Łakome – Małgorzata Lebda
Ostatnio mam takie „szczęście”, że ciągle trafiam na książki o śmierci. To, jak wiadomo, ważny etap w życiu, ale też istotny temat w literaturze. Jednak przyjemność z jego zgłębiania jest raczej niewielka. Ale czy o to w tych książkach chodzi? Z pewnością nie. Czy więc wyniosłam z „Łakome” coś więcej, niż tylko przygnębienie i chwilową przerwę w udawaniu, że śmierć nie istnieje?
Są dwie kobiety i jedna babcia, która umiera. Akcja dzieje się na wsi, a codziennym obowiązkom związanym z opieką nad chorą towarzyszy refleksja nad doczesnością. Jakby śmierci było mało, to dom, w którym mieszkają bohaterki, sąsiaduje z rzeźnią.
Głównym tematem tej historii jest więc przemijanie, nieuchronny koniec i droga, która do niego prowadzi. To wszystko zaprezentowane jest na różnych przykładach i przy okazji wielu wątków. Można rzec, że wszystko się wokół tego umierania toczy.
Ale poza tym jest też duszny maj, parne lato i klimat, który nie tylko się udziela, ale też pasuje. Czytając tę książkę, było mi… gorąco i parno i trochę źle, a nawet niewygodnie. „Łakome” zbudowane jest bowiem bardziej z wrażeń, niż z konkretnej akcji. Ten oniryczny klimat dodatkowo podkręcają bohaterki, które wyjątkowo dokładnie obserwują rzeczywistość i nadają jej dodatkowych znaczeń.
Warto też podkreślić, że powieść składa się z wielu bardzo krótkich rozdziałów, większość z nich ma 2-3 strony i poruszają kolejne tematy, które razem tworzą ciekawy, ale też niespójny obraz.
Nie jest to więc beletrystyka, bardziej powieść „doświadczenie”, które pcha czytelnika w różne strony i daje mu do spróbowania różne emocje. Nie każdemu taki sposób narracji przypadnie do gustu, ale jeśli się go lubi, znajdzie się w tej książce wiele czaru.
Jednak poza klimatem i refleksją jest też w tej powieści akcja, jednak ona się trochę rozmywa. Niby wiadomo, do czego zmierza życie, ale tego samego nie można powiedzieć o powieści. Zaskoczył mnie również ostatni zwrot akcji, był taki… nagły, nie do końca pasujący do całości, niby zamykający opowieść, a jednak pozostawiający ją otwartą.
„Łakome” to książka trudna w odbiorze. Chociaż napisana prostym językiem, za pomocą krótkich zdań i rozdziałów (ze sporą liczbą powtórzeń), to jednak wymagającą czasu i skupienia. Dla jednych będzie to fantastyczne doświadczenie i powód do refleksji nad przemijaniem, dla innych wydumane dzieło o niczym. A co myślę ja? Ja… jestem gdzieś pośrodku. Bo chociaż spodobała mi się forma (lubię takie eksperymenty literackie) oraz kilka motywów (zwłaszcza o otaczaniu ochroną tego, co żywe), to cały czas czułam się lekko zagubiona w tej historii, miałam wrażenie, że rozwija się ona bez większego planu i nigdzie nie prowadzi. I niby wiem, że właśnie tak wygląda życie, ale… czy tak też powinny wyglądać książki?
Dominika Róg-Górecka
Książki o śmierci często stawiają trudne pytania, czasami warto sięgnąć po taką lekturę.
OdpowiedzUsuńNa razie nie mam ochoty na takie trudne lektury :)
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja oddaje moje odczucia po przeczytaniu 'Łakome'. Z jednej strony hipnotyczna atmosfera, z drugiej brak spójności. Ale to właśnie sprawia, że ta książka utkwiła mi w pamięci.
OdpowiedzUsuńNie moje klimaty. Nie sięgam po takie ksiażki
OdpowiedzUsuń