Kakao w czwartki – Michiko Aoyama
Popularność japońskich autorów rośnie z roku na rok – i wcale mnie to nie dziwi. Zwłaszcza tych, którzy specjalizują się w powieściach cosy, miękkich jak kocyk i kojących jak herbata po długim, męczącym dniu. W czasach, gdy wszyscy gdzieś pędzimy, takie książki są jak literacka przerwa na oddech. „Kakao w czwartki” idealnie wpisuje się w ten trend, oferując czytelnikowi chwilę wytchnienia, ciepła i refleksji.
Fabuła jest pozornie prosta, ale to właśnie w tej prostocie tkwi cały jej urok. W centrum wydarzeń znajduje się grupa osób, które w różnych okolicznościach trafiają na siebie i zaczynają splatać swoje historie. Każdy z bohaterów niesie ze sobą coś innego – drobne troski, większe marzenia, niepewność, a czasem zwykłą potrzebę bycia wysłuchanym. Ich losy przeplatają się w sposób naturalny, a czwartkowe kakao staje się pretekstem do rozmów, zmian i małych odkryć, które potrafią odmienić codzienność.
Ogromnym plusem jest to, że nie tkwimy wyłącznie w Japonii. Owszem, Tokio ma swój niepowtarzalny klimat, ale autorka zabiera nas także w inne miejsca – choćby do Australii – i robi to z wdziękiem. Ta zmiana scenerii nie jest przypadkowa. Ma znaczenie dla fabuły, ale też świetnie pokazuje, jak wszystko jest ze sobą połączone, jak decyzje jednych bohaterów odbijają się echem w życiu innych. To zabieg, który działa zarówno na poziomie historii, jak i konstrukcji całej książki, dodając jej lekkości i świeżości.
Bohaterowie są różnorodni, każdy na innym etapie życia, z innymi troskami i innymi pragnieniami. Jedni dopiero zaczynają dorosłość, inni próbują odnaleźć się po życiowych zakrętach, jeszcze inni szukają sensu w codziennych obowiązkach. Każdy z nich ma coś ważnego do przekazania – czasem wprost, czasem między wierszami. Jedyny minus? Rozdziały są krótkie. Aż za krótkie. Z przyjemnością spędziłabym z nimi więcej czasu, posłuchała ich dłużej, zajrzała głębiej w ich myśli. To trochę tak, jakby ktoś podał mi filiżankę kakao… ale tylko pół.
Klimat książki jest absolutnie cudowny – kojący, ciepły, dający do myślenia. To jedna z tych historii, które nie tylko wzruszają, ale też pocieszają. Tym razem dostajemy więcej pozytywnych emocji niż zazwyczaj w tego typu opowieściach, co jest miłą odmianą. To książka, która nie próbuje udawać czegoś, czym nie jest. Po prostu otula.
Nie mogę też nie wspomnieć o okładce. Jest przepiękna – delikatna, klimatyczna, idealnie oddająca charakter opowieści. Taka, którą chce się mieć na widoku, a nie chować na półkę. Już sam jej widok sprawia, że człowiek ma ochotę zaparzyć coś ciepłego i zanurzyć się w lekturze.
Czy jest jakaś wada? W zasadzie tylko jedna: „Kakao w czwartki” nie wyróżnia się szczególnie na tle gatunku. Owszem, ma swój pomysł, a podróżowanie z bohaterami po różnych zakątkach świata to świetny dodatek, ale poza tym to po prostu kolejny zbiór pokrzepiających serce historii. Dla miłośników cosy – pozycja obowiązkowa. Dla osób szukających czegoś zupełnie nowego – raczej nie będzie zaskoczeń.
A ja? Polecam. Uwielbiam! I myślę, że w ciemno będę sięgać po każdą kolejną książkę autorki. Ma dar tworzenia historii, które działają jak ciepły kompres na zmęczoną duszę, a ja takie literackie kompresy bardzo sobie cenię.
Podsumowując: „Kakao w czwartki” to książka, która nie rewolucjonizuje gatunku, ale robi dokładnie to, czego od niej oczekujemy – koi, wzrusza, poprawia humor i zostawia nas z poczuciem, że świat może być trochę lepszy, jeśli tylko damy mu szansę.
Jeśli potrzebujesz czegoś lekkiego, ciepłego i pięknie napisanego – sięgnij. A jeśli już czytałaś lub czytałeś, koniecznie daj znać, jakie masz wrażenia. Chętnie porozmawiam o tej literackiej filiżance kakao.
Dominika Róg-Górecka


0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!