OOBE. Życie realnym mitem – Robert Noble
#Reklama
OOBE, czyli doświadczenie wyjścia poza ciało, od zawsze brzmiało dla mnie jak coś z pogranicza science fiction i mistycznych opowieści. Kojarzyło mi się z medytacją, snem świadomym, może nawet trochę z magią. Dlatego kiedy sięgnęłam po książkę Roberta Nobla, spodziewałam się poradnika – takiego przewodnika krok po kroku, który powie mi, jak wejść w ten stan, co zrobić, by spróbować go na własnej skórze. Tymczasem już po kilku stronach zdałam sobie sprawę, że to nie jest ten rodzaj lektury.
Moim oczom ukazały się dialogi, luźne rozmowy, fragmenty wspomnień. Najpierw pomyślałam: „aha, czyli powieść”. Ale szybko wyszło na jaw, że prawda leży gdzieś pośrodku. To relacja z drogi autora – kawałek jego świata, zaproszenie do krainy Czarowników, którzy pojawiają się i znikają, jakby funkcjonowali na granicy jawy i snu. I nie jest to ani początek, ani koniec – raczej środek podróży. Tylko że ja, jako czytelniczka, zostałam wciągnięta w ten nurt bez mapy i trochę brakowało mi tego pierwszego kroku, prostego wytłumaczenia „od czego to się zaczęło”.
Same opowieści są tak nieprawdopodobne, że często musiałam przerywać i zadawać sobie pytanie: „czy to się mogło wydarzyć naprawdę?”. Czułam jednocześnie fascynację i sceptycyzm. Z jednej strony coś w środku mówiło mi: „daj się ponieść, potraktuj to jako opowieść, a nie dokument”, a z drugiej – trudno było mi powstrzymać zdroworozsądkowe pytania. I właśnie to balansowanie między niedowierzaniem a zaciekawieniem sprawiło, że książka działała na mnie jak magnes. Choć nie jestem pewna, czy wierzę w te wszystkie doświadczenia, poczułam, że temat zasiał we mnie ziarnko – i chętnie sięgnę po kolejne książki Nobla, żeby zobaczyć, dokąd prowadzi ta droga.
"Nie dostrzegał, że samo pragnienie nie wystarczy. Że nie wystarczy ruszyć w świat na ślepo, bez planu, bez przygotowania, bez świadomości konsekwencji. Dostał od Ducha dar. Dwoje Czarowników poprowadziło go przez tę podróż, otoczyło ochroną, pokazało rzeczy, które mogłyby na zawsze zmienić jego postrzeganie rzeczywistości".
Najbardziej poruszył mnie fragment napisany przez Cris. Jej głos był inny – bardziej konkretny, bardziej namacalny. Miałam wrażenie, że z jej relacji biła autentyczność, której momentami brakowało w opowieściach autora. Było w tym coś czystego, intensywnego, niemal elektrycznego. Czytałam i miałam gęsią skórkę, a jednocześnie ciągle czułam niedosyt – zwłaszcza, że ich relacja w książce jest tylko zaznaczona, jakby między wierszami. Wiemy, że są razem, ale prawie nic poza tym. Brakowało mi tego osobistego wymiaru, szczegółów, które mogłyby nadać całości jeszcze większej głębi.
Sama narracja ma w sobie coś hipnotycznego. Raz po raz pojawiają się sceny, które wciągają i zaskakują, czasem wręcz odcinają się nagle, jakby ktoś urwał opowieść w połowie zdania. Było to momentami frustrujące – chciałam wiedzieć, co dalej, szczególnie podczas spotkania z Celestyną, które kończy się bez puenty. Ale mimo tego, książkę czyta się lekko i szybko, a klimat wciąga od pierwszej do ostatniej strony.
Moje odczucie po lekturze jest takie, że to nie jest książka, którą można jednoznacznie zaklasyfikować. Nie traktuję jej jak poradnika ani jak powieści. To raczej zapis drogi, notatki z podróży po innej rzeczywistości. Z jednej strony – fascynujące, z drugiej – czasem nużące swoją fragmentarycznością. Ale jako całość? Zostaje w głowie. Nawet teraz, kilka dni po lekturze, przyłapuję się na tym, że wracam myślami do niektórych opisów i zastanawiam się: „a co jeśli to wszystko jest możliwe?”.
"To, co zaczyna się jako poszukiwanie, staje się odkrywaniem samego siebie i głębokiej prawdy o istnieniu. Życie jest największym z mitów, a my jesteśmy jego twórcami".
Podoba mi się, że książka zostawia przestrzeń na własne interpretacje. Nie podaje gotowych odpowiedzi, nie stara się nikogo przekonać. Raczej otwiera drzwi i mówi: „chcesz, to zajrzyj, ale decyzja należy do ciebie”. I chyba właśnie to w niej cenię najbardziej.
Dla mnie „OOBE. Życie realnym mitem” to lektura, którą czyta się na granicy dwóch światów – tego codziennego i tego, który istnieje gdzieś obok. Nie wiem, na ile wierzę w tę drugą stronę, ale wiem, że książka skutecznie obudziła moją ciekawość. I choć miała swoje braki, to ostatecznie dała mi coś więcej – poczucie, że rzeczywistość może być dużo szersza, niż zwykle ją widzimy.
Czy mam ochotę na więcej? Tak. Czy uwierzyłam we wszystko? Nie. Ale czy było warto? Zdecydowanie tak.
Recenzja w ramach współpracy z portalem nakanapie.pl.
Dominika Róg-Górecka
0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!