wtorek, 21 czerwca 2016

Zwolnisz, jak umrzesz!

Chciała grać na skrzypcach i występować przed publicznością. Marzyła o tym, by jej instrument był najważniejszy, a jednocześnie nie przepadała za muzyką klasyczną. Mówili jej, że nie ma szans, że skrzypaczka po prostu musi się dostosować. Nie posłuchała ich i... spełniła swoje marzenia. Na scenę wybiegła tanecznym krokiem i chociaż nikt nie wróżył jej powodzenia... udało się.



TytułJedyny pirat na imprezie
Autor: Lindsey Stirling
Wydawnictwo: Feeria Yoing

Lindsey Stirling, tak jak każdy, miała marzenia i postanowiła je realizować. Za wszelką cenę. Nie przeszkadzał jej brak pieniędzy ani znajomości. Wiedziała, co chce robić i poświęcała cały swój zapał, by dopiąć celu. Lindsey chciała zawodowo grać na skrzypcach, ale nie jako element orkiestry. To jej instrument miał grać... pierwsze skrzypce. I to nie w rytm muzyki poważnej, ale współczesnych, rozrywkowych piosenek. Mało? Dołóżcie do tego taniec. Tak! Ze skrzypcami! To niesamowite połączenie to Lindsey i jej pomysł na występy.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam jej nagrania, pomyślałam sobie "wow! To naprawdę coś nowego!". Ale wcześniej przeczytałam jej książkę. Jedyny pirat na imprezie to autobiografia młodej autorki składająca się z trzech chronologicznie następujących po sobie części. W pierwszej z nich poznajemy dzieciństwo Lindsey, następnie rozwój jej kariery zawodowej, a na końcu czeka na nas zbiór zabawnych historii z trasy. Nie jestem szczególną miłośniczką czytania życiorysów. Poza tym... co tak młoda osoba może zaoferować Czytelnikowi? Okazało się, że całkiem sporo. Zobaczcie sami.

Poza talentem muzycznym autorka ma też dar pisania. Stosowana przez nią narracja jest niesamowicie wciągająca. Z zapartym tchem czytałam o dzieciństwie osoby, której parę minut temu nawet nie kojarzyłam! Czułam się jak zaczarowana. Każdą stronę, każdą opowieść chłonęłam z niegasnącym zainteresowaniem. Coś, co pozornie wcale mnie nie interesowało, teraz absorbowało całą moją uwagę.
Jedyny pirat... oferuje Czytelnikowi niesamowity klimat i ogromne pokłady optymizmu. Życie naszej bohaterki, wbrew pozorom, dalekie jest od ideału. Droga, którą musiała przejść, zniechęciłaby nie jednego. Ona jednak na przekór wszystkiemu wciąż dążyła do wyznaczonego celu. Nie jest łatwo wypromować na rynku coś nowego, a jej pomysł zdecydowanie był nowatorski. Jej opowieść to motywująca historia niełatwej drogi do spełnienia marzeń.
W książce znalazły się też bardzo osobiste wyznania. Artystka z dojmującą szczerością opowiada o swoich problemach, chorobie i walce z nią. Nie jest dzieckiem sukcesu. Jest taką samą osobą, z krwi i kości, jak każdy inny. Miała trudne chwile, ale wyszła z nich zwycięsko. I do tego samego zachęca swoich fanów.
Ze wszystkich trzech części najmniej przypadła mi do gustu trzecia. Przez większą część książki akcja biegła spójnie i chronologicznie. Na końcu jednak umieszczono szereg zabawnych historyjek z życia scenicznego. Może to kwestia młodego wieku autorki? Zabrakło historii do opowiedzenia? Same w sobie opowieści utrzymują poziom, jednak tracą na dynamiczności. Ciężko czyta się krótkie rozdziały, które w przeciągu paru stron zawierają wstęp, rozwinięcie, zakończenie i... nie mają absolutnie żadnego związku z następnymi.
Ciekawym wzbogaceniem historii są zdjęcia umieszczone pośrodku książki. Ogląda się je ze względnym zainteresowaniem. Prawdopodobnie pomysł lepiej by się sprawdził, gdyby fotografie znajdywały się obok wydarzeń, które ilustrują. Nawet kosztem jakości. Tak to są i... to tyle.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto mi mówi, żebym „zwolniła”. Czy to chodzi o jazdę samochodem, mówienie, czy życie, to słowo cały czas wisi mi nad głową. Czasem ustępuję, ale jakiś głos szepcze mi do ucha: „Hej, zwolnisz, jak umrzesz, na razie jest czas, żeby przyśpieszyć!” Ten głos zawsze ma rację.
Przede wszystkim jednak Lindsey swoją książką i swoim życiem łamie stereotypy. Nie zachowuje się tak, jak tego oczekują po niej inni i... jest szczęśliwa. Gdy zaczynała grę na skrzypcach, nie w głowie jej były ograniczenia finansowe. Gdy pracowała jako misjonarka (religijna, tak!), nie przejmowała się tym, jak to wpłynie na jej karierę zawodową. W końcu ignoruje też wszystkie stereotypy dotyczące artystów. Nie dostosowuje swojego życia do innych. To ona dyktuje warunki. I dlatego... warto być jedynym piratem na imprezie!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates