Cud Bramy Lwa – Mai Mochizuki
#WspółpracaRecenzencka #WydawnictwoWAB
Uwielbiam literaturę azjatycką, a już szczególnie tę cozy. Mam widocznie taki etap w życiu, kiedy szczególnie jej potrzebuję, ale też mocno na mnie działa. Dlatego jestem świadoma, że moje recenzje mogą być odrobinę zbyt optymistyczne, ale… cóż, tak już mam! Wystarczy filiżanka dobrej kawy, żebym była kupiona.
„Cud Bramy Lwa” Mai Mochizuki to trzecia część serii „Kawiarnia pod Pełnym Księżycem” i – o ile pierwsze dwa tomy już mnie zauroczyły – ten absolutnie mnie oczarował. Akcja toczy się wokół niezwykłej mobilnej kawiarni, która pojawia się tylko wtedy, gdy Księżyc jest w pełni. Nie wiadomo, gdzie stanie tym razem: może w pasażu handlowym, może na końcowej stacji kolejki, a może gdzieś nad rzeką, w miejscu, które potrzebuje odrobiny magii. To nie jest zwykła kawiarnia – jej goście nie zamawiają tego, co chcą, lecz otrzymują dokładnie to, czego potrzebują. Tym razem, gdy otwiera się tytułowa Brama Lwa, do kawiarni przybywa Sala – wysłannik Neptuna, który potrafi otwierać ludzkie serca i obdarzać ludzi snami. Wśród odwiedzających spotykamy Satsuki, którą znamy już z drugiej części. Wraca, by przedstawić matce swojego narzeczonego, ale też, by zmierzyć się z przeszłością. Jest też pisarz Futakigusa, pogrążony w twórczym kryzysie, i Fujiko, kobieta, która trafia do szpitala i zaczyna patrzeć na świat z zupełnie innej perspektywy. Ich historie, choć z pozoru osobne, splatają się w niezwykły sposób, tworząc sieć emocji, refleksji i drobnych cudów.
To już trzecia część cyklu i zdecydowanie warto czytać go po kolei. Nie tylko dlatego, że powracają bohaterowie, ale też dlatego, że każda część wnosi coś nowego do tej niezwykłej, ciepłej przestrzeni, jaką jest kawiarnia pod pełnym księżycem. I właśnie to najbardziej mnie zachwyca – że autorka nie stoi w miejscu. Ta część jest zupełnie inna od poprzednich i to jest fantastyczne! Uwielbiam serie, które nie idą utartymi ścieżkami, nawet jeśli same je wyznaczyły. W „Zanim wystygnie kawa” schemat był świetny, ale powielany – tracił świeżość. Tutaj jest inaczej. Owszem, punktem wyjścia pozostaje motyw kawiarni i astrologii, ale tym razem dostajemy coś nowego – tytułowe cuda, które pojawiają się nie wtedy, gdy ich oczekujemy, ale wtedy, gdy są naprawdę potrzebne. Do tego autorka pięknie kontynuuje wątki z wcześniejszych części – powrót Satsuki daje czytelnikowi poczucie ciągłości, ale nie monotonię.
Na początku można odnieść wrażenie, że znowu mamy do czynienia z zbiorem niepowiązanych opowiadań. Każdy rozdział poświęcony jest innej osobie, innemu doświadczeniu, innej rozmowie. Ale im dalej, tym bardziej czujemy, jak te historie się przenikają. Łączą się w sposób delikatny, nienachalny, a zarazem niezwykle poruszający. Powiem szczerze – pokochałam tę opowieść! Znalazłam w niej wszystko, co lubię: świetny klimat, powoli narastające napięcie, emocje, które są intensywne, ale nie przytłaczają, oraz zaskakujące zwroty akcji, które zmieniają relacje między bohaterami.
Klimat jest magiczny – dosłownie i w przenośni. To książka, w której dużo jest refleksji nad życiem, przemijaniem i tym, co tak naprawdę daje nam poczucie spełnienia. A jednocześnie nie ma tu epatowania smutkiem. To melancholia w najlepszym wydaniu – taka, która otula, a nie przygniata. Książka, niczym dobra kawa, częstuje nas odrobiną goryczy, ale kończy się słodyczą i ciepłem.
Motyw astrologii, który przewija się przez całą serię, wciąż pozostaje fascynujący. Widać, że autorka ma ogromną wiedzę w tym zakresie, a jednocześnie potrafi ją przekuć w coś przystępnego i pięknego. I choć zupełnie nie interesuję się astrologią, to w tym wydaniu jest ona po prostu wciągająca. Sala, wysłannik Neptuna, jego wpływ na ludzi, symbolika Bramy Lwa – wszystko to dodaje historii głębi i sprawia, że świat przedstawiony zyskuje wymiar duchowy, ale nie przesadzony.
Nie mogę też nie wspomnieć o wydaniu. Okładka jest przepiękna – delikatna, subtelna, a jednocześnie ma w sobie to „coś”, co przyciąga wzrok. W środku znajdziemy urocze grafiki przedstawiające napoje i desery serwowane w magicznej kawiarni. Mają swój niepowtarzalny klimat – przywołują ciepło, smak i nostalgię. Aż chciałoby się, żeby było ich więcej!
Jeśli miałabym się do czegoś przyczepić, to jedynie do zakończenia. Nie samego finału, ale tego, co dzieje się tuż przed. Gdy wszystkie wątki się zamykają, część scen jest jedynie streszczona, a ja chciałabym w nich uczestniczyć – poczuć emocje, zobaczyć te spotkania, przeżyć je razem z bohaterami. To jednak naprawdę drobiazg, bo nawet w tej formie książka daje wszystko to, czego oczekuję od dobrej literatury: ukojenie, ciepło i delikatną refleksję.
„Cud Bramy Lwa” to historia, która łączy magię z codziennością, refleksję z nadzieją. Jest jak długa rozmowa przy kawie z kimś, kto rozumie nasze emocje, zanim sami zdążymy je nazwać. To książka, do której chce się wracać – nie dla fabuły, ale dla atmosfery.
Jeśli czujesz, że potrzebujesz chwili spokoju, że świat pędzi zbyt szybko, a Ty marzysz, by się zatrzymać choć na moment – „Cud Bramy Lwa” będzie idealnym wyborem. Daj się zaprosić do tej magicznej kawiarni, usiądź przy stoliku, zamów coś wyjątkowego i uwierz, że cuda wcale nie są tak daleko, jak się wydaje.
Dominika Róg-Górecka
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!