wtorek, 27 czerwca 2017

Dwadzieścia siedem snów

Kiedy zabieram się do czytania nowej książki, zawsze mam uczucie jakbym wyruszała w daleką podróż, z której zawsze żal jest mi wracać. I w tym właśnie miejscu chciałabym się dzielić z Wami, Drodzy Czytelnicy, relacjami z tychże wypraw.

Tytuł: Dwadzieścia siedem snów
Autor: Marta Alicja Trzeciak
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece

W pierwszą podróż, o której chciałabym Wam napisać, zaprosiła mnie Dominika Starzyk autorka bloga „Książkowe Wyznania“. W ramach Book Toura przez nią zorganizowanego dostałam książkę Marty Alicji Trzeciak Dwadzieścia siedem snów. Otworzyłam ją... i znalazłam się w niesamowitym świecie. Wraz z pewną młodą pisarką udałam się do urokliwej wsi o nietypowej nazwie To Nowe. I tak, tak, uprzedzę Wasze pytania, To Stare również istnieje. Bohaterka, a zarazem narratorka wynajmuje pokój „u tajemniczej kobiety, zwanej Szarą“. W domu tym mieszka również matka Szarej i 16- letnia Laura. Już na samym początku pobytu w tym towarzystwie, pisarka zaczyna zdawać sobie sprawę, że trafiła do niezwykłego, pełnego sekretów domu. Szczególnie intryguje ją widoczny z okna jej pokoju, owiany aurą tajemniczości, dom na wzgórzu, który zamieszkuje niemniej tajemnicza Milena. A do tego dochodzą jeszcze sny, które śni co noc nasza bohaterka. Te tytułowe dwadzieścia siedem snów to oddzielna opowieść, w której pojawiają się ci sami bohaterowie, o nieco zmodyfikowanych imionach i w magicznej otoczce, opowiadają nam historię klątwy, ciążącej nad kobietami z rodziny Szarej. I ani bohaterka, ani my, nie mamy już pojęcia, co jest jawą, a co snem, a książka, nad którą miała pracować pisarka, powstaje jakby od niechcenia.

A teraz Drodzy Czytelnicy Muszę się Wam do czegoś przyznać. Jestem pasjonatką książek obyczajowych, potocznie zwanych literaturą dla kobiet. Ale za to w ogóle nie czytuję fantastyki. Źle się czuję w wyimaginowanym świecie, twardo stoję obiema nogami na ziemi. Tu dostałam dwa w jednym. Piękną opowieść o życiu kobiet na współczesnej wsi i fantastyczną historię o pradawnych przedstawicielkach płci pięknej. I muszę się przyznać, że trochę się bałam, czy dam radę. Moje obawy okazały się płonne. Bo Dwadzieścia siedem snów to nie taka fantastyka, która budzi mój strach. To przepiękny realizm magiczny, który mnie skojarzył się z jakąś dawną słowiańską legendą o pramatce. I chłonęłam ją z zapartym tchem. Z żalem wróciłam do szarej rzeczywistości i nie mogłam doczekać się swoich marzeń sennych, bo miałam nadzieję... na powtórkę z rozrywki.

Gorąco zachęcam Was do wybrania się w tę podróż. Oderwiecie się na chwilę od zwykłej codzienności i przeżyjecie niezwykłą przygodę, w której kobiety odgrywają niebagatelną rolę. Naprawdę warto.

A Dominice Starzyk jeszcze raz bardzo dziękuję za zorganizowanie tej niezwykłej podróży.

3 komentarze:

  1. Sny mają ogromną moc! Ja sama śnię jakiś co noc i czasem aż sama siebie się boję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie :) Ja niestety mało snów pamiętam, a szkoda...

      Usuń
  2. Z zainteresowaniem sięgnę po książkę, podejrzewam, że spodoba mi się jej klimat. :)
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates