Dla dobra dziecka Szwedzki socjal i polscy rodzice – Maciej Czarnecki
#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoCzarne
„Szwedzki socjal zabiera dzieci” – to hasło, które elektryzuje rodziców nie tylko w Polsce. Krąży po forach, wybrzmiewa w mediach i rozmowach przy kawie, budząc niepokój, a czasem wręcz panikę. System opieki nad dziećmi w Szwecji (i równie owiana złą sławą Norwegia) jawi się jako zimna machina, która wkracza do domów bez pytania, by rozdzielić rodziny „dla dobra dziecka”. Czy rzeczywiście jest aż tak źle? A może po prostu nie rozumiemy, jak ten system działa – i dlaczego działa właśnie tak?
Czytałam wcześniej „Dzieci Norwegii” tego samego autora i do dziś uważam, że właśnie tak powinny być pisane reportaże. Czarnecki nie staje po żadnej ze stron, nie osądza, nie szuka sensacji. Zamiast tego pyta, słucha, sprawdza. Rozmawia nie tylko z rodzicami, ale też z urzędnikami, przedstawicielami organizacji, prawnikami. Porównuje wypowiedzi z aktami spraw, dąży do jak największej rzetelności. To podejście, które dziś – w czasach szybkich opinii i uproszczeń – jest na wagę złota. Dzięki temu jego książki są nie tylko ciekawe, ale i godne zaufania.
W „Dla dobra dziecka” autor po raz kolejny bierze pod lupę trudny, emocjonalnie naładowany temat i robi to z ogromnym wyczuciem. Historie, które przedstawia, są skomplikowane, niejednoznaczne i pełne ludzkiego dramatu. Czarnecki skupia się na losach polskich rodzin w Szwecji, ale w książce znajdziemy też perspektywę ukraińskich uchodźców. To istotny dodatek – bo pozwala zobaczyć, że pewne trudności nie wynikają z jednej narodowości czy konkretnego stylu wychowania, ale z różnicy mentalności, oczekiwań i sposobów komunikacji.
Czy da się na podstawie tej książki ocenić cały szwedzki system? Będzie trudno. Nawet bardzo. Relacje rodziców często odbiegają od oficjalnych dokumentów, a i same przypadki są bardzo złożone. Kto zawinił – system, rodzice, czy może to po prostu tragiczne zderzenie dwóch kultur i podejść do wychowania? Chociaż autor stara się szukać jasnych stron działania instytucji, to na pierwszy plan wysuwają się przede wszystkim zarzuty, niepokoje, dramaty. Ale nie oszukujmy się – trudno wyobrazić sobie, że socjal interweniuje w modelowej rodzinie, gdzie wszystko działa jak w zegarku. To zawsze sytuacje „na granicy”, trudne i niejednoznaczne.
Z drugiej strony, ta książka może okazać się naprawdę pomocna dla rodziców, którzy planują przeprowadzkę do Szwecji lub już tam mieszkają. Czasem nieporozumienia nie wynikają ze złej woli, ale z całkowicie odmiennego spojrzenia na to, czym jest dobro dziecka. Inaczej rozumiemy autorytet, inaczej reagujemy na płacz, inaczej myślimy o prywatności dzieci. Zrozumienie tej „mentalności urzędnika” może pomóc uniknąć wielu trudnych sytuacji.
Książkę czyta się świetnie, mimo ciężkiej tematyki. Czarnecki potrafi pokazać ludzką stronę nawet najbardziej nieprzyjaznych procedur, ale też – że nie każda historia wciąga jednakowo. Pierwszy rozdział, jak zauważa część osób, bywa nieco sensacyjny, co może zmylić oczekiwania. Ale potem robi się naprawdę ciekawie i głęboko. To nie jest książka na raz – ona zostaje w głowie.
Bardzo polecam ten reportaż każdemu, kto chce spojrzeć na szwedzki system z bliska – nie przez pryzmat sensacyjnych nagłówków, ale oczami ludzi, którzy tego doświadczyli. To książka, która wciąga, porusza i – co najważniejsze – zmusza do myślenia. Dla dobra dziecka, dla dobra debaty, dla dobra nas wszystkich.
Dominika Róg-Górecka
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!