Samotnie przeciwko falom – Nicholas Johnson
#WspółpracaRecenzecnka #BlackMonkH. P. Lovecraft to twórca, którego nazwisko zna chyba każdy, kto choć raz sięgnął po mroczną literaturę. Jego opowieści o niepojętym, o istotach z głębin kosmosu i ludzkich umysłów, ukształtowały cały nurt horroru – ten chłodny, intelektualny, przesycony grozą, ale pozbawiony tanich strachów. Lovecraft stworzył coś więcej niż historie – zaprojektował sposób myślenia o świecie, w którym człowiek jest zaledwie drobnym pyłkiem wobec potęgi kosmicznego chaosu. I właśnie to poczucie niewielkości wobec nieznanego przeniknęło popkulturę do szpiku: od gier, przez filmy, po muzykę. Trudno dziś znaleźć twórcę, który choć raz nie inspirował się jego wizją. Nic więc dziwnego, że kiedy trafiła do mnie książka „Samotnie przeciwko falom”, wiedziałam, że to nie będzie zwykła przygoda. To Lovecraft w wersji interaktywnej – i to takiej, która wciąga od pierwszego rzutu kością.
„Samotnie przeciwko falom” to historia badacza, który przybywa do sennego miasteczka Esbury w stanie Massachusetts w 1920 roku. Z pozoru idylliczne jezioro, pachnące sosnowym lasem i odbijające zachody słońca, szybko odsłania swoje drugie oblicze. Zaczynają się dziać rzeczy, których nie da się racjonalnie wytłumaczyć. Ktoś znika, ktoś inny mówi o dziwnych rytuałach, a w wodzie czai się coś, co nigdy nie powinno było się tam znaleźć. Każdy wybór – nawet pozornie błahy – może prowadzić do zguby lub odkrycia prawdy. W tej grze-książce fabuła nie jest zamknięta w sztywnych ramach. To od nas zależy, dokąd dotrzemy, czy przeżyjemy, a może… znikniemy w głębinach razem z tajemnicą jeziora.
Za publikację odpowiada wydawnictwo Black Monk, które wyspecjalizowało się w paragrafowych adaptacjach i grach osadzonych w świecie Lovecrafta. „Samotnie przeciwko falom” to forma pośrednia między klasycznym papierowym RPG a typową paragrafówką. Mechanika jest tu wyczuwalna – trzeba rzucać kośćmi, pilnować statystyk i podejmować decyzje zgodnie z zasadami – ale nie przytłacza. To nie jest lektura, przy której tylko przewracamy strony i wybieramy „co dalej”. Tutaj naprawdę gramy. I czujemy, że nasze decyzje mają znaczenie. To właśnie ten element ryzyka i przypadkowości sprawia, że każda rozgrywka smakuje inaczej.
Klimat jest dokładnie taki, jakiego można by oczekiwać po świecie inspirowanym Lovecraftem – gęsty, duszny, pełen niepokoju. Miasteczko Esbury zdaje się być jednym z tych miejsc, które z zewnątrz wyglądają spokojnie, ale im dłużej się tam przebywa, tym bardziej coś w człowieku drży. Czułam się, jakbym naprawdę zanurzała się w tej rzeczywistości, niepewna, co znajdę za kolejnym rozdziałem. Tajemnica wciąga bez reszty, a świadomość, że mogę mieć wpływ na bieg wydarzeń, sprawia, że emocje są zupełnie inne niż przy zwykłej lekturze.
Wizualnie książka jest małym dziełem sztuki. Okładka robi wrażenie – mroczna, subtelnie niepokojąca, doskonale wprowadzająca w klimat opowieści. W środku znajdziemy klimatyczne ilustracje, które nie tylko zdobią, ale też budują napięcie. Cała seria wydana przez Black Monka ma ten charakterystyczny, chłodny urok: estetyka, czcionki, papier – wszystko spójne i konsekwentne. Widać, że nad projektem czuwa ktoś, kto rozumie, jak ważne w immersji są detale.
Przyznam, że to jedna z niewielu książek, przy których naprawdę czułam niepokój. Nie mogłam przewidzieć, co przyniesie następny rzut kością. Czasem miałam wrażenie, że los ze mnie drwi, innym razem – że daje mi szansę. Ta niepewność okazała się najlepszą częścią zabawy.
Zaskoczyło mnie też, jak bardzo książka potrafi uczyć pokory. Tutaj nie da się wszystkiego kontrolować. Czasem trzeba po prostu poddać się fali – dosłownie i metaforycznie – i zobaczyć, dokąd nas poniesie. To doświadczenie innego rodzaju, bardziej angażujące niż klasyczna powieść, ale też bardziej osobiste.
Podsumowując: „Samotnie przeciwko falom” to niezwykle udane połączenie gry paragrafowej i literackiej przygody w duchu Lovecrafta. Wciąga, fascynuje, momentami przeraża, ale przede wszystkim – daje poczucie sprawczości. Nie jest to pozycja, którą się po prostu „czyta”. To książka, którą się przeżywa.
Więc jeśli masz ochotę na coś innego niż klasyczna lektura – zaparz herbatę, przygotuj kości i daj się porwać tej opowieści. Wejdź do Esbury, spójrz w głąb jeziora i sprawdź, czy odważysz się stawić czoła temu, co kryje się pod powierzchnią. A potem wróć i powiedz, jak poszło – bo w tej grze naprawdę każdy los może być inny.
Dominika Róg-Górecka





0 komentarze:
Prześlij komentarz
Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!