czwartek, 14 lipca 2016

Danie dnia: miłosny kryminał


Gotowanie to nie tylko sposób na zaspokojenie głodu. Podczas pichcenia obiadu można ukoić nerwy, pobudzić kreatywność, oddać się rozmyślaniom i… rozwiązać zagadkę kryminalną. A przy okazji również stworzyć przepis na miłość. Czy to będzie smakowite połączenie? A może wyjdzie nam… zakalec?

Tytuł: Przepis na miłość i zbrodnię
Cykl: Tannie Maria Mystery (tom 1)
Autor: Sally Andrew
Wydawnictwo: Otwarte



Tannie Maria jest samotną kobietą w średnim wieku. Ponieważ gotowanie to jej największa miłość, zawodowo zajmuje się prowadzeniem działu kulinarnego w lokalnej gazecie. I gdy jest przekonana, że nie czekają ją już żadne zmiany, los szykuje dla niej kilka niespodzianek. Jej kącik kulinarny zostaje… zlikwidowany! Jeśli dalej chce pisać, musi odpowiadać na listy czytelników. Pewnego razu do redakcji przychodzi wiadomość od kobiety bitej przez męża. Tannie z całej siły pragnie jej pomóc, jednak po kilku listach czytelniczka ginie w tajemniczych okolicznościach. Kto jest sprawcą tego morderstwa? Brutalny mąż? Zazdrosna koleżanka? A może ktoś inny? Czy wystarczy zmobilizować całą redakcję, by odkryć tajemnicę. I czy zbrodnia to jedyna niewiadoma tej historii? A może przy okazji śledztwa Maria odkryje jeszcze… miłość?

Nieczęsto zdarza mi się czytać romans, kryminał i książkę kulinarną w jednym. To świetna, nieszablonowa powieść. Znajdziemy w niej wszystko, co najlepsze w literaturze: ciekawych bohaterów, pomysłową akcję, wartką przygodę i garść przepisów. Jednak zacznijmy od początku…

Tannie Marię to postać, której nie sposób nie lubić. Jest ciepła, urocza i sympatyczna. Wręcz stworzona do tego, by budzić pozytywne emocje. Tak samo jest z większością innych bohaterów. Łatwo też odróżnić czarne charaktery, dlatego już na samym początku zarysowuje nam się grupa „śledcza” oraz grupa podejrzanych. Z perspektywy książki ten podział wydał mi się nazbyt oczywisty.

Tego samego nie można powiedzieć o głównej intrydze. Jest ona nieprzewidywalna i pozbawiona jakichkolwiek utartych schematów. Nieraz autorce udało wprowadzić mnie w błąd i zasugerować nieprawidłowe rozwiązanie. To była świetna zabawa! Będąc o krok od Tannie, do samego końca nie potrafiłam przewidzieć finału.

Również wątek miłosny okazał się dobrze zaplanowanym przedsięwzięciem. Pojawia się nieśmiało i powoli rozkwita. Daleko mu do intensywności uczuć, którą proponuje nam większość książkowych nowości. Miłość to dla Marii uczucie dużo głębsze, spokojniejsze i dojrzalsze, ale nie pozbawione emocji, wrażeń, uniesień serca czy cichych westchnień.

Do samego końca autorka trzyma nas w niepewności. W miłości i na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone – i tej zasady trzymają się nasi bohaterowie, cały czas napędzając akcję. Kto przeżyje, a kto się zakocha?

Smaku powieści nadają liczne przepisy oraz sceny gotowania. Pomiędzy scenami wypadków nie znajdziemy jednak pełnych receptur – te zostały umieszczone na samym końcu książki. Dzięki temu rozwiązaniu płynność akcji nie zostaje przerwana, a jednocześnie wciąż mamy możliwość przetestowania przytaczanych potraw. I chociaż są to propozycje głównie z kuchni afrykańskiej, nie są ani szczególnie skomplikowane, ani zbyt egzotyczne.

Kolejną ciekawostką są regionalizmy w mowie bohaterów. One – wraz z pojawiającymi się co jakiś czas przypisami – pomagają czytelnikowi wczuć się w afrykański klimat. Jest to nie tylko pouczające, ale też bardzo ciekawe. To nie Nowy York, to nawet nie Kraków! Tym razem trafiamy do małego afrykańskiego miasteczka, którego nie znamy z żadnej innej książki.

Gdyby Przepisy na miłość i zbrodnię były daniem, określiłabym je jako smakowe, oryginalne połączenie najzwyklejszych składników. Podane w prostej formie, zaskakujące całą paletą doznań i oferujące niecodzienne smaki… dostępne na wyciągnięcie ręki. Ponieważ jednak jest to powieść, powiem tylko jedno: przeczytajcie, czeka was prawdziwa, różnorodna uczta!

4 komentarze:

  1. Ciekawe połączenie, powieść przez to może być naprawdę intrygująca :) Mnie osobiście oczarowała okładka, jest taka wyrazista :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe zestawienie:) okładka naprawdę piękna. Pierwszy raz to pomyślałam, że faktycznie to książka kulinarska i tak sobie myślę, a co tu można zrecenzować? Ostatnio ciężko idzie mi z myśleniem...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książki kucharskie wbrew pozorom też da się recenzować :) Cieszę się, ze przyciągnęłam Twoją uwagę :)

      Usuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates