środa, 18 września 2024
czwartek, 31 grudnia 2020
Saturnin – Jakub Małecki
Powieści Jakuba Maleckiego z pewnością mają to coś, co wyróżnia je spośród innych tytułów. Nieważne, czy lubi się jego sposób narracji, czy za niekoniecznie, jest ona na tyle charakterystyczna, że nie sposób pomylić ją z żadną inną. Czy to wystarczy, by czerpać przyjemność z lektury? W przypadku tego tytułu odpowiedź na to pytanie nie będzie prosta.
Tytuł: Saturnin
Autor: Jakub Małecki
Wydawnictwo: SQN
Saturnin wiedzie normalne, nudne i mówiąc szczerze, dość smutne życie. Któregoś dnia okazuje się, że jego dziadek zniknął. Wspólnie z matką zaczyna poszukiwania, które okazują się na równi próbą odnalezienia przodka, co podróżą w głąb siebie samego i historii własnej rodziny. Nie będzie to łatwa droga, a trupy wcale nie kryją się w szafie.
Wielu recenzentów akcentuje przede wszystkim piękny i poetycki styl narracji. Jakub Małecki rzeczywiście potrafi pisać w sposób, który najzwyklejszą czynność zamienia w artystyczną obserwację. Z jednej strony opisuje wszystko na wskroś prosto i obiektywnie, z drugiej urywa zdania w niespodziewanych momentach, podkreśla aspekty, o których się nie myśli. Przynajmniej ja mam wrażenie, jakbym oglądała kard z wielu stron, zatrzymała moment, poddawała analizie nie tylko każdą sekundę danej sceny, ale też wszystkie jej elementy.
„Saturnin” wzbudził we mnie naprawdę wiele silnych emocji. Głównie negatywne. Tę książkę można by przepisywać jako sposób (nie lek!) na depresję. Część myśli głównego bohatera jest na tyle uniwersalnych, że spokojnie może dobić przeciętnego człowieka w średnim wieku. Po raz kolejny ujęło mnie również to, że przynajmniej podczas pierwszych stron miałam wrażenie, jakby autor pisał o sobie. Pierwszoosobowa narracja jest wyjątkowo intymna i szczera, jakby stanowiła zapis własnych przeżyć, a nie fikcyjną kreację.
Podobało mi się również zaprezentowanie opowieści z perspektywy trzech głównych bohaterów. Tym razem mamy nie tylko liczne wspomnienia i wiele powrotów do przeszłości, ale kolejne perspektywy, oczywiście ujęte w różnym momencie dziejowym. Jako miłośniczka wszystkiego, co dziwne i nietypowe byłam zachwycona!
Wspomniałam już, że „Saturnin” pozwala nam spojrzeć na akcję oczami różnych bohaterów. Wyraźnie da się zauważyć, jak zmienia się narracja i jak dobrze oddaje ona charakter postaci. Chociaż możliwość spojrzenia na to samo z innych perspektyw stanowi zaletę, to miałam wrażenie pewnej niespójności. Czytając książkę, nie mogłam uwierzyć, że dany narrator był wcześniej widziany oczami kogoś innego jako postać drugoplanowa. Po prostu nie przypominał sam siebie. Rozumiem, że wpływ na to miał upływ czasu, ale dysonans był spory. To i niewielka liczba wspólnych sprawiły, że niekoniecznie odnajdywałam narratorów pierwszoplanowych w ich opisach z perspektywy innych postaci.
Najsłabszym elementem tej książki jest motyw wojny. Nie zrobił na mnie szczególnego wrażenia, chyba najbardziej interesowała mnie akcja we współczesności, a w przeszłości relacje rodzinne. Wojna została potraktowana po macoszemu, mocno skrótowo, a sposób, w jaki ukształtowała bohatera, jest na tyle oderwany się od logiki, że nie każdemu przypadnie do gustu. Ja lubię motywy na granicy szaleństwa, jednak jeśli będziecie oczekiwać racjonalnej relacji z linii frontu, powrotu do domu, czy następstwach udziału w konflikcie zbrojnym, możecie się bardzo rozczarować.
Najbardziej jednak zaskoczyło mnie zakończenie. Nie z powodów merytorycznych, ale konstrukcyjnych. Nie zauważyłam, żeby w książce zmieniło się tempo akcji, natężenie emocji, czy cokolwiek zmierzało do zamknięcia. Ponieważ powieść słuchałam w formie audiobooka, nagle i bez większego uprzedzenia usłyszałam słowo „koniec”. Ten bardzo życiowy niedosyt, pozostawiający nas w pół zdania, bez przytupu, jest równie symboliczny, co irytujący.
Mnie „Saturnin” przypadł do gustu, głównie ze względu na współczesną akcję i gorzkie przemyślenia. Również z tego powodu, że tematy w niej zawarte poruszyły moje osobiste "demony". Nie była to jednak powieść ani łatwa, ani przyjemna. Jeśli więc zdecydujecie się po nią sięgnąć… nie spodziewajcie się beztroskiego odpoczynku.
Dominika Róg-Górecka
Numer akredytacji: 08/05/2020
czwartek, 10 października 2019
Horyzont – Jakub Małecki
Półki księgarni wręcz uginają się od książek.... o niczym. Tematy banalne, fabuły schematyczne, a zwroty akcji przewidywalne. Coraz trudniej jest mi znaleźć autora, który pisze o rzeczach ważnych, który porusza wrażliwe struny mojej duszy. Jednak kiedy już na niego trafię, wtedy sięgam po każdą nową powieść. Do kategorii tej zaliczam twórczość Jakuba Małeckiego. Czy jego kolejna powieść „Horyzonty” zrobiła na mnie wrażenie? A może tym razem się zawiodłam?
"Ale nie robić nic, to by dla mnie było zbyt wiele".
"Może najciekawsze w nim jest właśnie to, ze nie mogę go wyczuć. Czasami mam wrażenie, jakby nieszczególnie mnie lubił. Innym razem wyglada na to, ze na całym świecie obchodzę go tylko ja. Zdarza się też że jest zupełnie nieobecny i nie zwraca na mnie uwagi. Nie wiem nawet czy mu się podobam".
piątek, 27 września 2019
Historie podniebne – Jakub Małecki
Lepiej nie sięgać myślami za daleko w przyszłość. Jutro, najbliższe wakacje, hipotetyczny awans w pracy czy po prostu zbliżający się weekend. To są bezpieczne tematy, myśli które pozwolą naszemu zmęczonemu umysłowi trochę odpocząć. Ale nie za daleko, nie za wiele lat, bo to prowadzi nas w czasy, gdy… już nie będzie nas. A to staje się momentami bardzo niewygodne, niepotrzebne, niełatwe, a może też… konieczne?
"Po wyjściu z domu należało wykonać rytuał. Patyczkami, które tata składował przy furtce specjalnie w tym celu, rzucaliśmy w okno salonu albo sypialni rodziców. Kiedy za szybą pojawiała się twarz mamy, tata unosił ręce nad głową i obracał się wkoło, a ja skakałem obok, wyginając ciało jak kawałek plasteliny. Tańczyliśmy tak przez chwilę, każdy po swojemu, a potem bez słowa obracaliśmy się i ruszaliśmy na przystanek. Przed pierwszym zakrętem patrzyliśmy, czy mama jeszcze jest. Zwykle była. Machaliśmy do niej i skręcaliśmy za róg".
czwartek, 27 września 2018
Nikt nie idzie - Jakub Małecki
"Trochę zaczęli się kolegować. Oczywiście nikomu by się nie przyznał, bo kolegowanie się z dziewczyną było bardziej obciachowe, niż na przykład zakładanie kalesonów, ale skoro już grabił u niej liście, to mógł przecież z nią też porozmawiać. Albo poganiać kota. Albo pograć w badmintona.
Albo pojechać z nią do fabryki fortepianów, gdzie pracował jej tata i gdzie ona miała swój tajny skład z zabawkami".