poniedziałek, 13 stycznia 2020

Świąteczny sekret – Krystyna Mirek



Święta już co prawda dawno za nami, ale… to nie powód, żeby rezygnować z ich czaru. Zresztą ja nigdy nie wyrabiam się z powieściami świątecznymi. Co roku ubarwiam sobie nimi szary styczeń. Też tak macie? Jeśli tak, to zapraszam na recenzję „Świąteczny sekret”.


Wydawnictwo: Edipresse

Kobiety z rodziny Zosi zawsze źle wybierały! Przystojni mężczyźni zwodzili je na manowce, a potem fundowali złamane serce. Z tym hasłem Zosia wchodzi w dorosłość i powoli ma po dziurki w nosie matczynych porad. Jedną z nich jest to, by odrzucić spadek po babci. Wiekowa chatka we wsi zabitej dechami ucieszyłby pewnie niejedną kobietę, ale co miałaby tam robić nastolatka tuż przed maturą? Dziewczyna postanawia chwycić byka za rogi. Nawet nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób uruchamia cykl wielu wydarzeń, które bezpowrotnie odmienią niejedno życie.

Uwielbiam powieści Krystyny Mirek i sięgam po nie bez żadnego zastanowienia. Tak było i tym razem. Oczekiwałam powieści wzruszające, ale cieplej i ostatecznie podnoszącej na duchu. W wielkim skrócie można powiedzieć, że właśnie to otrzymałam. Autorka umieściła swoją bohaterkę w trudnej rodzinie, pełnej toksycznych relacji i podejmującej notorycznie te same złe decyzje. Główny wątek to właśnie  opowieść o przełamywaniu schematów, o wychodzeniu z kręgu powtarzanych przez pokolenia błędach.

To też historia walki z własnymi słabościami, bohaterka bowiem musi nie tylko pokonać złe relacje z rodziną, ale też własne lęki. Domek na wsi tylko w teorii brzmi jak sielanka. W praktyce to ciągła praca o najbardziej podstawowe wygody, jak ciepła woda, czy działający piec.

Autorce udało się zachować ciepły, wzruszający ton narracji. Wszystko przebiega dość podobnie jak w innych jej książkach. Najpierw jest źle, by potem było dobrze. To podnosi na duchu, ale też każe zastanowić się nad własnym życiem. Tym razem szczególnie zwróciłam uwagę na wygody mieszkania w mieście, ale też samodzielności, którą mam. Czasem potrzebne są książki, które każą nam docenić to, co mamy, choćby to były oczywistości.

Tym razem jednak nie jest to tytuł pozbawiona wad. Jakie są moje największe zarzuty? „Świąteczny sekret” to bajka. Niestety, chociaż wydawałoby się, że trudna sytuacja bohaterki będzie świetnym pretekstem do zaprezentowania życia młodego człowieka, to ciężko tu mówić o jakimkolwiek realizmie. Domek na wsi, którego nigdy nie chce odziedziczyć, ponieważ jest koszmarną ruderą… nadaje się do zamieszkania od ręki, nie wymaga żadnych napraw i jest wypchany zapasami. Pieniądze spadają z nieba, a wszystkie urzędowe sprawy praktycznie załatwiają się same. Oj nie tak to w życiu wygląda! Chociażby miło się o tym czytało, nie raz skrzywiłam się, czując naiwność opowieści.

Tak samo w sposób oklepany i typowy przebiega wątek miłosny. Niestety nie ma w nim nic ciekawego, od początku do końca rozgrywa się schematycznie i mało ekscytująco. Ostatnim drobnym zastrzeżeniem jest mieszanie się w datach, parę szczegółów się niestety nie zgadza.

„Świąteczny sekret” to bajka, ale jednak bardzo przyjemna bajka. Dobrze mi się ją czytało, wzbudziła we mnie wiele emocji i chociaż mogę jej zarzucić parę rzeczy, nie żałuję, że ją przeczytałam.

Znacie ten tytuł? Jeśli tak, to co o nim myślicie?



5 komentarzy:

  1. Książka czeka na mojej półce, choć jeszcze nie jest przeczytana :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię książki tej autorki, więc tylko kwestia czasu jest, kiedy sięgnę po ten tytuł. 😊

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie znam, ale pewnie przeczytam

    OdpowiedzUsuń
  4. Słyszałam że jej książki są ciekawe, jeszcze nie miałam okazji poznać żadnej z nich.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates