wtorek, 26 marca 2019

Zbrodnia i Karaś – Aleksandra Rumin



Podobno każdy zbrodniarz w końcu musi doczekać się kary. To pewne i zagwarantowane przez klasykę literatury. Bo nawet jeśli nie złapią go organy ścigania, zawsze może liczyć na własne wyrzuty sumienia. Oczywiście, wiem to czysto z teorii. Teorii, którą właśnie będziemy wspólnie weryfikować. Bo na razie mamy zabronię i... Karasia.


Tytuł: Zbrodnia i Karaś
Autor: Aleksandra Rumin
Wydawnictwo: Initium

Są takie osoby, których nikt nie lubi i jedną z nich jest właśnie tytułowy Karaś, persona nikczemna i podstępna. Dlatego jego nagła i przedwczesna śmierć nie spotkała się z wielkim żalem. Bo nawet w udawanym smutku trzeba mieć trochę przyzwoitości. Nikt nie będzie tęsknił, nikt nie zamierza żałować, ale jedna kwestia wciąż pozostaje aktualna... kto zabił?

Uwielbiam eksperymenty literackie i właśnie to najbardziej spodobało mi się w tej powieści. Bo od razu muszę was uprzedzić, klasyczny kryminał to to nie jest. Raczej coś na kształt jego parodii z mocno rozbudowanym wątkiem obyczajowym. Bo co prawda zaczynamy od trupa, ale potem historia płynie w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Nikogo tak naprawdę nie interesuje ustalenie tożsamości zbrodniarza, a jedynie korzystanie z jego zgonu... Ale czy zbrodnia ujdzie płazem?

Trzeba przyznać, że Karaś niejednemu zalazł za skórę. Książka zaczyna się od krótkich rozdziałów opisujących losy i... konflikty interesów podejrzanych z martwym rektorem. Poznajemy całą plejadę zabawnych i pomysłowych osobowości. Ich historie prowadzę jednak do wspólnego motywu, konfliktu z Karasiem. I to sprawia, że wszyscy są podejrzani, bo każdy miał motyw. A to już jest bardzo konkretnym nawiązaniem, które swoją drogą samo pojawia się w powieści.

Co jest najmocniejszym elementem książki? Pastiszowy humor. Autorka sypie dowcipami, jak z rękawa oraz stosuje wszystkie możliwe form humoru, od sytuacyjnego językowy. Praktycznie każdy fragment książki ma dostarczyć czytelnikowi rozrywki. Pisarka sprawnie łączy stereotypy z popularnymi anegdotkami oraz mocno nawiązuje do współczesnych doniesień medialnych, zarówno politycznych, jak i społecznych. I jeśli macie wrażenie, że sporo tego, to tak, macie rację. Momentami dowcip niebezpiecznie przechodził na „mroczną” stronę sitcomu. Żarty stawały się trochę oklepane, a nawiązania za bardzo odtwórcze. W pewnym momencie autorka sama zaczęła powtarzać swoje schematy, stosując podobne rozwiązania fabularne do różnych bohaterów. Taka trochę droga na skróty.

"Przed wejściem do budynku wydziału postawiono skromną ławeczkę, która miała upamiętnić żywot: - ...znakomitego pedagoga, Ernesta Karasia... - męczył się dziekan i gromił wzrokiem każdego studenta, który chociaż przez ułamek sekundy cichutko zachichotał - ...wybitnego naukowca... - tym razem to wykładowcy ledwo powstrzymywali parsknięcie - ...dobrego człowieka... - brnął dalej, chociaż i jemu samemu zrobiło się głupio, że wygaduje takie brednie".

Moją uwagę zwróciła też niecodzienna konstrukcja. Na początku, jak już wspomniałam, poznajemy skrócone życiorysy każdego z bohaterów. Potem mamy spory przeskok czasowy. Zawsze poskreślałam, że jestem zwolenniczką właśnie takich zabiegów – to one pozwijają czytelnikom śledzić tylko to, co ciekawe. Tym razem ten przeskok był odrobinę za duży, ponieważ ponownie przeniósł nas do zapoznawania się z życiorysami, a w zasadzie tym, co wydarzyło się w międzyczasie. I co ciekawe, losy każdego z bohaterów są ponownie opisywane oddzielnie. Doceniam, że autorka podjęła się ryzyka i zaoferowała czytelnikom nową formę. Jednak w moim odczuciu trochę zatarło to wątek główny i zmniejszyło dynamikę fabuły.

Czy jest to poważny zarzut? Niekoniecznie. Powieść bowiem została napisana bardzo lekkim, przystępnym, ironicznym i dowcipnym stylem. Takim, który dosłownie sam się czyta. Podczas lektury książki uśmiech nie schodził mi z twarzy. Co jakiś czas wybuchałam śmiechem i musiałam czytać mężowi co lepsze fragmenty. Bo trzeba przyznać, że historia została opisana w sposób naprawdę przekomiczny oraz godny cytowania. I właśnie dlatego polecam tę powieść każdemu z odrobiną dystansu do rzeczywistości. Ta książka powinna być przepisywana na poprawę humoru. A więc w oczekiwaniu prawdziwej, słonecznej wiosny zachęcam do sięgnięcia po „Zbrodnię i Karaś”. Z nią żadna szaruga nie będzie straszna.

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawa recenzja. Mam wielką ochotę przeczytac te książkę :) pozdrawiam :) www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zachęcam do zapoznania się z tą książką :) Ciekawy debiut.

      Usuń

Serdecznie dziękuję za komentarz :) Zapraszam ponownie!

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates