, ale daje przyjemne poczucie bezpieczeństwa.
Niestety – i mówię to z lekkim westchnieniem – samej Alicji jest tu jak na lekarstwo. To największa wada tej historii. Gdyby nie tytuł i kilka odniesień, książka mogłaby funkcjonować zupełnie niezależnie od słynnego uniwersum. Miłośnicy Alicji mogą poczuć niedosyt, bo jeśli liczą na powrót do szalonego świata Lewisa Carrolla, to dostaną raczej delikatny ukłon niż pełnoprawną wizytę.
Za to okładka… ach, okładka! Piękna, klimatyczna, przyciągająca wzrok. Taka, którą chce się mieć na półce, nawet jeśli nie planuje się natychmiastowego czytania. Oddaje ducha opowieści – trochę staroświeckiego, trochę magicznego, trochę figlarnego. Idealnie pasuje do treści.
Na uznanie zasługuje też humor. Lekki, słowny, czasem sytuacyjny. Nie śmiałam się do rozpuku, ale kilka razy uśmiechnęłam się pod nosem – a to w literaturze dziecięcej zawsze jest na plus. Zwłaszcza że dowcip nie jest nachalny, tylko naturalnie wpleciony w dialogi i wydarzenia.
„Poselstwo z Krainy Czarów” to lekka, zabawna historia dla najmłodszych. Ma swój czar, choć nie jest to opowieść przełomowa. To raczej solidna, klasyczna bajka, która sprawdzi się jako wieczorna lektura – taka, przy której dziecko słucha z zaciekawieniem, a dorosły nie przewraca oczami. Jest w niej magia, jest przygoda, jest morał. A czasem naprawdę nie trzeba niczego więcej.
Podsumowując: to sympatyczna, staroświecka opowieść, która ma swoje wady, ale też sporo uroku. Nie jest to książka, która zmieni życie czytelnika, ale może umilić kilka wieczorów i wprowadzić odrobinę baśniowego ciepła. Jeśli lubicie klasyczne bajki i nie przeszkadza Wam, że Alicja pojawia się tu tylko symbolicznie, warto dać jej szansę.
Dominika Róg-Górecka



0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!