Featured
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą filia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą filia. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 2 września 2025

Kobieta, która oszukała świat – Nick Toscano, Beau Donelly

#WspółpracaRecenzencka #Filia 


Coraz częściej zamiast lekarza szukamy odpowiedzi w internecie – blogi, social media, wellness-guru wszelakiej maści. To kuszące: szybka porcja motywacji, przepis na życie… i nagle dieta ajurwedyjska ma leczyć raka lepiej niż onkolog. Brzmi groźnie? No właśnie – zagrożenie jest realne: pseudonauka może zrobić więcej szkody niż pożytku.


Autorzy – Nick Toscano i Beau Donelly – krok po kroku demontują mit Belle Gibson, która twierdziła, że pokonała raka różnymi dietami i terapiami alternatywnymi, promując aplikację i książkę kulinarną The Whole Pantry, część dochodów obiecując przekazać na cele charytatywne. Kłamstwa wyszły na jaw dzięki śledztwu dziennikarskiemu w 2015 roku. Sąd dwa lata później ukarał ją grzywną, której do dziś nie zapłaciła. To jedna z największych afer wellnessu, która pokazała, jak łatwo zmanipulować odbiorców w czasach social mediów.

Do tej pory nie słyszałam o Belle Gibson, dlatego ten tytuł wydał mi się niesamowicie ciekawy – ot, świat wellnessu w pigułce. Z książki dowiedziałam się też o mechanizmach manipulacji, wpływie mediów i sile autorytetu.


Autorzy nie ograniczają się do samego oszustwa — rozciągają temat na cały przemysł wellness, fake newsy, grę emocjami chorych, rolę tech-firm, brak weryfikacji i pokusy szybkiego zarobku. Trochę przez to wątek Belle został poszatkowany – momentami gubiłam tempo narracji. Ale z drugiej strony – dzięki temu poznałam historię wellnessu, jako fenomenu kulturowego i biznesowego. Dla mnie to przede wszystkim plus – bo o ile sama Belle mnie wciągnęła, to szerokie ujęcie tematu pozwoliło zrozumieć spojrzeć na zagadnienie z dystansu.

Narracja? Rewelacyjna. Książkę czytałam z większym napięciem niż niejeden kryminał – serio, nie mogłam się oderwać. Styl jest lekki, obrazowy, a autorzy potrafią wciągnąć w dramat i groteskę tej historii jednym zdaniem. Dociekliwi, ale z dystansem i takim lekko ironicznym tonem – idealnie to pasuje do tematu.

W książce znajdziemy mnóstwo wywiadów – zarówno osób oszukanych, dziennikarzy, ekspertów, jak i wpisów z mediów społecznościowych. Czasem miałam jednak poczucie „nadmiaru emocji”: relacje osób chorych, które uwierzyły, były mocne i potrzebne – pokazują jak naprawdę wygląda dramat – ale momentami przytłaczało mnie powtarzanie tej samej, okropnej prawdy: o cierpieniu, nadziei i oszustwie.

Podczas lektury łapałam się też na tym, że traktuję tę historię jako coś więcej niż opowieść o jednym spektakularnym kłamstwie. To obraz całej ery wellnessu – epoki, w której sprzedaje się nie tylko produkty, ale i iluzje. Autorzy świetnie pokazują, że winna nie jest tylko Belle – ale także ci, którzy bezrefleksyjnie ją wspierali.

Jest tu też ważny wątek odpowiedzialności mediów, wydawców czy nawet Apple’a, którzy bez weryfikacji promowali projekt Belle. To otwiera oczy na mechanizmy promocji i pozwala z dystansem spojrzeć na to, jak powstają współczesne autorytety. I w zakresie tych wątków czułam pewien niedosyt. Miałam wrażenie, że sam proces sądowy został omówiony zbyt emocjonalnie, przez co ciężko było mi skupić się na wyroku wobec wszystkich zaangażowanych podmiotów.

Podsumowując: plusy to wciągająca narracja, szeroki kontekst kulturowo-społeczny, bogactwo materiałów źródłowych i niebanalne spojrzenie na fenomen wellness. Zdecydowanie warto sięgnąć po ten tytuł!

Jeśli chcesz zrozumieć, jak łatwo można zostać zmanipulowanym przez atrakcyjną historię wellnessu – sięgnij po tę książkę. Świetnie napisana, wciągająca, ale też potrzebna – jak kawa bez cukru: mocna, ostra i – miejmy nadzieję – oczyszczająca. Ciekawa? To łap egzemplarz i daj znać, co myślisz!

Dominika Róg-Górecka

wtorek, 28 września 2021

Opowieści Zuzanny – Katarzyna Janus


Każde pokolenie mierzy się ze swoimi problemami, troskami, czy zmartwieniami. Czasy spokoju przeplatają się z okresami wojen i zawieruch. Jednak niezależnie od tego, w którym momencie dziejowym dołączyliśmy do teatru zwanego życie, każdy z nas po prostu szuka szczęście. Tylko i aż tyle.


Tytuł: Opowieści Zuzanny

Autorka: Katarzyna Janus

Wydawnictwo: Filia


Zuzanna przyszła na świat w rodzinie pełnej miłości. Jednak wojna nie była łaskawa dla Polaków na kresach, po beztroskim dzieciństwie nastały chwile grozy i tułaczki. Potem też nie było lepiej. Komunizm nie sprzyjał budowaniu rodzinnego szczęścia, ale życie toczyło się dalej. Wiele lat później Zuzanna opowiada o tym wszystkim Arturowi, młodemu chłopakowi, który sam stara się odnaleźć w życiu. Czy przeszłość wpłynie na teraźniejszość? Czy cudze doświadczenia mogą być wsparciem?


„Jak ten czas szybko mija. Żyjesz, męczysz się, radujesz, tworzysz coś, poznajesz nowych ludzi, zakładasz rodzinę, rodzisz dzieci, a potem… Pogrzeb… posprzątane, pozamiatane, nie ma człowieka”.


„Opowieści Zuzanny” to książka idealna dla osób, które cenią sobie fabułę historyczną. Przeszłość nie jest tylko tłem do opisywanych wydarzeń, ale bieżącą akcją opowieści. Czytelnik, razem z Arturem, odrywa trudne doświadczenia tytułowej Zuzanny, nie raz postawionej w sytuacjach ekstremalnych. Wojna, komunizm, repatriacje, w tej książce pojawia się wiele poważnych, historycznych tematów. Nie są jednak zaprezentowane jak w podręczniku, ale przez pryzmat emocji głównej bohaterki, dzięki czemu łatwiej wczuć się w opisywane wydarzenia.


Książka próbuje nam też zaprezentować, że w każdych czasach jest też miejsce na szczęście, na radość z codzienności, na prostą sympatię, czy miłość. Dla kontrastu opowieści przeplatana jest historią Artura, który pomimo tego, że żyje w o wiele spokojniejszych czasach, jest pogubiony i nie do końca jest w stanie sprecyzować, czego mu brakuje. Najciekawsze jest to, jak wpływa na chłopaka opowieść Zuzanny, w jaki sposób uzmysławia mu pewne sprawy i pomaga mu odnaleźć się w tak naprawdę zupełnie innych czasach.


„Opowieści Zuzanny” to książka, która co prawda nie jest przepełniona szybką akcją, za to nie sposób jej zarzucić braku intensywnych emocji. Podczas lektury można się wzruszyć, ale też zastanowić nad ważkimi tematami. Niektóre rzeczy całe szczęście minęły, inne wciąż pozostały aktualne. Zdecydowanie warto sięgnąć po ten tytuł!


Dominika Róg-Górecka

Numer akredytacji: 08/05/2020

czwartek, 29 lipca 2021

Instynkt mordercy – Rachel Caine


„Instynkt mordercy” to już piąty tom opowieści „Stillhouse Lake” i jak to w przypadku sensacji bywa, można tę część czytać niezależnie od poprzednich, ale więcej frajdy daje zachowanie kolejności chronologicznej.


Tytuł: Instynkt mordercy

Autor: Rachel Caine

Wydawnictwo: Filia

 

Tym razem sprawa zaczyna się od zagadkowej śmierci dwóch dziewczynek, które zostają znalezione w zatopionym samochodzie. Nigdzie jednak nie ma kierowcy, którym była ich matka. Co się z nią stało? Uciekła? Została porwana? Im bardziej bohaterki zagłębiają się w tę tajemnicę, tym bardziej są zagrożone.

 

„Instynkt mordercy” to trzymający w napięciu thriller, w którym nie brak zaskakujących zwrotów akcji. Już praktycznie od pierwszych stron powieść zaczyna budować atmosferę zagrożenia i niepewności, która momentami mrozi krew w żyłach.

 

Warto wspomnieć, że bieg historii śledzimy z perspektywy trzech różnych bohaterów, co z jednej strony pokazuje aspekty sprawy niedostępne dla tylko jednego narratora, z drugiej dodatkowo pokręca tempo akcji. Jeśli dodać do tego przystępną narrację otrzymujemy książkę, od której nie sposób się oderwać.


 

Jednak najciekawiej robi się oczywiście pod sam koniec, autorska funduje czytelnikom zaskakujące zakończenie, którego muszę przyznać, nie spodziewałam się. Miłośnicy thrillerów nie powinni czuć się zawiedzeni rozwiązaniem intrygi.

 

Tym bardziej smutne jest to, że autorka nic więcej nie napisze. Niestety w zeszłym roku zmarła po długiej walce z rakiem. Jest to bez wątpienia wielka strata.

 

Zazwyczaj nie czytam thrillerów, ale dla tego tytułu zdecydowałam się zrobić wyjątek i nie żałuję. Jeśli cenicie ten gatunek, koniecznie przeczytajcie całą serię!


Dominika Róg-Górecka

Numer akredytacji: 08/05/2020

sobota, 19 września 2020

Gra w morderstwo – Rachel Abbott


Uwielbiam książki, które od samego początku zarzucają na mnie sieć intryg i domysłów. „Gra w morderstwo” to właśnie taka powieść! Jednak pod płaszczykiem zagadek i niebezpieczeństw, nie brak ważkich kwestii międzyludzkich. Gotowi na niebanalną grę?


Tytuł: Gra w morderstwo

Cykl: Stephanie King (tom 2)

Autor: Rachel Abbott

Wydawnictwo: Filia


To miał być piękny i wytworny ślub. W końcu młodym nie brak ani pieniędzy, ani oszałamiającej scenerii. Początkowo nic nie zapowiada tragedii. Nawet snująca się niczym duch Alex nie budzi większej konsternacji. Aż do momentu, gdy… ginie. Rok później wszyscy zaproszeni goście spotykają się w tym samym miejscu. Tylko po co? Żeby uczcić ślub, który się nie odbył? Powspominać Alex? Nikt nie spodziewa się, że gospodarz zaproponuje im grę w… morderstwo. Mają wcielić się w przydzielone im role, a to dopiero sam początek kontrowersji. Do czego zmierza Lucas? Co ma na swoich gości, że potrafi ich zmusić do tej maskarady?


Dałam się złapać już od pierwszych stron. Wszystko to za sprawą intrygującego prologu, który jednocześnie wiele sygnalizuje, ale też nic nie zdradza. Następnie zgrabnie i szybko cofamy się do początków całej fabuły. Gdy nie wcześniejszy fragment, można by było dać się zwieść obyczajowej warstwie opowieści. Początkowo odgrywa ona główne skrzypce. Nie obawiajcie się jednak nudy! Wśród zaproszonych gości aż iskrzy od ukrytych motywów, niesnasek i podejrzeń. Również małżeństwo głównej bohaterki dalekie jest od ideału. Całe to tło świetnie oddaje charaktery bohaterów, ale też intensyfikuje późniejszy wątek.


Część druga (stanowią jakby kolejny rozdział, bo znajduje się fizycznie w tej samej książce) jest zdecydowanie obszerniejsza od poprzedniej. Rozgrywa się dokładnie rok później od wcześniejszej tragedii i skupia na kwestii tajemniczej śmierci siostry pana młodego. To wszystko jednak na własną rękę, bez udziału policji. Lucas jest pewny, że jego goście coś ukrywają. Tylko kto? A może wszyscy? Ten wątek nie przebiega jednak tak, jak sobie tego Lucas życzył. Spodziewałam się, że tytułowa gra będzie miała większą rolę. Chociaż pomysł był świetny, stanowi on bardziej wydarzenie, które rusza całą akcję do przodu. Szybko przestaje mieć znaczenie, a gracze nie przekładają się do samej „zabawy”. Miesza to nie tylko w samej intrydze, ale też fabule. Dużo się dzieje, ale też sporo w tym chaosu.


W książce najbardziej urzekła mnie gęsta atmosfera wzajemnych podejrzeń. Dosłownie nie mogłam się oderwać. Trochę za szybko domyśliłam się wyjaśnienia i nie do końca rozumiałam, że bohaterka, która dysponowała podobnymi informacjami, wciąż „błądziła we mgle”. Mimo to wciąż czytałam z ogromnym zainteresowaniem, ze zniecierpliwienie wyczekując odpowiedzi, którą w zasadzie znałam.


Warto też podkreślić lekką, emocjonalną narrację. Zarówno wątek kryminalny, jak i motyw dziwnych relacji międzyludzkich, są ze sobą tak ściśle powiązane, że nie sposób ich od siebie oddzielić. Dzięki temu wszystko ma drugie dno albo przynajmniej mocniejszy wydźwięk.


Jeśli więc szukacie książki, od której nie będziecie mogli się oderwać, koniecznie sięgnijcie po „Grę w morderstwo”!



Numer akredytacji: 08/05/2020

Dominika Róg-Górecka

wtorek, 28 lipca 2020

Przedpremierowo: Córka nazisty – Max Czornyj


Czy istnieje coś takiego jak gen zła? Czy winy można dziedziczyć, a dzieci powinny odpowiadać za zbrodnie swoich rodziców? „Córka nazisty” to książka, która zada wiele trudnych pytań.


Tytuł: Córka nazisty
Autor: Max Czornyj
Wydawnictwo: Filia

Greta czuje się winna krzywd wyrządzonych przez swojego ojca. Całe życie prześladuje ją cień wojny i okropności, których dopuścił się jej tatuś. A przecież bywał też kochający! Nie raz był dla Grety wsparciem, cudownym rodzicem i kompanem zabaw. Ta myśl dodatkowo ją dobija, bo jednocześnie go kocha i nienawidzi. Żeby znaleźć spokój przed śmiercią, próbuje pogodzić się z przeszłością. Jednak jej terapia nie będzie prosta, bo z każdym dniem ma coraz większe problemy z pamięcią. Czy zdąży? Czy wystarczy jej sił?

„Córka nazisty” to książka niezwykła i to pod wieloma względami. Przede wszystkim już sama jej konstrukcja zwiększa przyjemność czytania. Historia opowiadana jest naprzemiennie z różnych perspektyw i w różnych okresach czasowych. Prawdę o przeszłości Grety poznajemy stopniowo, niechronologicznie, z każdą stroną coraz bardziej angażując się w jej historię.

Trzeba przyznać, że opowieść pochłonęła mnie już od pierwszych słów. Ciekawe połączenie teraźniejszości i przeszłości zaskutkowało nową perspektywą. Chociaż spodziewałam się, że powieść będzie bardziej oryginalna, to akurat tego nie udało się osiągnąć. Fabuła jest naprawdę intrygująca, ale mimo wszystko średnio nowatorska. Autor jedynie momentami odchodzi od tego, jak temat zazwyczaj przedstawiany jest w literaturze. Tak samo, chociaż zakończenie było mocne, to w pewien sposób przewidywalne (może nie od początku, ale jakoś w ¾ książki domyślałam się finału).

Nie można za to odmówić opowieści emocji. Na strony tej książki „przelano” całe morze emocji, czasem bardzo skrajnych, z reguły trudnych, a momentami kontrowersyjnych. To nie jest tak, że cała opowieść dzieje się w obozie śmierci, ale w żaden sposób nie łagodzi to przekazu. Losy naszej bohaterki były ciężkie i niejednoznaczne. Z piętnem „córki nazisty” mierzy się przez całe życie, a zrozumienie innych ludzi to nie jest coś, czego można się spodziewać tuż po wojnie.

Nie bez znaczenia jest też świetna kreacja bohaterów, zarówno tych pierwszoplanowych, jak i pobocznych. Ich emocje udzielają się czytelnikowi, są ludźmi „z krwi i kości”, przez co opowieść sprawia wrażenie autentycznej relacji.

„Córka nazisty” nie jest łatwą książką, ale bez wątpienia to historia, którą warto poznać. Zdecydowanie polecam i to nie tylko osobom, które często sięgają po tzw. literaturę obozową. Nawet jeśli zazwyczaj unikacie tego typu opowieści, tym razem zaryzykujcie. Książka nie jest drastyczna, ale przekazuje wiele wartości i emocji. 

Dominika Róg-Górecka

sobota, 18 lipca 2020

Hotel 69 – Sonia Rosa



Miłość bywa pokręcona, szalona, trudna, piękna i niezrozumiała. Czy warto dawać drugą szansę? Kto komu przyprawia rogi, a kto jedynie rozpaczliwie szuka uczucia? Wiele historii rozgrywa się za hotelowymi drzwiami, czy odważysz się za nie zajrzeć?


Tytuł: Hotel 69
Autor: Sonia Rosa
Wydawnictwo: Filia

Poprzednia książka tej autorki, czyli „Nimfomanka” zupełnie nie przypadła mi do gustu. Doceniałam warsztat, lekki styl i emocjonalny przekaz, ale sama opowieść nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Czemu więc sięgnęłam po jej kolejną powieść? Z ciekawości, chciałam się przekonać, czy inna fabuła lepiej odda talent autorki do konstruowania historii. Jak się okazało… miałam rację!

Za hotelowymi drzwiami

Punktem wyjścia dla fabuły jest tytułowy hotel. Dla jednych to miejsce pracy, dla innych ledwie przystanek w podróży służbowej. Spotkamy w nim wiele bohaterów: managerkę, która szuka miłości w ramionach żonatego mężczyzny, rozpieszczonego milionera, który nie wie, czym jest wierność, ale też wielu gości zagubionych w życiu i swoich relacjach. Jak potoczą się ich losy?

Od przybytku głowa nie boli

Jak już zauważyliście, w książce występuje naprawdę wielu bohaterów. Chociaż początkowo można czuć się lekko zagubionym, szybko wyklarowuje się kto z nich gra pierwsze skrzypce, a kto wpada jedynie na chwilę. Ta mnogość postaci jest chyba największą zaletą, ale też wyróżnikiem tego tytułu. Przede wszystkim prezentuje nam wiele odcieni miłości, ale też bardzo różne historie. Nie sposób narzekać na monotematyczność, bo co chwilę poznajemy inne relacje, odmienne decyzje, czy sposoby na życie. Losy głównych bohaterów poznajemy od początku do końca, a ich wzajemne przeplatanie się i przenikanie jedynie nadaje im dynamiki. Niestety pewien niedosyt czułam w przypadku postaci pobocznych. Czasem nawet bardzo porywające opowieści pozostają otwarte, bez wyjaśnienia, czy finalnej odpowiedzi.

Dzieje się

Poza intensywnymi emocjami i zagmatwanymi relacjami międzyludzkimi, nie brak też typowej akcji. Pojawia się nawet ciekawie poprowadzony wątek kryminalny. Z pewnością temu tytułowi nie można zarzucić nudy.

Koniec końców…

„Hotel 69” naprawdę mnie wciągnął. Ciekawi, skomplikowani bohaterowie oraz ich niełatwe związki sprawili, że cały czas zastanawiałam się, co będzie dalej. Jakie decyzje podejmą i jak potoczą się ich losy. Dzięki lekkiej, emocjonalnej i momentami brutalnie szczerej narracji powieść czyta się dosłownie jednym tchem. Doceniam również to, że na okładce znajduje się oznaczenie „tylko dla dorosłych”. Chociaż scen seksu nie jest aż tyle, co w „Nimfomance” to jednak jest ich sporo, odrywają ważną rolę, ale nie nadają się dla młodszych czytelników. Takie oznaczenie to dobry pomysł, wszystkie wydawnictwa mogłoby skorzystać, stosując takie wzmianki na swoich tytułach.

Historia w „Hotelu 69” była naprawdę ciekawa i wielowątkowa. Trochę rozczarowało mnie zakończenie, po wszystkich tych perypetiach było po prostu… bez przytupu. Niemniej dobrze zamyka całość i podsumowywało wszystkie główne wątki.

Cieszę się, że dałam tej powieści szansę. A wy zamierzacie po nią sięgnąć?

Recenzja w skrócie:

Fabuła: „Hotel 69” to opowieść o szukaniu miłości, o trudnych związkach i niełatwych wyborach. To historie wielu postaci, które łączy tytułowy hotel.

Plusy:
  • Mnogość postaci pokazuje powieść z wielu perspektyw, prezentuje blaski i cienie bardzo odmiennych miłości
  • Wciągająca opowieść o trudnych związkach
  • Lekka, bezpośrednia i pełna emocji narracja
  • Wciągająca historia
  • Trafnie oznaczona jako „dla dorosłych”

Minusy:
  • Brak wyjaśnienia wątków postaci pobocznych
  • Zakończenie bez polotu (ale tylko w porównaniu z intensywnością całej książki).

Dominika Róg-Górecka

poniedziałek, 30 marca 2020

Miłość aż po rozwód – Kinga Gąska

Miłość nie jest łatwą sprawą. Nie każdy związek kończy się happy endem, nawet… jeśli dochodzi do ślubu. Co może pójść nie tak? Cóż… całkiem wiele rzeczy.


TytułMiłość aż po rozwód
Autor: Kinga Gąska
Wydawnictwo: Filia



Trzy kobiety, trzy historie, trzy zranione serca. Każda z nich inna, każda kochająca na swój sposób. W ich życiu pojawił się pewien mężczyzna, dla jednej był mężem, dla drugiej synem, a dla trzeciej bratem. Ambitna bizneswoman, stateczna bibliotekarka i podążająca za trendami instamama. Zupełnie inne, a jednak coś je połączyło.

Tak, jak sugeruje opis książki, mamy więc opowieść o losach trzech kobiet. Ale wbrew temu, czego można się spodziewać, są to raczej luźno powiązane historie. Również wspomniany mężczyzna w 2/3 książki nie odgrywa większej roli. Pojawia się, jest punktem wspólnym i w zasadzie tyle.

To, co piszę, nie brzmi zbyt atrakcyjnie. Ale to mylne wrażenie, które mimo wszystko towarzyszyło mi podczas pierwszych stron. Początkowo „Miłość aż po rozwód” nie wyróżniało się niczym szczególnym. Ot kolejna opowieść o silnej i niezależnej kobiecie, której nie interesowała miłość, ale los pchnął ją w męskie ramiona. Jednak pomimo tak negatywnej, pierwszej oceny, czytałam dalej. Lekka narracja, bezpośredniość fabuły oraz liczne, raz słodkie, raz gorzkie przemyślenia, trzymały mnie przy książce. Powoli zaczynałam odrywać ciekawą i na swój sposób przejmującą opowieść. Nie ckliwe romansidło o tym, że miłość wszystko zwycięży, ale trudną relację o nieodpowiednich związkach.

Chociaż trudno oprzeć się wrażeniu, że punktem wyjścia do kreacji bohaterek są stereotypy, to trzeba przyznać, że autorka zgrabnie rozwija przyjęte przez siebie schematy. Ta książka bardziej gra na emocjach, niż stara się zaoferować coś nowego. Jej fabuła nie jest szczególnie oryginalna, ale za to wciąga przyjemną narracją i bezpośrednim zobrazowaniem uczuć. Wszystko toczy się dookoła miłości, która zazwyczaj pojawia się w życiu naszych bohaterek nieproszona i chociaż przemija, to na zmienia życia i charaktery kobiet.



Moje pierwsze wrażenie było błędne. Ostatecznie powieść bardzo przyjemnie wypełniła mi czas i urzekła refleksyjnym, ale nie melodramatycznym klimatem. Ciekawa propozycja dla miłośniczek literatury dla kobiet.

Książkę przekazała księgarnia Gandalf.





sobota, 7 marca 2020

Nimfomanka – Sonia Rosa



Po przeczytaniu tej książki miałam ochotę podłączyć mojego męża pod monitoring, obwiązać drutem kolczastym pod wysokim napięciem, a już na pewno nigdy nie wypuszczać z domu. Tak na wszelki wypadek. Dziś będzie trochę o tym, że co za dużo, to nie zdrowo, i że czasem by było by lepiej nie opisywać wszystkiego… tak dokładnie.


Tytuł: Nimfomanka
Auotr: Sonia Rosa
Wydawnictwo: Filia

Anita, jak sugeruje tytuł, jest uzależniona od seksu. Albo o nim myśli, albo go uprawia. Nie ważne gdzie, nie ważne z kim, ważne, żeby dużo. Z czasem ten nałóg odbiera jej wszystko, rodzinę, pracę, godność. Mimo to dalej nie potrafi z niego zrezygnować. Zapraszam was na wyprawę w bardzo nieprzyjemne obszary seksualności i to w jednym kierunku, prosto do samego dna.

Sama nie wiem, co mnie pokusiło, by sięgnąć po ten tytuł. Ładna okładka? Dobre wydawnictwo? Intrygująca zapowiedź, że jest to tytuł wyłącznie dla dorosłych? Sama nie wiem, na początku miałam wyłącznie dobre skojarzenia z tą powieścią i chociaż koleżanka mi ją odradzała, nie zraziłam się. Ja przecież lubię książki skonstruowane wokół problemów i dramatów, zwłaszcza na etapie ich pokonywania. A tutaj przecież mamy kryzys jak się patrzy, więc z pewnością będzie ciekawie… cóż… myliłam się.



Aż ciężko wyliczyć wszystkie rzeczy, które w tej powieści poszły źle. Na początku zacznę więc od kwestii technicznych. Sama narracja jest lekka, przystępna, chociaż przesadnie dosadna. Początkowo kompozycja wygląda nieźle, bo na zmianę prezentowana jest przeszłość i teraźniejszość. Czyli niby stopniowo odkrywamy co doprowadziło bohaterkę do tego stanu. Napisałam „niby” bo moim zdaniem to ona prędzej mogłaby się nabawić wstrętu do seksu niż jego zamiłowania, ale mniejsza… Niestety, ostatecznie cała historia do niczego nie prowadzi. Liczyłam na przełom, terapię, leczenie, refleksję, pracę nad sobą. Nic bardziej mylnego. Całość to opis mnóstwa przypadkowych stosunków, bez grama romantyczności, które nie popychają fabuły do przewodu.

Niesamowicie rozczarowało mnie również zakończenie. Mogłoby się ono pojawić w dowolnym momencie książki, nic nie wniosło, nie zmieniło, było nijakie i zwyczajnie nudne. Poczułam się zawiedzona, bo okazało się, że całe czytanie nie doprowadziło mnie do żadnego ciekawego miejsca.

Wróćmy jednak do wzmianki, że jest to książka tylko dla dorosłych. Potwierdzam! I to dorosłych z niskim poziomem brzydliwości. Scen seksu jest tu jak w pornolu, albo i więcej. Z reguły są one po prostu… fuj. Pojawia się kilka romantycznych uniesień, ale nasza bohaterka co rusz zaznacza, że dla niej znaczenie ma samo bzykanie i nic więcej.

Skoro już mowa o Anicie i jej podejściu do życia to kobita jest niesamowicie niekonsekwentna. Chodzi z facetami do łóżka czasem po godzinie znajomości, a potem jest w szoku, że oni się jej nie oświadczają, chociaż ona już miała w głowie plany na bycie panią ich domu (tak, bardzo dokładnie ocenia warunki mieszkaniowe). Ryczy, bo po raz kolejny kogoś przeleciała, a potem ryczy, bo ktoś jej odmówił i go nie przeleciała. Ubolewa nad płytkimi, niewychowanymi mężczyznami, a potem odtrąca tych potencjalnie kochanych i rokujących na związek. Zazwyczaj płacze po seksie i z jedną, i z drugą grupą. Biega po mieście jak w rui,  a potem płacze, że ją ludzie tak traktują… Ale już hitem było, gdy bardzo niegrzecznie potraktowała pana, który nad ranem chciał zjeść z nią śniadanie, by zaraz potem płynnie przejść w myślach do monologu o chamskich odzywkach mężczyzn… No po prostu…

Kolejną rzeczą, która strasznie mi się w bohaterce nie podobała, to jej wręcz proszenie się o gwałt. Tak, to ma miejsce i najgorsze w tym jest to, że… nic z tym nie robi! Nie broni się, rozkłada nogi, nie ucieka tylko… no dalej to samo. Daje tyle ile chcą. Nie dzwoni na policję, nie przeżywa, a najgorsze jest to, że… potrafi stwierdzić, że chociaż na trochę ją zaspokoili! W czasach, kiedy tyle się mówi o uzasadnianiu gwałtów w kulturze, o braku przyzwolenia, takie teksty to czysta kpina.

Kolejną kwestią jest tak niesamowite nieumiarkowanie w piciu alkoholu, że po przeczytaniu tej książki ma się ochotę zostać absyntem.

Następnie wkraczają liczne absurdy fabularne. Nasza bohaterka spotyka się z mężczyznami zazwyczaj raz czy dwa. Przy jej „hobby” przydałby się stały współpracownik (lub kilku), prawda? Nie, bo… nie. Ona z nikim nie chce się „umówić” ponownie. Chyba, żeby nie było jej za łatwo. To może chociaż niech zamieni swoją „pasję” w pracę? Brzmi sensownie nie? Wreszcie zaczęłaby zarabiać na tym, co i tak lubi. W końcu i tak robi to co oni chcą. Nie! Ona się obraża jak ktoś jej proponuje kasę. No tak, bo seks za darmo z kilka facetami dziennie to nie jest uwłaczający, ale za stówkę to ło la Boga! Skandal! Za kogo oni ją mają!



Rażą też liczne powtórzenia w tekście dość oklepanych zwrotów. Przez całą powieść mowa o „zapachu przetrawionego alkoholu” oraz „nie to, żeby mi to kiedykolwiek przeszkadzało”. Myślałam, że coś mnie trafi, gdy po raz kolejny o tym wspominała.

Najgorsze w tym jest to, że w zasadzie dałoby się wszystko napisać inaczej. Niestety książka nie skupia się na ważnych aspektach fabuły, rzadko podnosi relacje z rodziną, czy kwestie zawodowe, za to co chwilę opisuje nam obrzydliwy seks. Wszystko to sprawia, że zwyczajnie nie przejmujemy się całym tłem opowieści, a bohaterki nawet nie lubimy. Ja wiem, w opowieści o nimfomance musi być dużo zbliżeń, ale przecież dało by się połowę z nich wyciąć i napisać, że były, skupić się za to na fajnym poprowadzeniu akcji. Pozwolić bohaterce zmieniać pracę, leczyć się, nawiązywać inne relację, a tak to… nic… sam seks i to w wydaniu dalekim od romansów.

Nie podobała mi się ta książka i co więcej, może być ona szkodliwa. Jeśli celem było pokazanie kobiety, którą zniszczyła choroba, to niestety odbiór był zupełnie inny. Wyszła rozkapryszona baba, która tylko ryczy, wyrywa zajętych mężczyzn, ryczy, puszcza się z menelami, dramatyzuje, że inne kobiety mają mężów, a ona nie i nie wie dlaczego, znowu ryczy i wszystko solidnie zapija. Reasumując, ma tak, jak sobie zasłużyła. I nie myślimy w tym momencie o niej, jak o kimś w uzależnieniu, tylko jak bezdennie głupiutkiej bohaterce, która sama chce się zniszczyć. Szkoda, bo sam pomysł nie był zły, jednak zabrakło pomysłu na realizację, a samo zachowanie bohaterki, jak i jej motywacja były tak grubymi nićmi szyte, że w ogóle do mnie nie przemówiły, nie mówiąc już o poruszeniu. „Nimfomanka” to moim zdaniem książka z kategorii „czytałam, żebyście wy nie musieli”. Nie ma za co!

P.s. Chociaż nie, jest za co, bo to jednak była męczarnia.


Te bardzo podejrzane rejony ludzkiej egzystencji mogłam zwiedzić dzięki portalowi Czytam Pierwszy :)

logov5

niedziela, 20 października 2019

Nie pozwól mu odejść – Tomasz Kieres


Czasami lubię sięgnąć po książkę, która wzbudzi we mnie tysiące emocji. Wzruszy, rozbawi, zasmuci, a potem pocieszy. Taka powieści idealnie komponuje się z jesienną aurą. Właśnie dlatego, gdy zobaczyłam, że zdanie wydawnictwa „Nie pozwól mu odejść” to tytuł na miarę Nicholasa Sparksa, koniecznie musiałam się z nim zapoznać.


Tytuł: Nie pozwól mu odejść 
Autor: Tomasz Kieres 
Wydawnictwo: Filia

Kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością i miłość, która nie miała się zdarzyć. Spotykają się przypadkiem, dość banalnie, bo na wyjeździe wakacyjnym i po chwili rozmowy czują się, jakby znali się całe życie. Lena nie jest pewna, czy wciąż ma prawo do tak silnego uczucia. Kamil wie, że nie powinien się angażować. A jednak rzucają się w to wszystko bez asekuracji. Tylko że wakacyjny czas szybko się kończy, a powrót do rzeczywistości to też... powrót do tajemnic z przeszłości.

Początek powieści zrobiła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Postać Kamila została stworzona wokół tajemnicy, a ja bardzo chciałam poznać jego sekret. Tym bardziej, że towarzyszyło mu mnóstwo trudnych emocji. Szybko okazało się, że muszę się uzbroić w cierpliwość. Jak to w klasycznym romansie, ona spojrzała na niego, on na nią i już się kochali! Wielka miłość bez cienia wątpliwości co do tempa tego uczucia. Ale przyjmujmy na to oko, miało być romantycznie i jest, nawet jeśli za cenę realizmu.

Mnie najbardziej intrygowała, co takiego skrywa Kamil, dlatego muszę przyznać, że długie wieczorne rozmowy, czy spacery brzegiem plaży, nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Akcja zaczyna się rozkręcać jakoś po połowie, kiedy zakochani wracają do domu i... wszystko nie wygląda tak, jak powinno. Żeby nadać całości odpowiedniego tempa, autor dodaje kilka nadzwyczajnych zbiegów okoliczności, bez których w historii niewiele by się działo. Ale z drugiej strony są też grubymi nićmi szyte.

"Na chwilę zapomniał. Zapomniał dlaczego był tutaj, dlaczego przyjechał sam, zapomniał o tym, jaką drogę odbył w ciągu ostatnich miesięcy. Drogę donikąd. Chociaż nie, znał jej koniec. Ale co złego będzie w odrobinie negacji, chociaż przez ten krótki wakacyjny czas?".

W takim razie, czy opowieść naprawdę wzbudziła we mnie tak silne emocje? Cóż... trochę na pewno. Zwłaszcza na początku i podczas melodramatycznego zakończenia. Jednak większość część książki nie mogłam zrozumieć zachowania głównego bohatera, a jego decyzje wydawały mi się irracjonalne. Wtedy czar prysł, zamiast śledzić jego niepoczynana z rosnącym zainteresowaniem, coraz wyżej podnosiłam brew ze zdziwienia. Za dużo było tematów, na które trzeba było spojrzeć z przymrużeniem oka.



Na uznanie zasługuje za to sposób "operowania słowem". Autor potrafi pięknie pisać o emocjach, zwracać uwagę na detale, które determinują  nasze życie i podnosić codzienność do rangi sztuki. Niektóre myśli szczególnie zwróciły moją uwagę i z pewnością na długo zostaną w mojej głowie.

"Zdawała sobie świetnie sprawę, że przysięgała chronić życia. Tylko, że czasem nie było co chronić, nie było już życia ani tym bardziej chęci do niego. Było tylko oczekiwanie na nieuniknione".

Nie zrozumcie mnie źle, to nie jest zła książka. To jest bardzo przyzwoicie napisany, lekki romans, który parę razy zwraca uwagę czytelnika na życiowe tematy. Emocje były, ale nie wszystkie udzieliły mi się podczas czytania. Nawiązanie do Sparksa okazało się na wyrost i sprawiło, że podświadomie oczekiwałam od książki czegoś niebanalnego. W zamian otrzymałam przyzwoitą opowieść zbudowaną ze schematów i typowych rozwiązań. Powieść przypadnie do gustu osobą ceniącym wątki miłosne i długie rozmowy (historia bowiem składa się w głównej mierze z dialogów) między bohaterami. Można przy niej miło odpocząć podczas jesiennych wieczorów, ale zapas chusteczek... nie będzie potrzebny.

Za możliwość poznania książki dziękuje portalowi Czytam Pierwszy.

banner_czytampierwszy_1

piątek, 6 września 2019

Życie cię kocha, Lili – Anna H. Niemczynow


Życie cię kocha. Nie, wcale nie żartuję! Kocha cię z całych sił i chce dla ciebie wszystkiego, co najlepsze. Nie zawsze wszystko się udaje, czasem wiatr wieje prosto w oczy, jednak są jeszcze dobre chwile. I to właśnie dla nich warto żyć.


Tytuł: Życie cię kocha, Lili 
Autor: Anna H. Niemczynow
Wydawnictwo: Filia

Liliana kocha życie i jest przekonana, że ze wzajemnością. Każdy dzień zaczyna pozytywną afirmacją i trzeba przyznać, że dobre słowa, nawet od samej siebie, bardzo się jej przydadzą. Na dniach bowiem los szykuje dla niej wiele nieprzyjemnych niespodzianek. Nie dość, że zamiast pisać ambitne artykuły, zajmuje się tworzeniem tekstów o kosmetykach, że jej chłopak praktycznie na niej pasożytuje to jeszcze... tego nie zdradzę! Ale będzie się działo!

Po zobaczeniu tej książki moją uwagę zwróciła pozytywna okładka i jeszcze bardziej optymistyczny tytuł. Zakochałam się w niej! Stwierdziłam, że koniecznie, ale to musowo muszę ją mieć. A potem przeczytałam opinie w Internecie i zaczęłam mieć wątpliwości co do mojego wyboru. Czego się obawiałam?

Z innych recenzji dowiedziałam się, że historia jest przesłodzona i schematyczna. Trochę tak, a trochę... nie. Po ciężkiej lekturze „Rany” z chęcią sięgnęłam po coś lżejszego. Muszę przyznać, że powieść faktycznie zaczyna się w dość typowy sposób. Dziewczyna, która rezygnuje ze swoich marzeń, żeby jej chłopak mógł pisać książki i... czekać na odpowiedź potencjalnego wydawcy. Skąd ja to znam? A... z powieści Krystyny Mirek „Szczęście all inclusive”. Muszę przyznać, że początek tych historii jest tak podobny, że zaczęłam zastanawiać się, czy mężczyźni pasożytujący na swoich ukochanych to jakiś nowy, popularny problem społeczny. Całe szczęście zbieżności, ale też schematyczność fabuły, na tym się kończą. Dalej opowieść toczy się w ciekawym i przyjemnym kierunku.

Motywem przewodnim powieści są pozytywne afirmacje, a bohaterka swoim życiem stara się pokazać, że takie podejściem sens. Może faktycznie jej kreacja jest lekko przerysowana, ale przez to naprawdę dobrze działa na czytelnika. Bez obawy, nie znajdziecie tutaj wyłącznie opisów szczęścia, bohaterkę czeka sporo wyzwań i nie raz puszczą jej nerwy. Ale jej myślenie jest naprawdę zaraźliwe. Czytając powieść... czułam się lepiej, byłam bardziej uśmiechnięta, pozytywniej nastawiona.

Zasługę za ten stan można też przypisać kolejnej genialnej osobie, babci Lili. I w tym zakresie, jest trochę typowo, ale również w wielu aspektach nowatorsko. Polubiłam ją od pierwszych stron, a jej poglądy naprawdę dały mi do myślenia. Była ciepła, kochana i „z jajami”. Śledziłam jej opowieść z niegasnącym zainteresowaniem.

Podobało mi się to, że cała historia została zbudowania z pozytywnych wątków, pełnych komplikacji, ale pozbawionych niepotrzebnej dramaturgi. Nie przepadam za kreowaniem silnych emocji na siłę, tylko po to, by emocjonalnie przekręcić czytelnika na drugą stronę. Nie oznacza to, że w tej powieści problemy nie są intensywne, wręcz odwrotnie. Pojawia się sporo komplikacji przez duże K, ale stanowią one spójną część historii, ostatecznie jedynie potęgującą pozytywny wydźwięk.

Na końcu jeszcze warto opowiedzieć o... miłości. Literatura obyczajowa ma tendencją do przedawkowywania romantycznych uniesień. Tym razem jest ich tyle, ile trzeba i to na wielu frontach. To coś więcej, niż opowieść o tym, że pani poznała pana, to historia zwykłych ludzi, którzy na co dzień potrafią zachować uśmiech, nieważne co by się nie działo. Ale też z drugiej strony, dają sobie prawo do smutku, bo w życiu jest miejsce i na jedno i na drugie. Tylko z niczym nie należy przesadzać.

„Życie cię kocha, Lilia” to książka, która trafiła mi się w idealnym momencie. Brakowało mi takiego lekkiego, szczerego i bardzo pozytywnego przekazu. Właśnie dlatego mogę cię zapewnić o jednym, zakochasz się w tej książce!

Książkę do recenzji przekazał portal Jakkupowac.pl

logo


wtorek, 27 sierpnia 2019

Francuska opowieść – Krystyna Mirek


Wakacyjny klimat sprzyja podróżom. Byliśmy już w Grecji, czas obrać nowy kierunek, Francja i jej winnica czekają na śmiałków niebojących się ciężkiej pracy i pięknych widoków. A w takich warunkach to już niewiele trzeba, by zakwitła... miłość. To jak, ruszamy w drogę?


Cykl: Szczęście all inclusive (tom 2)
Wydawnictwo: Filia
Nowa miłość, nowy kraj, nowa praca. Beata stawia wszystko na jedną kartę i chociaż nie bez wątpliwości, to jednak całą sobą angażuje się w relacje z narzeczonym. Jednak czy ślub to na pewno dobry krok? Zwłaszcza że w tle wciąż majaczy jej były chłopak. Z kolei w słonecznej Francji z demonami przeszłości musi się zmierzyć lekkoduch Aleks. Pewną tajemnicę skrywa też hrabia, czy odważy się ją wyjawić? W tym sezonie winnica będzie tłem dla wielu miłosnych komplikacji.
Francuska opowieść” to drugi tom i bezpośrednia kontynuacja „Szczęścia all inclusive” (serii niedawno wznowionej przez Filię). Jeśli nie mieliście przyjemności czytać pierwszego tomu, to warto po niego sięgnąć. Chociaż książkę da się czytać niezależnie, to jednak zdradza sporo z wcześniejszych perypetii bohaterów, a ponieważ Krystyna Mirek pisze świetnie, naprawdę nie ma co psuć sobie zabawy.

Najnowsza powieść autorki to tytuł przede wszystkim rozrywkowy i niesamowicie wakacyjny. Klimat słonecznej Francji, zbioru winogron i plantacji na przedmieściach przenosi naszą wyobraźnię do malowniczych krajobrazów. Krystyna Mirek bardzo plastycznie opisuje otoczenie, pozwalając nam poczuć się, jakbyśmy byli na miejscu.

Chociaż emocji wciąż jest sporo, miałam wrażenie, że jest to powieść lżejsza niż zazwyczaj. O ile wcześniejsze książki budziły we mnie mnóstwo uczuć, w tym też tych trudnych, to tym razem nie zaangażowałam się tam mocno. Owszem, poruszono sporo ważki tematów, ale w bardziej beztroski sposób, zapewniając czytelnikowi bardziej chwile relaksu niż sprawy do przemyśleń. Pojawia się kilka godnych uwagi myśli, jednak całość utrzymuje lekki, pozytywny nastrój od początku do końca.
Spodobała mi się też kreacja bohaterów, bo plejada postaci jest naprawę bogata. Mają przeróżne charaktery, które początkowo mogą wydawać się schematyczne. Gdy jednak poznajemy ich lepiej, zaczynamy orientować się, jak wiele zachowań to tylko pozory, jak bardzo starają ukryć za „maskami”. Wraz z rozwojem akcji musimy zweryfikować naszą wstępną ocenę i spojrzeć jeszcze raz na ich kreacje, tym razem bez uprzedzeń. A sprawa jest całkiem dynamiczna, bo fabuła zmusza bohaterów do wewnętrznych przemian i na nowo określania swojego życia. Jak to już u autorki w „pakiecie” nie obejdzie się bez stawiana wszystkiego do góry nogami i odważnych deklaracji. Czy wszyscy wyjdą na tym dobrze? Musicie to sprawdzić sami!

poniedziałek, 26 sierpnia 2019

Szczęście all inclusive – Krystyna Mirek


Już mamy koniec sierpnia? Jak, a dokładnie... kiedy to się stało? Przecież ledwie kilka dni temu zaczęły się wakacje. Nie wiem, jak wy, ale ja jeszcze nie zamierzam myśleć o wrześniu. W moim sercu wciąż letnio i beztrosko. Właśnie dlatego z przyjemnością sięgnęłam po „Szczęście all inclusive” Krystyny Mirek.

Wydawnictwo: Filia

Beata niczym magnez przyciąga chłopaków potrzebujących wsparcia, kochanych, ale wymagających nieustannego wsparcia i... opłacana rachunków. Powoli ma tego po dziurki w nosie. Zwolnienie z pracy staje się dla niej motywacją do radykalnych zmian. Jedzie do Grecji, by tak w roli pokojówki odbić się od dna. W tym sezonie w pięciogwiazdkowym hotelu spotka się kilka zagubionych duszyczek. Jakub z apodyktyczną szefową, tfu... narzeczoną, szukający uwagi Franek i małżeństwo, któremu jakoś ostatnio nie było po drodze. Czy w Grecji zadzieje się magia?

Szczęście all inclusive” to typowe, letnie czytadło. Mam wrażenie, że w ramach wakacyjnej serii autorka więcej uwagi poświęciła kreowaniu atmosfery i słów pociechy, niż problemów i komplikacji. Fabuła jest przyjemna, ale też całkowicie przewidywalna. Akcja została zbudowana wokół wątków miłosnych. Naprzemiennie opisywane są losy kilku par i rozwój tych znajomości jest w zasadzie oczywisty już od pierwszych strona. Owszem, pojawia się po drodze kilka komplikacji, ale nie zwodzi to szczególnie czytelnika. Jest to romans, który czyta się bardziej dla klimatu i dobrego samopoczucia, niż zwrotów akcji.

To, co autorce się bez wątpienia udało to oddanie klimatu Grecji. Czytając ją dosłownie czuć na twarzy wiatr od morza! Gaj oliwny, plaże, wieczorne spacery... aż chce się rzucić wszystko i lecieć do Grecji.

Z opisywanych historii najbardziej przypadła mi do gustu sytuacja Oliwi, może nie dlatego, że była jakoś szczególnie oryginalna, ale bardzo mi bliska. Marzenie o karierze to kolejne wyzwanie współczesności. Nie wszystko jest jednak takie, jak to opisują kolorowe gazety. Z kolei największym rozczarowaniem okazał się wątek Franka, o ile przez większość czasu był ciekawy, a narracja przezabawna, to sam finał zbyt prosty. Nie przemówiła do mnie ta cudowna przemiana.

Szczęście all inclusive” w wydaniu Filii to wznowienie wcześniej wydanej książki. I to widać. Od tego czasu pisarstwo autorki zdecydowanie zyskało na głębi, jej nowsze książki budzą we mnie więcej emocji. Nie mnie wakacyjna seria idealnie komponuje się z letnim czasem, świetnie sprawdzi się na wakacjach czy nawet podczas spaceru po parku. Dlatego korzystajcie, ile możecie i ze szczęścia i z lata!

czwartek, 25 lipca 2019

Życie za wszelką cenę – Lisa Genova

Ta książka naprawdę boli! Prawie dosłownie! Niesamowicie szczerze i brutalnie konfrontuje nas ze śmiercią. Masz na tyle odwagi, by spojrzeć na życie bez różowych okularów?


Autor: Lisa Genova
Wydawnictwo: Filia

Richard w życiu zawodowym osiągnął już chyba wszystko. Jest światowej sławy muzykiem, jego koncerty na fortepianie to zawsze bardzo ważne wydarzenie kulturalne, a liczne nagrody i wyrazy uznania spływają praktycznie codziennie. Czy można powiedzieć, że ma wszystko? Niekoniecznie. Jego małżeństwo zakończyło się rozwodem, nigdy nie miał kontaktów z córką, a dodatkowo... właśnie zdiagnozowano u niego ALS. Czy wizja śmiertelnego choroby cokolwiek zmieni w jego życiu? Jak w tym wszystkim odnajdzie się jego „okaleczona” brakiem uwagi rodzina? Wraz z postępem choroby kurczy się czas Richarda, czy starczy go na najważniejsze sprawy?

Lisa Genova znana jest z mocnych książek, ale ten tytuł jest tego najdobitniejszej przykładem. Już po pierwszych stronach rozrywa serce na strzępy i ani przez chwilę nie próbuje nas oszukać, że w życiu wszystko jest drogą do szczęśliwego zakończenia. Sama nie wiem, czego się spodziewałam, ale nie tego! Lisa już od pierwszych stron konfrontuje nas z brutalną prawdą, nie bawi się w delikatność, pokazuje wszystko tak szczerze, jak to tylko jest możliwe. Jednym zdaniem, jest to opowieść o... umieraniu. Chciałoby się powiedzieć, że z wszystkimi jego blaskami i cieniami, ale blasków nie ma. Jest za to ból, samotność, utrata kontroli nad własnym ciałem, upokorzenie i problemy z najmniejszymi czynnościami. Czytanie o tym stanowi rodzaj masochizmu, który wstrząsa i niezwykle porusza.

Zazwyczaj mówię o tym, dla kogo jest dana książka. Tym razem powiem... dla kogo nie jest. Nie sięgajcie po nią, jeśli niedawno umarł wam ktoś bliski, zwłaszcza jeśli w wyniku długotrwałej choroby, a już, szczególnie gdy było to stwardnienie rozsiane. Ten tytuł nie patyczkuje się z czytelnikiem, wykłada kawę na ławę i pokazuje wszystko takim, jakim jest. Bez znieczulenia.

Podczas czytania bez wątpienia nie będzie wam towarzyszyć za dużo pozytywnych myśli, nie znaczy to jednak, że nie pojawi się kilka wartościowych refleksji. Czasem, gdy mam naprawdę podły dzień i nic mi nie wychodzi, myślę właśnie o tej powieści. Ktoś w pracy robi problemy? Trzeba się tłumaczyć nie ze swoich błędów? A może kurier znowu pomylił adres? Dam radę! Mam nóżki, rączki, wszystko działa, naprawdę mogło być o wiele gorzej.

Ale wróćmy jednak do analizy samej książki. Pod silną warstwą emocjonalną skrywają się ciekawe postacie, jednak zarysowane dość typowo. Richard to mężczyzna, który przez całe życie skupiał się na swojej karierze, na udowodnieniu sobie własnej wartości. Z kolei jego była żona zbudowała swoją codzienność na umożliwieniu mu realizacji jego planów. Każde z nich jest zgorzkniałe, pełen pretensji. Nie ma jednak co liczyć na wielkie zwroty akcji, relacje między byłymi małżonkami będą się toczyć zupełnie przewidywanie. To jest chyba moja główna uwaga wobec tytułu. Autorka bardzo skupiła się na opisywaniu poszczególnych etapów choroby, na tylko, że nie zadbała o ciekawy rozwój historii. Wątki osobiste są ciężkie, trudne, wręcz „wydukane”, ale jednak szczątkowe i niezaskakujące. Jest to spójne z całą koncepcją książki i sprawia, że to właśnie ALS jest głównym bohaterem „Życia za wszelką cenę”.

Jeśli zastanawiacie się nad sięgnięciem po tę pozycję, to muszę was ostrzec. Robicie to na własną odpowiedzialność. Ale jest to książka, która na długo pozostanie w głowie, która nie będzie dawać wam spokoju, nawet na długo po jej przeczytaniu i nawet jeśli nie zmieni waszego życia, to z pewnością każe się zastanowić nad wieloma sprawami.



czwartek, 30 maja 2019

Jeszcze się kiedyś spotkamy – Magdalena Wiktiewicz


„Bo męska rzecz być daleko, a kobieca wiernie czekać...”.

 

Wojenna miłość jest inna, bardziej intensywna, mniej pewna, przepełniona strachem i nadzieją. Z dnia na dzień całe życie staje na głowie. Powrót do domu nagle przestaje być tak pewny, a każdy pocałunek może być ostatnim. I jak na przekór temu wszystkiemu miłość pcha się z całych sił. Póki jeszcze może...


Tytuł: Jeszcze się kiedyś spotkamy
Autor: Magdalena Witkiewicz
Wydawnictwo: Filia

Justyna musi pogodzić się ze śmiercią swojej babci, kobiety skrywającej trudną przeszłość. Po pogrzebie zostaje w jej mieszkaniu i zagłębia we wspomnieniach. Życie babci to historie wojny, miłości, nienawiści i nadziei. Justyna powoli odkrywa burzliwe losy Adeli, Franciszka, Janka, Racheli, Joachima i Sabiny w wyjątkowo niespokojnych czasach. Z każdą nową informacją czuje się coraz bardziej z nimi związana i odkrywa coraz więcej rzeczy łączących jej życie z przeszłością. Jak wpłynie na nią poznanie prawdy? Czy wojenna opowieść może być historią miłosną? A może więcej w niej zdrady i śmierci?

W książce „Jeszcze się kiedyś spotkamy” autorka wraca do konwencji z „Czereśnie zawsze muszą być dwie”. Ponownie poznajemy przeszłość, wychodząc od teraźniejszości i współczesnych losów Justyny. Szybko te dwie opowieści zaczynają się ze sobą zazębiać, mieć coraz więcej wspólnego i skłaniać czytelnika do pewnych przemyśleń. Jak życie naszych przodków wpływa na nas teraz? Ten sposób narracji, oparty na przeskokach czasowych, pozwala nam poznawać w jednym czasie losy bohaterów żyjących w zupełnie odmiennych momentach dziejowych. To nie tylko fascynujący sposób budowania napięcia, ale też metoda pokazania powiązań i zależności.

Jeszcze się kiedyś spotkamy” wywołało we mnie całe mnóstwo emocji. Wszystko, co straszne, piękne, bolesne i wzniosłe zostaje zwielokrotnione przez dziejącą się w tle wojnę. Razem z bohaterami będziemy uczestniczyć w ślubach, narodzinach, ale też zdradach i oszustwach. Z dnia na dzień zwyczajne i codzienne sytuacje stają się szczytem luksusu. Pojawia się też wiele dylematów moralnych, które miłość jedynie komplikuje. Podczas jej czytania bardzo intensywnie odczuwałam opisywane emocje i cały czas myślałam, jak ja bym się wtedy zachowała. Trudno było cały czas pamiętać, że mowa o fikcji. Bo pomimo tego, że te wydarzenia nie miały miejsce, wiele z opisanych sytuacji na pewno się wydarzyło. Warto o nich myśleć i doceniać to, co się ma.


Duże uznanie należy się także za search historyczny. Powieść zyskuje na autentyczności właśnie dzięki sporej liczby autentycznych drobiazgów. To właśnie one i wciągająca fabuła sprawiają, że czytelnik całym sobą wczuwa się w klimat tych czasów.

Nie jest to jednak tylko historia smutku, a nie! Wojna jest straszna, ale dobro, piękno, miłość są uniwersalne i znajdują dla siebie miejsce nawet tam, gdzie nikt się nich nie spodziewa. Po lekturze tej powieści czułam się pokrzepiona. Zwłaszcza ze względu na rozwój fabuły, który w piękny i wręcz symboliczny sposób zamyka wszystkie wątki i wyjaśnia tajemnice.

Bez wątpienia „Jeszcze się kiedyś spotkamy” to powieść wyjątkowo, która na długo zostanie w mojej pamięci sercu. Intrygująca fabuła, ciekawa opowieść i huragan emocji sprawiają, że nie sposób oderwać się od jej czytania.


Recenzje innych książek autorki możecie znaleźć TUTAJ.

czwartek, 25 kwietnia 2019

Tam, gdzie serce twoje – Krystyna Mirek

To nie jest kwestia jednej decyzji, chwili, czy przypadku. To, jak wygląda twoje życie, jest konsekwencją wielu wydarzeń, przemilczeń, kompromisów. Dlaczego więc nic nie jest takie, jak powinno? Czemu nie jesteś szczęśliwa? Droga do samorealizacji nigdy nie jest prosta, a jeśli chcesz nią podążać... prawdopodobnie przyjcie ci zakwestionować cały swój świat.


Tytuł: Tam, gdzie serce twoje
Autor:
Krystyna Mirek
Wydawnictwo: Filia
Bestsellery

Laura poświęciła wszystko dla swojego męża i dziecka. A raczej marzenia o dziecku. Pomimo wielu prób, badań i nowatorskich metod leczenia od 10 lat nie jest w stanie zajść w ciążę. W tym czasie nie tylko ryzykowała swoim zdrowie, ale też zatraciła samą siebie. Już nie wie kim... Stała się bezbarwna, poprawna, zawsze w cieniu męża, gotowa wspierać i wyręczać. Wie jedno, nie o takim życiu marzyła. Właśnie dlatego pewnego poranka dochodzi do wniosku, że nic już się nie zmieni. Po cichu pakuje kilka rzeczy, wychodzi z domu i rusza w drogę. Nawet nie spodziewa się, że los ma wobec niej poważne plany. Szybko okazuje się, że w miejscu, do którego trafia, czeka wiele złamanych serc i zranionych dusz. Czy Laura zauważy, że jedną z nich jest... jej mąż?

W swoich recenzjach zawsze podkreślałam, że Krystyna Mirek cały czas tworzy nowe sytuacje, inne postacie, niecodzienne charaktery. Tak jest i tym razem, chociaż... nie do końca. Jeden z bohaterów jest bardzo podobny do postaci, o której już czytałam. Również sam motyw szukania szczęścia w zupełnie innym miejscu już się kiedyś pojawił. Ale to chyba wszystkie „powtórki”. Historia szybko wpada na swoje własne, pomysłowe, ale też bardzo życiowe towary.

W twórczości pisarki uwielbiam to, że opowieść nigdy nie jest przesłodzona. Wszystkie szczęśliwe zbiegi okoliczności, czy zasłużone nagrody od losu poprzedzone są wieloma walkami o swoje, czy trudnymi kompromisami. I tak jest również teraz. Na początku opowieść może przytłaczać ilością bolesnych emocji i niełatwych doświadczeń. Życie nie rozpieszczało naszych bohaterów, ale również wiele nieszczęść zawdzięczają sobie sami. Sporo tych sytuacji jest wyolbrzymionych, co jednocześnie budzi w nas silne uczucia i skłania do myślenia. Za pomocą powieści Pani Krystyny możemy spojrzeć na konsekwencje pewnych decyzji w skali całego życia bohaterów. Na co dzień nie mamy takiej możliwości, co nie zmienia faktu, że stajemy przed podobnymi wyborami. Myślę, że jej powieści zwracają naszą uwagę na pozornie błahe sprawy, na kwestie, które odłożone na później nigdy nie są rozwiązane.

Dla mnie ta powieść była szczególnie wzruszająca i to pod wieloma względami. Składa się wielu, poplątanych i nieoczywistych historii. Od strony technicznej zostały one naprawdę dobrze opowiedziane. Po przeczytaniu powieści mogę stwierdzić, że poznałam „biografie” około dziesięciu bohaterów, jednak w czasie lektury zupełnie nie zwracałam uwagi na mnogość tych opowieści. Każda historia płynnie wynikała z innej, wszystko było zaprezentowane bardzo naturalnie i nie stworzyło w mojej głowie „zamieszania”, czy wrażenia nadmiaru informacji.

Tam, gdzie serce twoje” to powieść magiczna, niezwykle wzruszająca, skłaniająca do myślenia i zapadająca w pamięć. Z zapartym tchem śledziłam losy bohaterów, kibicując im i... trochę też sobie. Myślę, że każdy z nas znajdzie w niej coś, co szczególnie do niego przemówi. I chociażby dlatego warto po nią sięgnąć.

 

wtorek, 5 marca 2019

Nieodgadniona – Remigiusz Mróz


Mam to do siebie, że książki, które zachwycają innych, mnie zupełnie nie przepadają mi do gustu. I odwrotnie, te powszechnie krytykowane mi sprawiają ogromną frajdę. Jednak od każdej zasady są wyjątki. I tym razem przyjdzie mi chyba zgodzić się z opinią większości...


Tytuł: Nieodgadniona
Autor: Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Filia
Nowość

Kasandra wykonała swój plan, po trupach, po złamanych sercach i zawiedzionych zaufaniach, doszła do celu. Jest bezpieczna, czy jednak na pewno? Nagle ginie jej syn, a ona jest pewna, że zna sprawcę. Zjawia się u Wernera i żąda pomocy. Tymczasem Damian właśnie otrzymał nagarnia VHS ze swoją zmarłą narzeczoną. Czy ona żyje? Kto stoi za tym wszystkim?

Nieodgadniona” to kontynuacja „Nieodnalezionej”. Książki, która gdyby nie jej ostatnie zdanie, nigdy nie wymagałaby ciągu dalszego. I w pewnym sensie wyszłoby to jej na dobre. Remigiusz Mróz po raz kolejny funduje nam galimatias wydarzeń, emocji i zbiegów okoliczności, gdzieś po drodze gubiąc zdrowy rozsądek i zaufanie czytelnika.

O ile pierwszy tom bardzo mi się podobał, o tyle drugi wydał mi się już pisany bardzo na siłę. Pierwotna intryga, chociaż grubymi nićmi szyta, miała sens. Ale obudowana kolejnymi zwrotami akcji, odwracaniem wszystkiego kilka razy na różne strony, stała się przesadzona i momentami groteskowa.

Po pierwsze, główny bohater pomimo rzekomej nienawiści, od razu wierzy, ufa i pomaga Kasandrze. Chociaż powinien raczej trzymać się od niej z daleka. Ale mniejsza z tym. Drugie to wątek syna, który spełniał swoją funkcję tam samo wiarygodnie, jak w każdym serialowym tasiemcu. Pojawiał się na chwilę, spełniał swoje zadanie, ale ostatecznie był dodatkiem i ozdobnikiem. Nie poczułam w nim głębi, czy autentycznej więzi.

Problemem stała się też sama intryga. Wcześniej śledziłam ją z zaangażowaniem. Tym razem wiedziałam, że autor na początku będzie mi podtykał mylne tropy, zwodził i prowadził na manowce. Potem kilka razy wszystko rysował od nowa i na końcu czymś zaszokował. Spodziewałam się tego, sama konstrukcja dość szybko wyszła na jaw, a ja przestałam się przejmować rozwojem wydarzeń. Wiedziałam, że wszystko, co wiem teraz, później zostanie przedstawione w zupełnie innym świetnie. Jaki sens miało więc angażowanie się?

Mimo wszystko nie powiem, żeby powieść czytało mi się źle. Tak, kilka razu wzdychałam zaskoczona jakimś absurdalnym zwrotem akcji, innym razem zniesmaczyłam się przesadną dosadnością, jednak cały czas chciałam się dowiedzieć, jak to się wszystko zakończy. Bo powieść została napisana lekkim, przystępny, czasem zbyt bezpośrednim językiem. Akcja rozwija się dynamicznie, miała liczne zwroty akcji i ciekawe rozwiązania fabularne. Jednak więź, która budowała się między bohaterami wcześniej, tym razem nie była już tak autentyczna. Zwykła, lekka powieść akcji, wypełniona przygodą, ale pozbawiona refleksji.

O ile u początkujących autorów byłby to niezły tytuł, o tyle Mróz, odmieniany przez media przez tysiące przypadków, zupełnie się nie popisał. Sztampowe rozwiązania i udziwnienia na siłę. Wcześniej było nieszablonowo, a teraz jest tylko dynamicznie i typowo. Był potencjał, był pomysł, a nawet tysiące, ale zaserwowanie ich wszystkich naraz, byle tylko zaskoczyć czytelnika, zepsuło cały pomysł. Tym razem muszę się zgodzić z większością. Niewypał.


wtorek, 28 sierpnia 2018

Zostań ile chcesz


Czasem jeden człowiek potrafi odebrać nam wiarę w innych ludzi. Jeden niewłaściwy mężczyzna, jedna nieodpowiednia kobieta i nasze serce zamyka się na miłość. Czy da się je otworzyć na nowo? Da, ale nie jest to proste zadanie.

Autor: Anna H. Niemczynow
Wydawnictwo: Filia

Kobieta z przeszłością i mężczyzna po przejściach. Historia jak każda, a jednocześnie żadna inna. Ala ma Polę, ale Pola już nie ma taty. Bo ten okazał się równie nieodpowiedzialny, co niedojrzały. Alicja wraz z dzieckiem musiały od niego odejść i na nowo zbudować swoją rzeczywistość. Nie jest to łatwe i kobieta haruje codziennie by zapewnić córeczce godny byt. Również Maciej sparzył się na miłości. Zdradzony i opuszczony przez żonę stracił wiarę w kobiety. I tych dwoje rozczarowanych przez życie przez przypadek na siebie trafia. Czy będą w stanie zaufać na nowo? Czy ta historia może mieć dobre zakończenie?

Zostań ile chcesz to typowy przykład literatury kobiecej. Główny wątek fabularny idealnie wpasowuje się założenia gatunku. Mamy bohaterów po przejściach, trudną miłość, silne emocje, ale też rodzicielstwo, problemy finansowe i zawodowe. Aż chciałoby się powiedzieć, samo życie! Z tego względu nietrudno się zaangażować w opowieść, a śledzenie losów bohaterki przypomina trochę opowieść sąsiadki z naprzeciwka.

Dużym plusem książki jest wplecenie w historie wielu nawiązań muzycznych. Nasi bohaterowie nie tylko nucą pod nosem, oni w treści piosenek odnajdują nawiązania do swojego życia. Jest to fajny ozdobnik nadający całości smaku (i rytmu).

Z kolei, jeśli miałabym wskazać najciekawszą postać w książce, to byłaby to... Pola. Zdecydowanie zachwyciłam się córeczką Alicji, dziewczynką równie uroczą, co mądrą. Wątek dziecka nadawał opowieści mocniejszego wyrazu, potęgował powagę sytuacji i wzbudzał emocje. Zwłaszcza tych ostatnich było w powieści całkiem sporo, chociaż w tym zakresie mam mieszane uczucia. Większość akcji rozrywa się dookoła wewnętrznych przeżyć bohaterów i o ile na początku bardzo mnie to intrygowało, w połowie straciło na siłę przekazu i przestało robić na mnie wrażenie.

Sporym plusem jest też lekka, pierwszoplanowa narracja prowadzona na zmianę z perspektywy każdego z bohaterów. Książkę czyta się szybko, może nie z zaparty tchem, ale bez większych problemów, czy oporów.


Z drugiej jednak strony Zostań ile chcesz to opowieść dość schematyczna. Fabuła nie obfituje w zaskakujące zwroty wydarzeń. Bieg akcji jest niestety bardzo przewidywalny i niczym nie wyróżnia opowiadanej historii od innych książek z literatury kobiecej. Również bohaterowie to postaci raczej klasyczne. Ich relacja przebiega w sposób typowy, a przemiany charakterów następują w oczekiwanych przez czytelnika momentach. Również zachowanie głównej bohaterki momentami było dla mnie irracjonalne i sprawiało wrażenie działań podjętych jedynie w celu oddalenia przewidywalnego zakończenia.

Zostań ile chcesz powieść dobra, chociaż bardzo przeciętna. Napisana w przystępny sposób, czyta się błyskawicznie, ale niczym nie zaskakuje i nie trzyma napięciu. Świetnie sprawdzi się jako coś lekkiego do poczytania, ale raczej nie zrobi wielkiego wrażenia na osobach, które oczekują od powieści czegoś więcej, niż relaksu.

Za książkę dziękuję księgarni Selkar.pl.

Tu mnie znajdziesz

Copyright © 2018 Recenzje na widelcu
| Distributed By Gooyaabi Templates