niedziela, 6 stycznia 2019

Dom w malinowym chruśniaku


Na sam początek Nowego Roku zabiorę Was Moi Drodzy w okolice Zakopanego do małej, malowniczej Malinówki leżącej u podnóża Tatr. Tam nowe życie postanowiła rozpocząć Alicja, wzięta prawniczka z Warszawy.

Tytuł: Dom w malinowym chruśniaku
Autor: Halina Kowalczuk
Wydawnictwo: Lucky

Nie była to łatwa decyzja, ale namawiana przez córkę Gabi i przyjaciółkę Basię, Alicja zdecydowała się na przeprowadzkę. Jesteście ciekawi czy był to słuszny krok i czy nasza pani prawnik go nie pożałuje? Zapraszam do lektury, przekonacie się sami. Zdradzę Wam tylko, że los ma dla niej jeszcze wiele niespodzianek, tych przyjemnych i niestety tych niedobrych też, a w Malinówce Alicja na pewno nie będzie się nudzić. Aha i jeszcze jedno. Przypomni sobie o niej także przeszłość i to w najmniej spodziewany sposób. A co wspólnego z tym wszystkim będzie miała pewna niedźwiedzica, to przeczytacie już sami.

W pierwszym momencie, kiedy zaczęłam czytać tę książkę, w głowie kołatała mi pewna myśl. Mianowicie doszłam do wniosku, że pani Kowalczuk popełniła plagiat swojej własnej powieści. No, ale czy autor jest w stanie popełnić plagiat książki przez siebie napisanej? Raczej chyba nie. Rzeczywiście, Dom w malinowym chruśniaku jest oparty na tym samym schemacie co wcześniejsza powieść Haliny Kowalczuk, Dom na wrzosowej polanie, którą również miałam przyjemność recenzować.

I tu, i tu mamy bohaterki pokiereszowane porządnie przez los i przez perfidnych mężczyzn, które w okolicach Krakowa rozpoczynają nowe życie. W obydwu powieściach nad bohaterkami czuwają siły nadprzyrodzone i w postaci zwierząt ratują je z opałów. Sceny, w których obie panie zostają oprowadzone po miasteczku, do którego przybyły, są bardzo podobne.

Ale czy to tak naprawdę jest zarzut? No, nie, nie jest. Bo poza tym, że schemat jest taki sam, to książki są różne, bo różne są przede wszystkim ich bohaterki. Owszem, obie mocno doświadczone przez życie, ale każda zupełnie inaczej. Worek doświadczeń, sukcesów i porażek, które dźwigają ze sobą, jest zupełnie inny i dlatego po kilku rozdziałach zapomniałam o podobieństwie tych książek, a myśl o plagiacie przestała mi w głowie kołatać i skupiłam się na akcji, która naprawdę wciąga.

A Gabi, córkę Alicji pokochałam „od pierwszego przeczytania”. To wspaniała, bardzo rozsądna, młoda dziewczyna, która mimo wielu przeciwności i tragedii nie poddaje się i wręcz zaraża swoim optymizmem i dojrzałością.

Autorka, tak samo, jak w poprzedniej książce zadbała o moje ulubione „tło okołofabularne” i dołożyła do pasjonującej fabuły garść, pięknych tatrzańskich podań i legend. Mnie szczególnie urzekła ta o mojej imienniczce:):) Szkoda tylko, że jak większość z nich nie skończyła się dobrze.

Jeszcze chyba Wam się nie zwierzałam, że drugą rzeczą, oprócz wyżej wspomnianego tła, na którą zwracam w książce szczególną uwagę, są kulinaria:):) I tu również pisarka mnie nie zawiodła. A ciasto drożdżowe z owczym serem i słoną kruszonką chodzi za mną do dzisiaj.

Nie mogę na koniec nie wspomnieć o okładce. Na widok tych pięknych, soczystych malin ślinka cieknie sama, a serce drży z tęsknoty za latem. A ja już zaczynam planować urlop w górach w takim domku, jaki widnieje na zdjęciu. Ech, gdzie to lato?

Zapraszam serdecznie do tej niezapomnianej podróży. U podnóża Tatr, dziewczyny już na Was czekają, a niedźwiedzica Mila ryczy radośnie. Miłej lektury!

Dorota Skrzypczak

4 komentarze:

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates