niedziela, 28 września 2025

Jaskinie Kalte – Joe Dever

#WspółpracaRecenzencka #BlackMonk #NaKanapie



Magiczna przygoda pełna niebezpieczeństw, wrogów i niesprzyjającej pogody – oto co zastałam, gdy zanurzyłam się w „Jaskiniach Kalte”. Zimny wiatr tnie skórę jak brzytwa, śnieg skrzypi pod butami, a lodowe pustkowia przypominają, że natura (i magowie!) wcale nie są po Twojej stronie. To świat, w którym każda decyzja waży – bo tu nie ma taryfy ulgowej.


Fabuła prowadzi nas przez mroźne pustkowia królestwa Kalte, które zostało przejęte przez Vonotara – zdrajcę, potężnego maga, który teraz rządzi Lodowymi Barbarzyńcami. Twoja misja, jako Samotnego Wilka, ostatniego z wojowników Zakonu Kai, jest jasna: dostać się do więziennych głębin (czy też jaskiń), stawić czoła wrogom, przeżyć trudy zimy, pomścić Kai i sprowadzić sprawiedliwość do sommerlundzkiego Holmgardu. Na drodze czekają zdrady, potwory, testy wytrzymałości, gdy lodowe królestwo samo w sobie staje się przeciwnikiem – a warunki atmosferyczne nieraz przypominają, że to nie tylko magia, lecz także natura jest groźnym sojusznikiem Vonotara. 



Cała seria „Samotny Wilk / Lone Wolf” (a w tym tomie część Kai) to klasyka – gra paragrafowa, w której wcielasz się w bohatera, rozwijasz swoje umiejętności (Dyscypliny Kai), zdobywasz ekwipunek i podejmujesz decyzje. W serii Kai to dopiero początek wielkiej podróży przez świat Magnamundu. Każdy tom może być przeżyty osobno, ale najwięcej smaku mają, gdy łączy się je chronologicznie – bo wtedy widzisz, jak bohater rośnie, jak stają się ważne wybory wcześniejszych przygód. 

Mechanika jest taka sama jak w poprzednich tomach. Coś więcej niż zwykła książka, coś mniej niż pełne RPG z tysiącami tabel – taki fajny kompromis, który sprawia, że można pograć w uproszczonego RPG nawet, gdy ma się mało czasu. Zasady opisywałam już przy okazji recenzji poprzednich tomów, dlatego tym razem nie będę ich relacjonować. W przypadku trzeciej części nie ma żadnych większych zmian. Jedyna różnica to potężny artefakt, który znacząco ułatwia rozgrywkę. Jeśli więc lubicie, gdy jest trudno, należy (za sugestią instrukcji), zrezygnować z jego używania. Ciekawa jest też kwestia umiejętności specjalnych: na ten moment mam wrażenie, że mój bohater ma już najważniejsze opanowane, dlatego większość testów nie sprawia mi najmniejszych problemów.



Tym razem klimat jest mniej ekscytujący, opowieść nie trzyma aż tak w napięciu. Wcześniej czuliśmy presję sytuacji, albo byliśmy ścigani – tutaj, chociaż otoczenie było bardzo niesprzyjające (lód, ciemne korytarze jaskiń, lodowe potwory, zdradzieckie pułapki), to jednak nie zagrażało nam tak bezpośrednio, jak wcześniej. Chociaż zimowe klimaty trochę przypominały mi „Góry szaleństwa” – mgła, chłód, klaustrofobia – to jednak tutaj atmosfera nie jest tak gęsta. Nadal ciekawa, ale już nie tak ekscytująca.

Ta historia może nie zaskakuje, ale jest wciąż stara, dobra przygoda fantasy, w której cel jest jasny, a nasz bohater musi wykazać się męstwem – podejmować trudne decyzje, kalkulować ryzyko, zarządzać zasobami, zadbać o wytrzymałość. Nie ma tu zbędnych zapychaczy – idziesz, walczysz, przetrwasz (lub nie), ale satysfakcja jest, kiedy wyjdzie się z lodu z tarczą, albo chociaż z poczuciem, że zrobiło się wszystko, co możliwe.

Wydanie jest naprawdę ładne – cudowna okładka, grafiki (mapy / ilustracje) wewnątrz klimatyczne, dobrze dobrane, które pomagają poczuć świat. Format poręczny, oprawa solidna (twarda w nowszym wydaniu Black Monk), papier dobrze dobrany. Estetyka robi swoje – gdy kartkujesz, czujesz, że masz do czynienia z produktem dopieszczonym. Dodatkowo zakładki są bardzo pomocne!

Mimo wszystko trochę widać ograniczenia wynikające z formy. Z jednej strony rozumiem, że zakończenie musi być jedno, żeby można było stworzyć serię – ale jednak przydałoby się warianty. W tej części wyszło wyjątkowo niezręcznie: przewodnicy mojego bohatera nie zginęli, a jednak w finale brzmiało to tak, jakby stało się im coś złego. W książce więc mamy wpływ na drogę, ale nie jej metę – finał, kwestia moralna, jest mniej elastyczna niż bym chciała.

Podsumowując, bawiłam się dobrze i jestem ciekawa, co będzie dalej. „Jaskinie Kalte” może nie powtarzają fajnego klimatu wcześniejszych tomów, ale nadal oferują przygodę, na którą się czekało – zimną, trudną, wymagającą.

Jeśli lubisz fantasy, interaktywne opowieści i wyzwania (zwłaszcza gdy mróz szczypie w nos), to „Jaskinie Kalte” to lektura jak znalazł. Polecam sięgnąć. Daj znać, czy Ci się udało przetrwać!

Dominika Róg-Górecka

1 komentarz:

  1. Nie miałam nigdy jeszcze do czynienia z taką formą książki, jako gry, ale na razie po żadną nie sięgam, bo z reguły są to tematy, które ,mnie nie wciągają. Może kiedyś ktoś wymyśli taką grę w innym gatunku :)

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates