czwartek, 28 lutego 2019

Czarcie słowa – Grzegorz Wielgus



Profesja inkwizytorska nigdy nie kojarzyła mi się dobrze. Dlaczego? Otóż zawsze spotykałam się z inkwizytorami, którzy pozbawieni byli jakichkolwiek uczuć wyższych, swoje zadania traktowali jak misję i wykonywali je z należytą starannością, która nierzadko ocierała się o brutalne tortury. Przechlapane mieli wszyscy, u których podejrzewano jakiekolwiek związki z magią, a najgorzej wychodziły na tym kobiety, które – jak powszechnie uważano – były bardziej narażone na szatańskie moce niż ktokolwiek inny (pomyślałby, kto). Przyznam szczerze, że do Czarcich słów podchodziłam ze sporą rezerwą, jednak w trakcie lektury okazało się, że powieść Grzegorza Wielgusa stała się jedną z tych ulubionych.

 

Tytuł: Czarcie słowa
Autor:
Grzegorz Wielgus
Cykl: Brat Gotfryd, tom 2
Wydawnictwo: Initium

Wojna się skończyła, ale nie znaczy to, że pokój można uznać za pewnik. Chcąc przypomnieć swoim wasalom i rycerstwu, na czym polega jego statut, król Rudolf Habsburg postanawia urządzić na zamku Rappotenstein turniej rycerski z prawdziwego zdarzenia, na który zjeżdżają najznamienitsi wojownicy i władcy nie tylko z samej Austrii, ale również państw ościennych. Na zaproszenie odpowiadają również Jaksa Gryfita, Lambert z Myślenic oraz brat Gotfryd – dominikanin i inkwizytor w jednym, którzy okazują się właściwymi ludźmi znajdującymi się na właściwym miejscu i we właściwym czasie. Gdy w pobliżu zamku zaczynają ginąć ludzie, a na pniach drzew w pobliżu brutalnie zamordowanych odkrywane są tajemnicze słowa, na okoliczną ludność pada blady strach. Czy to pradawny demon słów – Titivillus stoi za tymi makabrycznymi zbrodniami? Tego właśnie postanawiają dowiedzieć się trzej przyjaciele.

Po raz kolejny przekonałam się, że książki traktujące o średniowieczu, w których oprócz charakternych, dobrze nakreślonych bohaterów, niedających się nie polubić, jest również mój ulubiony wątek fantastyczny (w tym wypadku dotyczący wierzeń ludowych) są tymi, najbardziej mi odpowiadającymi. Czarcie słowa zachwycają nie tylko w pełni oddanym, niezwykle plastycznym światem wielkich królestw, dworskich intryg i niebezpiecznej, zamkowej polityki, ale również archaicznym językiem, który sprawia, że czytelnik może się poczuć naocznym świadkiem przedstawianej historii.

Akcja powieści toczy się dwutorowo – z jednej strony czytający ma do czynienia z odbywającym się turniejem i przepychankami, których nie sposób uniknąć, jeśli w grę wchodzi szeroko pojęta polityka, drugą stroną jest natomiast absorbujący wątek kryminalno-fantasyczny – szczerze mówiąc o wiele ciekawszy od politycznych sporów mających na celu tylko jedno – walkę o władzę.

Mimo tego, że nie czytałam Pękniętej korony, nie miałam problemów ze zrozumieniem tego, co działo się u głównych bohaterów przez ostatnie sześć lat. Powrót do rodzinnych łask Jaksy, ustatkowanie się Lamberta i odsłonięcie przeszłości samego brata Gotfryda sprawia, że odbiorca nieczytający pierwszego tomu cyklu naprawdę nic nie traci (no może poza samą przyjemnością czytania). Jedno jest pewne, krnąbrnego Gryfitę i Lamberta łączy prawdziwa męska przyjaźń, a ponadto obaj zrobią wszystko żeby przysłużyć się Gotfrydowi. Nie ulega wątpliwości, że dzięki olbrzymiemu szacunkowi i zaufaniu, jakim się darzą, są w stanie wyjść nawet z największych opresji.

Mam nadzieję, ze nie było to moje ostatnie spotkanie z tą fantastyczną trójką i jeszcze nie raz przyjdzie mi przeżywać z nimi przygody, jakich jeszcze nie doświadczyłam, a w oczekiwaniu na kolejne tomy solennie obiecuję jak najszybciej przeczytać Pękniętą koronę.


Monika Mikłaszewska

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates