środa, 29 listopada 2023

Wszyscy tak jeżdżą – Bartosz Józefiak


Samochód – dla jednych symbol wolności, dla innych śmierci. Niepotrzebny dodatek, a może niezbędny środek transportu? To tylko jedno z wielu pytań, które pada w książce „Wszyscy tak jeżdżą”.


Długo czytałam ten reportaż, oj długo. Z jednej strony dlatego, że temat nie należał do łatwych, z drugiej – ponieważ sporo rzeczy mi w niej nie leżało. Ale od początku!


Motywem przewodnim tego reportażu są samochody i to w najróżniejszych kontekstach. Większość publikacji poświęcona jest szybkiej jeździe i wypadkom na drodze. Następnie dostajemy luźne rozważania na temat posiadania samochodów jako takich i sposobów, by ludzi oduczać zamiłowania do motoryzacji. A następnie przechodzimy do, moim zdaniem najciekawszej części, czyli serii dość krótkich rozdziałów na bardzo różne tematy: tiry, Uber, kurierzy Inpostu, czy dowożenie jedzenia.


I od razu powiem, że książka niesamowicie mnie wciągnęła! Poruszane zagadnienia są niesamowicie wciągające i przede wszystkim, zmuszające do refleksji. Odbyłam niejedną dyskusje z mężem i nad wieloma zagadnieniami się zastanawiałam. Zanim więc przejdę do tego, co leży mi na sercu, chciałabym wyraźnie zaznaczyć, nie rzuciłam książką o ścianę, ale z zaciekawieniem doczytałam do końca.


To, czego z pewnością nie można odmówić tej publikacji, to emocje. Reportaż budzi je w czytelniku, ale też… samym autorze. I tu pojawił się u mnie pierwszy zgrzyt. Bo reportaże czytam po to, by poznać fakty, a nie uszczypliwe uwagi autora. Tymczasem tutaj staje on po bardzo konkretnej stronie barykady i nie szczędzi słów krytyki wszystkim swoim przeciwnikom. Co ciekawe, teoretycznie powinnam się z nim w pełni zgadzać. Nie mam samochodu, a nawet nie zamierzam, korzystam z publicznego transportu, a jednak… Nie ma we mnie tyle wstrętu dla zmotoryzowanych. Gdy autor rozmawia z osobami, z którymi podziela poglądy, stara się stawiać trudne pytania, ale nie doprowadza do eskalacji. Tymczasem dla przeciwników nie ma litości. A najdziwniejsze jest to, że wiele swoich ripost udziela już nie w bezpośredniej rozmowie, tylko w ramach komentarza do niej. W ten sposób dowiedziałam się, że zwolennicy motoryzacji są jak antyszczepionkowcy, a promocja transportu publicznego powinna się odbywać poprzez wprowadzenie utrudnień dla ruchu samochodowego. Miałam też wrażenie, że zmotoryzowani powinni deklarować ważki powód do korzystania z auta. Bo sam argument, że mają samochód i dlatego mogą zawieźć dziecko do przedszkola oddalonego o 200 metrów, nie był przez autora w żaden sposób akceptowalny. W tym miejscu było też wielokrotnie krytykowane myślenie wolnościowe (rodem ze złej Ameryki) typu:  jak ktoś może korzystać z zakupionego przez siebie legalnie samochodu według własnych, a nie zbiorowych, potrzeb. Nie do pomyślenia!



Również sylwetki kierowców były przedstawiane dość tendencyjnie. Zazwyczaj były to osoby średnio inteligentne, raczej takie, których nie chce się spotkać w ciemnej uliczce i to jeszcze pod wpływem narkotyków lub alkoholu. Z kolei ich ofiary (zazwyczaj śmiertelne) to porządni, pożyteczni dla społeczeństwa obywatele. Wszystko to sprawia, że wydźwięk publikacji jest prosty, jednoznaczny i bardzo łopatologiczny. Dlatego w moim odczuciu fakty i dane przywołane w tej książce są fascynujące – jednak komentarze autora bywają zbyt nachalne i odnoszą efekt odwrotny od zamierzonego.


Nie sposób za to nie docenić nakładu pracy, który został włożony w opracowanie tak dużego materiału. Autor przytacza wiele rozmów, mnóstwo danych i różnorakich publikacji, a bibliografia jest naprawdę imponująca. Co ciekawe, nie bał się on zatrudnić i przetestować prace związane z samochodami. W ten oto sposób możemy zajrzeć do środka paczkomatów (jako kurierzy), pojeździć Uberem, czy porozwozić jedzenie. Moim zdaniem są to najciekawsze fragmenty książki, chociaż niestety też najkrótsze. Jednak liczba smaczków i ciekawostek jest tak duża, że nawet dla nich warto sięgnąć po ten tytuł.


Chociaż po „Wszyscy tak jeżdżą” spodziewałam się czegoś innego, a sama książka nie raz podniosła mi ciśnienie, nie żałuję, że po nią sięgnęłam. Jeśli tylko interesuje Was ten temat, koniecznie sami sprawdźcie, czy zgadzacie się z poglądami autora.


Dominika Róg-Górecka

2 komentarze:

  1. Dla mnie to chyba nie jest propozycja. Może mąż by przeczytał

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałem tę książkę z zapartym tchem. Pomimo różnicy zdań z autorem, doceniam, że reportaż budził emocje. To dowód na to, że temat jest naprawdę ważny i zasługuje na dyskusję.

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates