piątek, 15 sierpnia 2025

Wyspa Kawanah – Joanna Biber

#WspółpracaRecenzencka #nakanapie #JoannaBober


Każdy z nas szuka swojej osobistej wyspy – miejsca, gdzie można zatrzymać się, odetchnąć i być w pełni sobą, z dala od gonitwy codzienności i zmartwień. „Wyspa Kawanah” obiecuje być właśnie taką przystanią, choć w gruncie rzeczy okazuje się czymś znacznie bardziej złożonym – i o wiele bardziej wciągającym.

Ta książka jest jak huragan, który usuwa wewnętrzne bariery, by ukazać smutki i cierpienia, które chodzą tuż obok, wśród znanych nam twarzy – w wujku Elwina, w każdej gwałtownej emocji i w każdej sekundy złamanym nadziei. Elwin – młody chłopak porzucony przez rodziców i pozostawiony w opiece wujka alkoholika – zaczyna jako postać ledwo trzymająca się na powierzchni. Wypadkę, traumę i wewnętrzną pustkę, którą dźwiga, eskaluje decyzja o ucieczce na tytułową wyspę, gdzie jawi się świat, w którym magia i symbolika mieszają się z realnością na szczególnie intensywnych płaszczyznach.

To zdecydowanie powieść, której nie da się czytać „na jednym wydechu”. To lektura wymagająca – odrywasz się, wracasz do fragmentów, pozwalasz historii zacząć do Ciebie mówić, zamiast po prostu połykać narrację . Granica między jawą a snem jest tu zamazana, a symbolika przenika fabułę tak głęboko, że aż trudno ją nazwać jednoznacznie fantasy czy realizmem magicznym – to opowieść niemal duchowa, psychologiczna, przesycona metaforami.



Mimo że ton tej opowieści jest refleksyjny, melancholijny i niemal duszny, dynamika wydarzeń zaskakuje – a tajemnice mnożą się, jak króliczki. Nic nie jest oczywiste, nic nie można wzięć za pewnik. Momentami czułam się, że autorka podała na tacy zbyt wiele zwrotów akcji – i jeden z nich powtórzył się chyba trzy razy… Trochę mnie to zmęczyło, choć z drugiej strony – może magia bywa chaotyczna?

Wątek miłosny? Tu czuję się nieco rozdarta. Z jednej strony przekaz jest czarujący – miłość silniejsza niż czas, piękna i ponad wszystko. Z drugiej – relacja pojawia się nagle i zostaje rzucona w wir dramatycznego kryzysu. Trudno się w to wczytać, poczuć pik emocji – to trochę jak skok na bungee bez liny, emocje są, ale jakby bez fundamentu.

Za to Mel – cóż za postać! Totalny strzał w dziesiątkę. Ma charakter, misję, świat w sobie. Śledzenie jej losu było czystą przyjemnością – kibicowałam jej ze sporą nadzieją i żywym zainteresowaniem. Jej wątek jest początkowo dość niepozorny, ale z czasem nabiera charakteru. Jednak najbardziej urzekło mnie jej podejście do życia, które nie zmienia się pomimo przeciwności losu.

Nie sposób nie wspomnieć o fantastycznej warstwie świata – wielowymiarowego, pełnego metafor i magicznych napięć. Joanna Bober naprawdę potrafi stworzyć uniwersum, które zaprasza do tańca między światem realnym a tym, który pulsuje czymś więcej niż sytuacyjnymi emocjami. A do tego – ilustracje! Klimatyczne, uzupełniają fabułę w niezwykły sposób.

Autorka wplata też trudne, prospołeczne tematy – od przemocy po problemy tożsamości, marginalizację i uzależnienia. To już jej znak rozpoznawczy i choć czasem wątki te konkurują o uwagę i tworzą uczucie przesytu, ich obecność jest istotna. Gdyby były bardziej selektywne – mogłyby dać książce jeszcze większą siłę.

Podsumowując: „Wyspa Kawanah” to podróż, która może być męcząca… ale ostatecznie fascynująca. To książka do przeżywania, nie do szybkiego rozczytania. Jeśli szukasz historii z duszą, dziwną energią, z sensem ukrytym między zdaniami – znajdziesz tu coś, co może Cię zaskoczyć, poruszyć i zostawić z emocjonalnym śladem.

Jeśli poczułaś choć cień tęsknoty za światem, który wciąga bardziej niż rzeczywistość – daj się porwać „Wyspie Kawanah”.

Dominika Róg-Górecka

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates