Historie podniebne – Jakub Małecki
Lepiej nie sięgać myślami za daleko w przyszłość. Jutro, najbliższe wakacje, hipotetyczny awans w pracy czy po prostu zbliżający się weekend. To są bezpieczne tematy, myśli które pozwolą naszemu zmęczonemu umysłowi trochę odpocząć. Ale nie za daleko, nie za wiele lat, bo to prowadzi nas w czasy, gdy… już nie będzie nas. A to staje się momentami bardzo niewygodne, niepotrzebne, niełatwe, a może też… konieczne?
Tytuł: Historie podniebne
Autor: Jakub Małecki
Wydawnictwo: SQN
Wcześniejsza powieść Jakuba
Małaszewskiego Nikt nie idzie zrobiła na mnie duże wrażenie. Poruszała trudne tematy,
zmuszała do refleksji i zasmucała, ale też podnosiła na duchu. Dlatego bez
chwili zastanowienia sięgnęłam po „Historie podniebne”, a że zrobiłam to
podczas wakacji… no cóż, nie wykazałam się najlepszym wyczuciem czasu.
Muszę przyznać, że uczucia mam
raczej mieszane. Początkowe opowiadania zupełnie do mnie nie przemówiły,
wyczuwałam wyraźny i przygnębiający klimat, ale nic poza tym. Nie do końca
rozumiałam, co się dzieje w historii. Ale tak to już bywa z opowiadaniami, nie
wszystkie porywają. Jednak zawsze jest taka część, która robi o wiele większe
wrażenie. I tak było i tym razem. Największe wrażeni zrobiły na mnie tytułowe Historie podniebne, myślę, że ta opowieść na długo pozostanie w mojej głowie.
I nie dlatego, że była nierzeczywista, wyjątkowa, czy niezwykła, wręcz
odwrotnie, losy w niej zawarte były nadzwyczajnie… zwyczajne, takie codzienne,
ludzkie. Nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że właśnie przez to były mi niezwykle
bliskie. To opowiadanie najbardziej wpłynęło na moje emocje, wzruszyło i dało
do myślenia.
"Po wyjściu z domu należało wykonać rytuał. Patyczkami, które tata składował przy furtce specjalnie w tym celu, rzucaliśmy w okno salonu albo sypialni rodziców. Kiedy za szybą pojawiała się twarz mamy, tata unosił ręce nad głową i obracał się wkoło, a ja skakałem obok, wyginając ciało jak kawałek plasteliny. Tańczyliśmy tak przez chwilę, każdy po swojemu, a potem bez słowa obracaliśmy się i ruszaliśmy na przystanek. Przed pierwszym zakrętem patrzyliśmy, czy mama jeszcze jest. Zwykle była. Machaliśmy do niej i skręcaliśmy za róg".
Pewną cechą wspólną wszystkich
opowiadań jest wplecenie kluczowych historii w tło głównych wydarzeń. Obok tego
co pozornie dziej się na pierwszym planie poznajemy losy naszych bohaterów,
zazwyczaj trudne i naznaczone śmiercią. Razem z nimi zastanawiamy się, kiedy
„jest już za późno”, co w życiu można stracić przez brak odwagi, a co z powodu
nadmiaru pewności siebie. W niektórych historiach przekaz jest jasny i wyraźny,
a w innych schowany pod przykrywką akcji. Z tego powodu ich lektura będzie dla
czytelnika zawsze bardzo osobistym doświadczeniem. Myślę, że każdy odczyta te
myśli zupełnie inaczej, na swój sposób, odnosząc do własnych doświadczeń.
Nie wszystkie opowiadania do mnie
przemówiły, czasami miałam wrażenie, że temat jest tak odległy, że nie może na
mnie wpływać w żaden sposób, innym razem przekaz za bardzo dawał się przyćmić
formie. Wydaje mi się, że te historie były zwyczajnie zbyt krótkie, bym mogła w
pełni odczuć ich przekaz. Coś ewidentnie nie zaiskrzyło, jak to było w
przypadku Nikt nie idzie. Nie mniej lektura „Historii podniebnych” była ciekawym
doświadczeniem. Nie łatwym, nie przyjemnym, ale wartościowym.
Już dawno nie czytałam opowiadań, ale jeśli zdarzy się okazja to czemu nie :)
OdpowiedzUsuńTo ciekawa forma, hcoiaż nie kazdy ją lubi.
Usuń